Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pokój 22

Pokój 22

To już ponad rok odkąd Meg przyjechała
do ''Moon Hotel'',
jednak dziś obowiązki pokojówki wydawały
się coraz nudniejsze...
Padał deszcz i wielkie ciemne okna spływały
płaczącymi kroplami letniej ulewy,
po chwili deszcz
zyskał na sile i stukał już o metalowe parapety.
-Meg zmień pościel w pokoju "22" ! Pilne!
dziewczyna zerwała się z hotelowego łóżka,a
mała poduszeczka spadła z jej
kolan na miękki dywan.
-dobrze Pani Horton - odpowiedziała Meg.
starsza Pani obwieszona sznurem pereł w
skinęła głową,
wymieniając
znaczące spojrzenie z dziewczyną.
Do pokoju "22" prowadził długi korytarz,
podłogę pokrywał bordowy
dywan,a na ścianach wisiały różne portrety.
Meg wstąpiła do składziku znajdującego się
kilka drzwi od pokoju,
zabrała białą haftowaną pościel i zmierzała już
do pomieszczenia ,
w którym miała wykonać pracę zleconą przez Panią
Horton dyrektorkę hotelu.
Otwarła ciężkie dębowe drzwi,które lekko skrzypnęły.
Wewnątrz było ciemno i dziwnie chłodno...
Zaczęła szukać włącznika światła przesuwając dłonią po
ścianie;była ona idealnie gładka i przerażająco zimna,
nagle pod palcami poczuła mały prostokątny przycisk,
nacisnęła go.
Ciepłe miodowe światło wypełniło wielki pokój,nigdy
tu nie była i czuła się jakoś dziwnie,a chłód nasilał to uczucie.
Nagle za zasłoną coś mocno uderzyło o okno.
Dziewczyna wzdrygnęła i postanowiła sprawdzić co to,
podeszła do jasno zielonych zasłon i delikatnie
je odsunęła,okno
było otwarte i stukało z hukiem o framugę.
Deszcz już nie padał,a zza chmur wyłaniała się
wielka tarcza księżyca
Meg zatrzasnęła okno i zbliżyła się do łóżka;było
wielkie i wydawało
się bardzo miękkie,zmęczona Meg postanowiła
to sprawdzić;usiadła
na brzegu ,a świeżą pościel położyła obok.
Z małej kieszonki w fartuszku wyjęła pomięte
zdjęcie,spojrzała na nie
i przytuliła do siebie.
-Gdzie jesteś Daniel?-szepnęła cichutko...
Usłyszała trzask,który dobiegał z łazienki,podniosła
się ze strachem
pobiegła sprawdzić co się stało.

Za białymi drzwiami z małą żółtą szybką ujrzała
pomieszczenie
wyłożone ozdobnymi kafelkami z wielką wanna i
równie wielką szafą
z lekko uchylonymi drzwiami.
Dziewczyna podeszła i zamknęła je delikatnie.
Na środku łazienki leżał rozbity flakonik i rozlane
męskie perfumy.
Meg zebrała delikatnie szkło,a zapach unoszący się z
podłogi ostro
"wbijał" się w jej nozdrza,był taki znajomy,znów
pomyślała o nim.
Przed rokiem....Wtedy to całowali się przy lesie,
nad jeziorem.
Spotkali się jak zawsze - w tajemnicy przed jej
rodzicami.
-To zły chłopak,nie zadawaj się z nim!-ostrzegali r
rodzice Meg.
Uważali,że kryje jakąś tajemnice,wspominali
o jego dziadku ,
który wyjechał,uciekł,bo stał się....
POTWOREM!
-Nie odstraszą mnie;Kocham Cię!
Namiętnie zagarnęła jego usta,oczy chłopaka błysnęły
w świetle księżyca,odgarnął
jej jasne loki i odwzajemnił zachłanny pocałunek.
-Nigdy Cie nie Zapomnę!
Wnet usłyszeli głos dobiegający z ciemnego,
mrocznego lasu:
-Pożałujesz! Gdy tylko spojrzysz w księżyc ,
pożałujesz!
-Słyszałeś?-spytała Meg
-cii.. .To nic.
Przytulił ją mocno.
Już wiedział,że to ostatni raz. Od dziś każdej
pełni ,w księżycową
noc stawać się będzie potworem ,wilkiem wyjącym do
księżyca...
Już go takiego nie będzie kochała.
Jego Twarz posmutniała,po chwili odprowadził ją
pod dom ,
jednak niezbyt blisko i odszedł.
Ten widok tkwił w jego pamięci.
Meg szybkim krokiem wróciła do pokoju,zmieniła
pościel i wyszła.
Na korytarzu odkurzała właśnie Koleżanka
Meg,pracowała
na pokojach 18-22.
-Hej! o stara puściła Cię na "22"??
-Tak miałam zmienić pościel. Kto tam mieszka?
Dywan jest cały w sierści.
-Wiesz pewien chłopak tam
pędzi każdej pełni jakoś,śmiejemy się z dziewczynami
z dołu,że to jakiś wariat.
A włosy?hmm może jest fryzjerem -zaśmiała
się Klara
-Dobrze Meg pójdę go odkurzyć.
-Mhm - przytaknęła Meg - A ja już na dziś skończyłam,
położę się już,cześć!

To był okropny dzień,marzyła tylko o gorącym kakao
i miękkim łóżku.
Usiadła z kubkiem za na brzegu i znów wyjęła zdjęcie.
-czemu wciąż Ciebie kocham?Przecież masz mnie
gdzieś - wyszeptała,a
po różowym policzku spłynęła mała łezka.
Nie potrafiła tego pojąć,ale czuła jego bliskość,
jakby tu był.
Odłożyła kubek i położyła się spać,śniła o nim.....
Śniła ,że spotykają się tam i całują,że
przyszedł,że był.
Następnego dnia postanowiła,że tam pójdzie,chce jeszcze raz tam być
Chociaż sama...
Robiło się już ciemno,a Meg zmierzała do celu,gdy
ujrzała znajome miejsce napłynęły wspomnienia.
Nagłe usłyszała szmer w zaroślach ,księżyc wychylił
się zza grubych poszarpanych chmur.
Bardzo się bała - To chyba jakieś zwierze - odsapnęła widząc
włochatą postać oddalającą się w głąb lasu i znowu to dziwne uczucie.
Jakby tu był...
Nagle las znajomo zaszumiał i usłyszała głos:
-Uratuj go,uratuj!
...Ale teraz była sama.
-Kogo?
Usłyszała tylko:
-Miłość go uratuje,szukaj go!
-Gdzie?Kogo? -krzyczała.
Las jednak ucichł.
Wiedziała,że to o nim,że rodzice jednak musieli mieć
racje,że On jest inny,że coś ukrywa...
Tego wieczoru znowu wysłano ją do "22”
Niby ten chłopak wbiegał tu w pełnię,a dziś pokój był
pusty,a okno znów otwarte,po chwili weszła
Klara.
Meg odwróciła się gwałtownie zrzucając ozdobne kamienie
z posrebrzanego półmiska
-przestraszyłaś mnie!
Szybkim ruchem pochyliła się ,by pozbierać kamyki,
a z kieszeni fartuszka wypadło zdjęcie.
Klara pośpiesznie je poniosła
-niebywałe drugi raz tu jesteś i proszę.
-O co Ci chodzi?-zdziwiła się Meg.
Nie udawaj,podpytujesz o tego kolesia,zakochałaś
się w nim - powiedziała pokazując na fotografię.
-oddaj to moje!!! Nie Twoja sprawa!!! -Dobrze,nie
złość się,ale
uważaj On naprawdę jest bardzo dziwny,poza tym,
słyszałam
jak gadał z Horton,że kogoś kocha,ale nie może z
nią być,
że wszyscy są przeciw,a On jest inny,że wystarczy
mu gdy widzi ją z okna...
-Co Ty gadasz?To mój...znajomy,niema go tu,wyjechał.
-Meg,ale ten chłopak przecież mieszka w "22".
Dziewczyna osłupiała,ostatnie słowa dzwoniły jej
w uszach,a serce biło jak oszalałe.
-Nie,nie,nie,może tylko jest podobny - chciała w to
wierzyć,byłby tak blisko
i nie przyszedłby ,nie przytulił?
-Jak uważasz,nie wiem,zmykam do składziku po
płyn pa. Aha uważaj
stara dziś pilnuje,bierz się do pracy.
Meg zorientowała się ,że zdjęcie Daniela leży na
łóżku,szybko
włożyła je do kieszeni i oparła się o parapet.
Spojrzała przez szybę i dostrzegła delikatne czerwone
zasłonki
w oknie naprzeciw,a za nim mała niebieska antena
lekko przekrzywiona.
-Nigdy nie umiem jej ustawić... to mój pokój!
-Co "mój pokój" Panno Wegan?
-Ja yyy Pani Horton ja tylko,bo...
-nigdy więcej tu nie przechodź,Klara sobie poradzi
już bez Ciebie.
-Ale ja... przepraszam proszę Pani.
-w porządku możesz już iść!
Tej nocy wpatrywała się w okno naprzeciw,myślała
czy to możliwe,
że On byłby tak blisko,
czy to prawdopodobne,by nie odwiedził jej tu?
Zasłoniła okno jakby chciała przykryć ból zasłonami i
poszła przygotować sobie
kąpiel.
Po chwili w wannie roiło się już od pachnącej piany,a
łazienkę
wypełniała duszna para,
Ciepła woda ukoiła nieco nerwy Meg,jednak ten dzień
był bogaty w
wiele dziwnych przeżyć,teraz miała czas
żeby to wszystko przemyśleć,by się zastanowić co
dalej i czy
w ogóle będzie jakieś "dalej".
Wszystko układało się w logiczną całość,czyżby
On nie opuścił jej i nie przestał kochać?
Czy opowieści rodziców o jego dziadku okazały się
prawdą?
Aż wreszcie kogo pytać?Gdzie szukać?
Z tyłu głowy słyszała jeszcze słowa Klary:
"Ten chłopak mieszka w 22"
Ten zapach,te perfumy nie dawały i to poczucie ,
że był blisko nie dawało jej spokoju.
tylko Pani Horton już jej tam nie wpuści...
Meg nawet nie zauważyła kiedy woda stała się
chłodna,spojrzała więc na
zegarek - było wpół do trzeciej,jej dłonie mocno się
pomarszczyły,siedzi tu już dwie godziny.
Wstała szybko zachlapując błękitny dywanik leżący obok
wanny ,owinęła się
w ciepły,miękki szlafrok,niedbale związała mokre włosy i
wróciła do pokoju.
Przechodząc koło okna zauważyła w drugiej części budynku
światło
i postać,na niebie nie było już księżyca w pełni,powoli zbliżał
się dzień.
Postać podeszła do okna jak Ona,tak dziwnie znajoma
sylwetka odsunęła
zasłonę,która Meg ostatnio poprawiała zamykając okno.
poczuła dreszcz strachu i nadzieję.
-Czy to Ty Kochanie?-spytała cicho.
Jednak ten ktoś zauważył chyba,że go obserwuje,bo zasłony zakryły
okno,a serce
dziewczyny wykonało nieprzyjemny manewr,westchnęła cicho i
położyła się do zimnego łóżka.
Za oknem się przejaśniało ,a Meg z trudem zasnęła,po trzech
godzinach obudził ją krzyk Klary.
-Meg wstawaj!Szykuj się na awanturę.
-Co się stało? -spytała rozespana dziewczyna.
-Horton ta jędza Horton,szuka cię wszędzie,wścieka się na
wszystkich.
Okazało się,że ten koleś z "22" to jej wnuk teraz lata po całym
hotelu i go szuka,ciebie zresztą też.
Myśli,że go porwałaś czy coś,swoją drogą zabawne nie?
-Horton pójdę jej poszukać i dowiem się o co chodzi...
Meg po sprawdzeniu połowy hotelu weszła do pokoju numer
22,czekała tam na nią
zapłakana starsza Pani ,pierwszy raz Meg widziała ją w takim
stanie,była taka bezbronna.
-Jestem proszę Pani,przepraszam w nocy nie mogłam zasnąć
i zaspałam,ale już się
biorę do ...
-Gdzie On jest?-przerwała jej wpół słowa Pani Horton.
-Kto proszę Pani?
-Da...głos uwiązł jej w gardle na chwilę,wzięła łyk whisky i
dopowiedziała - mój wnuk,gdzie jest?
-Nie znam Pani wnuka,nawet nigdy Go nie widziałam
tym bardziej nie mam wiedzy gdzie może być,
ale słyszałam ,że tu mieszka,więc jeśli to pomoże to przed trzecią
widziałam tu jakąś postać przez okno,więc wtedy jeszcze był...
-Więc jednak tam poszedł.
-Gdzie? proszę Pani?
-Nad jezioro,tam w lesie zginął mój mąż,pewnie słyszałaś od
rodziców,przez jego ojca im jego
kochankę został opętany klątwą i nie mógł ze mną być ,nie
mógł też żyć ze świadomością,że
klątwa przejdzie na jego
ukochanego wnuka i oddał się duchowi księżycowego lasu,a
w zamian otrzymał amulet dla
wnuka,ja jednak nie chciałam ,żeby
mój wnuk cierpiał z powodu obelg Twej rodziny i amulet
wrzuciłam
tam w lesie,nie zabrałam go choć Mąż prosił mnie
o to gdy umierał,teraz wiem,że źle zrobiłam,mój wnuk;
On tak bardzo Cię kocha...
Ta klątwa może się skończyć...
Oczy Meg zaszły łzami,miała już po chwili mokre
policzki,już teraz wiedziała
wszystko,miała nowe nadzieje,ale i nowe obawy,
które paliły ją od środka.
-Jak proszę Pani?Czy to Daniel jest pani wnukiem?
-Tak dziecko,ile On nocy za Tobą płakał,gdy dowiedział
się,że jakimś
cudem rodzice pozwolili Ci u mnie
pracować i że Twój pokój jest naprzeciw było mu lżej...
Teraz łzy spływały Meg na biały fartuszek i zaczęło prześwitywać
przez niego zdjęcie..
-Ja tak bardzo tęskniłam. Czemu mnie zostawił?
-On nie chciał po prostu byś miała problemy z rodziną,
wyjącym do księżyca,każdej pełnie nad jeziorem.. -ciągnęła-...a przed każdą pełnią
próbował ukryć się tu..
-Gdzie on może być teraz?-spytała spokojnie Meg,łzy ukoiły trochę jej nerwy.
-Też chciałabym to widzieć dziecko...-a po chwili zaczęła recytować pewien wiersz:

"Gdy ona tylko usłyszy głos; URATUJ GO! na pograniczu nocy z dniem idź tam gdzie ostatnio widziałeś ją"
Boże,pani Horton ja wiem gdzie on poszedł,ja muszę tam iść!
-uważaj na siebie - krzyknęła Pani Horton,jednak usłyszała tylko
trzask uderzających drzwi i cienki dźwięk spadającej metalowej tabliczki z cyfrą"22"
Meg biegła i biegła,nie czuła zmęczenia,powtarzała sobie w kółko:
-Uratuję go,uratuję...
Widziała już zarysy lasu więc przyśpieszyła kroku i po chwili była już na miejscu,
obok wysokiej trawy leżał stary rower,a więc ktoś tutaj jest...
Dojrzała jakieś ślady,po ostatniej ulewie było jeszcze pełno błota,owe ślady prowadziły
do lasu.
Meg bała się,nigdy tam nie weszła,a był to naprawdę przerażająco ciemny
iglasty las las,z rozległymi zaroślami.
Dziewczyna jednak mimo strachu weszła na błotnistą ścieżkę,na którą zaprowadziły ją ślady ,czuła się nieswojo,ale obiecała sobie,że zrobi wszystko co w jej mocy żeby znowu
go zobaczyć.
Zza chmur wyłonił się księżyc i rozjaśnił dróżkę „wlewając” swe światło przez małe
nie chciał Cię tym wszystkim obarczać. Każdej pełni stawał się wilkiem, szczeliny między koronami drzew.
Meg weszła już w głąb lasu gdy zobaczyła jakieś kilkadziesiąt metrów przed sobą małe światełko podeszła więc bliżej i skryła się za małymi zaroślami.
Światło pochodziło z palącego się ogniska,a obok ognia krzątała się staruszka,wyglądało na to,że wykorzystuję płomienie do suszenia ziół,świadczyły o tym duże,zielone bukiety ,które kobieta układała wokoło.
Meg chciała nieco się zbliżyć by zobaczyć to z bliska,delikatnie przesunęła jedną stopę do przodu jednak poślizgnęła się,a gałęzie pod jej stopami głośno trzasnęły.
-Jesteś wreszcie - powiedziała kobieta,a jej głos wydał się Meg taki znajomy,słyszała go już trzeci raz więc to tak kobieta krzyczała w lesie gdy byli tu z Danielem i 0ostatniej nocy.
Przynajmniej tyle wiedziała,bardzo niepewnie podeszła bliżej.
Kobieta była widocznie zmęczona życiem,stara,a na sobie miała zniszczone rzeczy.
-Czarownica - pomyślała Meg,kobieta wyczuwając jej lek uspokajając powiedziała:
-Nie bój się,ja ci pomogę. Twój ukochany poszedł tam – wskazała za skalny pagórek w głębi lasu,było tam jeszcze ciemniej i straszniej niż przy kobiecie,która Meg uznała za wiedźmę.
-Zabierz to -nakazała staruszka podając dziewczynie zielony kamyk z napisem :„22” wiszący na długim rzemyku. Wisiorek upadł staruszce,a Meg schylają się po niego spytała:
-co mam z tym zrobić ?Kim Pani jest?
Jednak Gdy się wyprostowała nie słysząc odpowiedzi staruszki już nie było obok,a ogień już przygasał i stawało się ciemniej,Meg wyjęła ,mała latarkę z kieszeni i skierowała światło w miejsce gdzie naszyjnik upadł,leżał On na kamiennej płycie z literami,Meg nerwowo odsunęła z niej liście,a jej oczom ukazał się wyryty napis
„Henry Horton”
-Boże to pradziadek Daniela? Megan Czuła,że rozwiązanie jest coraz bliżej,spojrzała na skalne pagórki,a po chwili już zbliżała się do celu,księżyc gdzieś zniknął,spojrzała na zegarek była już trzecia,a baterie w latarce już się wyczerpały,niebo powoli się rozjaśniało więc wiedziała gdzie iść choć i tak w lesie nadal było dość ciemno.
Dziewczyna zaczęła pokonywać skalne głazy ,które były bardzo śliskie,w lesie nadal było mokro,a mech na kamieniach nasączony wodą jak gąbka.
Na dodatek niebo zaszło chmurami ,z których zaczął padać deszcz.
Wspięła się już dość wysoko z góry ujrzała siedzącą na polanie po drugiej strony górki postać siedzącą na kamieniu,poznała znajoma sylwetkę ,chciała jak najszybciej zejść jednak zdradziecki mech urwał się ześlizgując z kamienia wraz ze stopą Meg.
Dziewczyna spadła obijając się o skały .
Chłopak siedzący na kamieniu zebrał kartki papieru leżące wokoło niego i podbiegł do leżącej dziewczyny,miała 0na tylko otarty nadgarstek i kolana oraz było ubrudzona nieco od mokrego mchu ,w który wpadła i od brudnych skał,a w otartej dłoni ściskała coś mocno.
Chłopak delikatnie rozchylił uścisk i ujrzał kamyk z napisem :„22”,który lekko błysnął.
Spojrzał na jej twarz,tak dawno nie widział jej z bliska,otarł jej malinowe pełne usta z ziemi i musnął swoimi.
Czuł ,że najpiękniejszy sen właśnie się spełnia,już nie myślał o klątwie,widział tylko ją.
Jednak wiedział ,że zbliża się już wpół do czwartej,przeczytał w pamiętniku Wegan Fox,że o czwartej już nic nie uratuje wnuka Amelii
Horton ,że wreszcie będzie czas zemsty.
Chłopak nie rozumiał tego,pamiętnik dostał od jakiejś kobiety zeszłej nocy,gdy tu był w postaci potwora,Ona nie bała się go było to bardzo dziwne,wydawało się,że dobrze go zna.
Gdy tylko ujrzała go nieopodal ogniska podała mu stary,pożółkły już zeszyt z napisem Wegan Fox na okładce.
Myślał,że to pamiętnik jego ukochanej jednak jego babcia wyprowadziła go z błędu krzycząc,że to pamiętnik prababci Meg,która zakochała się w pradziadku Hortonie
,a ten dla niej opuścił Amelię i jej syna …
Czyli dziadka Daniela.
Porwała Pamiętnik i wyrzuciła go,chłopak jednak znalazł i zaczął czytać.
Megan am o swej miłości ,nienawiści do dziecka i Żony jej ukochanego,o tym że żuci na niego urok,że będzie wilkiem każdej pełni,a jego wnuk przejmie tą klątwę po pierwszym pocałunku prawdziwej miłości .
Daniel zrozumiał,że jego pradziadek nie był potworem i ,że jego i jego dziadka klątwie jest winna siostra prababci Meg niejaka Wegan Fox,wiedział już,że rodzina Fox nie może
mieć za złe jemu ,że kocha ich córkę,bo przecież On niczemu nie jest winny. To Wegan Fox pozbawiła życia swego ukochanego dlatego,że nie chciał zostawić rodziny dla niej,a potem postanowiła się zabić ,a także przyczyniła się śmierci dziadka .który chciał poświęcić się dla swojego wnuka Daniela.
Amelia Horton trafiła do szpitala psychiatrycznego gdzie podobno wkrótce zmarła .
-Dość tych cierpień i krzywd!! -krzyknął.
Dziewczyna nadal była nieprzytomna ,wziął ją na ręce,jej ciało było ciepłe,a z ust wydobywała się co jakiś czas cieniutka smużka pary,było chłodno.
-Oddycha – pomyślał i przytulił ja do siebie ,z dłoni wypadł jej wisiorek,chłopak ugiął kolana i schylił się podnosząc go następnie założył go sobie na szyję żeby nie zgubić.
Niósł dziewczynę przez wciąż jeszcze ciemny las sprawdzając ciągle czy oddycha,idąc nadepnął na suchą gałąź,która wydała głośny trzask,usłyszał świst i strzały ,poprawił dziewczynę i pobiegł w stronę jeziora ,z lasu dobiegał zbliżający się jakby głos:
-nic nie pomoże,nić nie pomoże!!! Już za chwile...
Chłopak przyśpieszył wybiegając z lasu poczuł silne uderzenie w okolicy mostka i wpadł razem z Meg do wysokiej trawy,podniósł się trochę i zobaczył wschodzące słońce.
Dziewczyna otworzyła oczy.
-Co się stało?? -spytała słabym głosem.
-już po wszystkim- przytulił ją mocno,gdy ujrzeli blask bijący z lasu chłopak delikatnie ja pocałował.
-Nie bój się jestem tu -Szepnął.
Las zaszumiał cichutko ,a po chwili wyszła z niego znajoma staruszka- więc to nie był sen -powiedziała Meg tuląc się do Daniela.
-Witaj kochany wnuku! - powiedziała stara kobieta -Na imię mi Amelia,pozwolicie że porozmawiam z Twoją rodziną Meg?
Chce abyście wiedzieli,że nienawiść nie czynie nic dobrego i żeby to co was łączy oczyściło z niej nasze rodziny .

*************************

Okazało się,że Amelia Horton wbrew opowiadaniom nie zmarła ,miała problemy po stracie Męża i nie wiedziała kim jest,jednak kiedy wyzdrowiała postanowiła uratować swego prawnuka za wszelka cenę,tej nocy która minęła duch Megan chciał pozbawić go życia tak jak jego dziadka.
-A więc te strzały to... -powiedział Daniel spoglądając na bolące miejsce w okolicy serca,wisiał tam mocno uszkodzony kamyk.
-A więc go uratowałaś -pochwaliła Amelia.
-Zabrałaś amulet i uratowałaś ,czar prysł ,a Megan nigdy już nie wróci.
-Opowiemy wszystko rodzicom i wreszcie będziemy razem! -Krzyknęła dziewczyna.
-Tak i już nic tego nie zniszczy -powiedział chłopak czule tuląc poobijaną Meg.

Wszyskim którzy
krytykowali na digart za kopa w przód

Dziękuje:)

74 wyświetlenia
2 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!