Poranek był zaskakująco chłodny. Spadł śnieg. Miasto jak zwykle w takich sytuacjach było zakorkowane na amen. Młody lekarz wsiadł do tramwaju który przyjechał z niemal półgodzinnym opóźnieniem. Miał do przejechania spory kawałek więc rozsiadł się wygodnie na jednym z foteli. Rozmyślał o tym ilu ludzi trafi dziś na izbę przyjęć z wypadków. Miał cichą nadzieję, że nie tak wielu, ale realia były takie że śnieg zwykle równał się podwojeniu liczby pacjentów z wypadków. Po chwili jego myśli powędrowały w stronę jego czteroletniej córeczki i żony. Dwie kobiety jego życia spały teraz smacznie w domu. Uśmiechnął się mimowolnie z rozmarzeniem. Myślał o nich codziennie w czasie podróży do pracy i za każdym razem czuł to samo przyjemne ciepło. Droga mijała powoli i spokojnie. Mężczyzna śledził oczami mijane budynki i szyldy sklepów myślami będąc jednak zupełnie gdzie indziej. Tramwaj mijał właśnie jedno ze skrzyżowań. Lekarz spojrzał w okno i coś zwróciło jego uwagę. W tej właśnie chwili czas zwolnił do maksimum. W stronę tramwaju z dużą prędkością zbliżał się tir. Nikt nie zdążył nawet zareagować. Mężczyzna poczuł silne szarpnięcie, po czym wszystko zawirowało. Szyby wyleciały z okien. Ludzie krzyczeli i wirowali w powietrzu zderzając się wewnątrz maszyny przetaczającej się wokół własnej osi. Lekarz uderzył głową w ścianę tramwaju i wszystko w jednej chwili zgasło.
***
Czterech mężczyzn spuszczało na linach brązową trumnę w głąb ziemi. Tuż obok łkała młoda kobieta ubrana na czarno ściskając smutną pięcioletnią dziewczynkę. Zaraz za nimi stał mężczyzna w podeszłym wieku trzymając mocno swoją omdlewającą od łez żonę. - Mój syn… - lamentowała staruszka – mój biedny synek… Po drugiej stronie grobu stał młody mężczyzna. Milczał, lecz w oczach miał łzy. - Nigdy Cię nie zapomnę braciszku… - powtarzał w myślach. Wszystkich obecnych łączył ból i wyrwa w sercu po stracie ukochanego członka rodziny. W końcu kilku mężczyzn zaczęło zasypywać łopatami dół. W tej samej chwili mała dziewczynka zaczęła głośno krzyczeć: - Mamo! Oni zakopują tatę! Czemu oni go zasypują! Ratuj go! Kobieta zakryła twarz dłońmi i mocno zapłakała, jednak po chwili trochę się opanowała. - Kochanie, tatuś nie żyje. Oni zakopują ciało. Tam nie ma już tatusia. Tatuś jest w niebie. Dziewczynka nic nie odpowiedziała. Wciąż nie wszystko rozumiała ale na swój sposób czuła ten sam ból co wszyscy pozostali.
***
Na europejskich drogach ginie rocznie ponad trzydzieści tysięcy osób.
Ku pamięci Pawła S. Na zawsze będziesz w mojej pamięci przyjacielu.