Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pogrzeb

Ancyk

Poranek był pochmurny, dopiero gdy dźwięk syreny strażackiej oznajmił wszystkim, że już czas, zaczęło pojawiać się słońce. Ian nie raz słyszał jak ludzie mówili, że jeśli w czasie pogrzebu pada deszcz to zmarły żałuje życia. Na pogrzebie Arisy pogoda z minuty na minutę się poprawiała. Z domu wyszło czterech mężczyzn w garniturach. Szli wolno, krok za krokiem. Na barkach mieli opartą jasną trumnę. Białe rękawiczki przytrzymywały brzegi, a oczy jakby zamarły w żałobie. Za nimi słaniając sie na nogach wyszła z domu matka Arisy. W dłoniach, ściśnięte przy piersi miała zdjęcie córki. Wtedy jednym duchem rozlało się morze łez zebranych. Widział to...Cała wieś...Babki-przekupki płakały jak za własnym dzieckiem.

Gdy starzec odchodzi jest żal. Gdy odchodzi ktoś młody, jest serce pełne rozżalenia, goryczy i niezrozumienia. I kujące pytanie: „dlaczego?”,na które nikt nie zna dobrej odpowiedzi. Wtedy jedynym ratunkiem jest Bóg i wiara w to, że dusza właśnie tyle czasu potrzebowała na ziemi, by zasłużyć sobie na miejsce u Pana. W takiej chwili każda odpowiedź jest tylko chwilowa. Co dziś odpowie duchowny?
Sznur samochodów ciągnął się kilkanaście metrów. Wokół kościoła zgromadził się już tłum ludzi czekających na pożegnanie. Pożegnanie? Nikt nie chce się TAK żegnać. Jedyne czego się pragnie to przeklinać świat za tą niesprawiedliwość. Za to, że nie dał szansy Arisie na walkę. Za wyrok...
Ian nie potrafił tego zrozumieć. Tej strasznej nieobecności. W jednej chwili jest człowiek, a w drugiej go nie ma. Najpierw opowiadasz mu wszystko o sobie, o planach jakie masz, zna cię lepiej niż ty sam, a potem tak zwyczajnie w świecie nie masz do niego w ogóle dostępu. Pamiętasz go. Pamiętasz wszystko co z nim związane, jesteś przesiąknięty wspomnieniami, aż do szpiku kości. Nie możesz pojąc tego dlaczego to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Wciąż myślisz, że to jest jakiś głupi żart, że ona wróci niebawem, że to wszytko się skończy i okażę się jednym wielkim nieporozumieniem.

***

Pogrzeby są dla żywych, nie dla martwych.
Właśnie teraz przekonałam się, że stare porzekadło jest jak najbardziej trafne. Stałam kilka metrów od nich, choć oni nie mieli o tym pojęcia. Było tak cicho, choć ludzie wokół szeptali, ocierali słone łzy. Widziałam przyjaciół, byli prawie wszyscy. Wszyscy ci, którzy byli moją rodziną mimo tego, że nie łączyły nas więzi krwi. Wsłuchiwałam się w w śmiech strachu, patrzyłam w głąb rozpaczy, bezdennej i duszącej z każdym oddechem tych konkretnych żałobników. Przyglądałam się jak wyprowadzają moje ciało z domu, słuchałam mów pożegnalnych kilku osób, widziałam jak uroczyście otulają grób wieńcami kwiatów, jak przypadkowi ludzie będący akurat na cmentarzu przyglądają sie zaciekawieni.
To nie tak miało być...
Nie chciałam gapiów i nieszczerych łez wylewanych do popielniczek! Nie chciałam bogatych wieńców tylko bukiecik polnych kwiatów! Nie chciałam aby zrobili ze mnie malowaną lalę i wsadzili do pięknego pudełka! Nie chciałam nowej garsonki, której pragnęłam za życia i nowych butów, których i tak już nie schodzę. Dajcie spokój z modlitwami recytowanymi z ksiąg! Wolałabym kilka szczerych zdań prosto z serca. Cała ta oprawa nie jest grosza warta. Pochowajcie mnie po cichu, tak jakby nic się nie stało! Jakby tylko wiatr na chwilę przystanął. Na stopy włóżcie stare buty, te niebieski - moje ulubione. Dajcie mi odejść bez krzyku, bez mody...
Ludzie to egoiści. Nad czym płaczą na pogrzebach bliskich? - spytał mnie ktoś nie używający głosu.
Odwróciłam się i ujrzałam Kitsunebi`ego siedzącego na pieńku ściętej brzozy. Nie patrzył na mnie. Jego ślepia utkwione były w tych, którzy stali jeszcze nad świeżym grobem.
Nad tym, że ich już więcej nie zobaczą. - Lis sam sobie udzielił odpowiedzi.
Prze dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało.
Kto ją zabił? - Chciał wiedzieć Opiekun. Wpatrywał się w mój grób.
Przed oczami pojawił mi sie obraz pięknej, lecz zranionej przez człowieka rudej klaczy.
- Nadzieja - odparłam bez wahania.
Jak to? - padło następne pytanie.
Tym razem przypomniałam sobie momenty, w których Iskra zaczynała mi ufać.
- Wierzyła, że zaufanie zrobi co trzeba.
Zrobiło?
- Zdradziło ją ze zmartwieniem.
A ono? - wciąż pytał Kitsunebi.
Ian namawiający mnie do zaprzestania prób tuż po tym jak Iskra na mnie zaszarżowała. Mój rosnący wciąż upór mimo tego, że w głębi duszy przyznawałam mu rację.
- Płakało za rozsądkiem - rzekłam cicho.
Zjawił się na pogrzebie?
- Głosił mowę pożegnalną. - Zamknęłam oczy.
Co w niej zawarł? - pytał zaciekawiony lis.
Rozpacz matki tulącej moje zdjęcie. Łzy Irci, Namidy, Agnes i Pauli. Zaciśnięte pięści Trishy. Nieobecny wzrok Iana. Poczucie winy wymalowane na twarzach trenera i Huberta. Widoczna przysięga w oczach Anastazji i Jessiki.
- Wielkie słowa.
Czy pożądanie przyniosło wieniec?
- Tak, złożony z serc bliskich ludzi.
A ludzie?
Iskra stojąca w boksie od kilkunastu dni. Samotnie.
- Przestali w nią wierzyć.
Znów nadzieja...Niesforna. Płakała?
- Już nigdy nie zaufa - stwierdziłam ze smutkiem.
A sumienie? Załamało się? Gdzie teraz jest?
Eva i Michael pielęgnujący Gumisia.
- Męczy pocieszenie, przyjaciela nadziei.
Kto zapłacił za ten pogrzeb?
Wieczory spędzone na piciu, tańcu i rozmowach. Dzielenie się swoją pasją, lecz również wszystkimi problemami. Bycie zawsze, nawet gdy nie byli mile widziani.
- Przyjaźń - odparłam drżącym głosem. Łzy spływały po moich policzkach. - Co napisali na nagrobku? - Tym razem to ja zadałam pytanie.
Oddanie. Pasja. Miłość - odparł Opiekun.

723 wyświetlenia
24 teksty
0 obserwujących
  • fyrfle

    5 February 2015, 18:48

    Dobre i sensowne. Pozdrawiam!