Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wiosna

lost_inside

Poczuła nieodpartą chęć wyjścia na spacer. Nie pamięta już kiedy ostatni raz spędziła trochę więcej czasu na świeżym powietrzu niż w trakcie drogi na przystanek szkolny czy do sklepu. Być może to nieodkryta dotąd tęsknota za otwartą przestrzenią , w której swobodnie będzie mogła nareszcie odetchnąć popchnęła ją do tego pomysłu. Bardziej jednak skłaniała się ku przekonaniu, że podziałała tak na nią zbliżająca się wiosna, która wraz ze swym nadejściem przynosiła wspomnienia dawnych dni. Rozwijające się na gałęziach liście przypominały jej, że wszystko biegnie w swoim tempie, lecz tak jakby ona się zatrzymała. Zieloność trawy powinna napawać ją nadzieją i radością. Śpiew ptaków tchnąć w nią trochę sił i wewnętrznej pociechy. W innej sytuacji cieszyłaby się takim stanem rzeczy. Rozkoszowała pięknem natury. Dostrzegała każdy, nawet najmniejszy szczegół budzącej się do życia przyrody. Tymczasem każdy znajomy zapach, każdy ciepły powiew wiatru, każdy świergot ptaka, a nawet szelest kołysających się źdźbeł trawy przyprawiał ją o mdłości i zawrót głowy. Broniła się przed powracającymi wspomnieniami. Przynosiły tyle bólu i łez... Wracały wszystkie, bez wyjątku. I każda związana z osobą , która tak wiele dla niej znaczyła, a której nie ma już na tym świecie. Kolejny podmuch wiosennego wiatru uderzył ją w nozdrza budząc w ten sposób jej czuwającą pamięć. Wystarczył jeden znajomy dźwięk, szum, zapach czy aura pogody, aby przed oczami ujrzała jego obraz.

Zamknęła oczy. Wzięła głęboki wdech i policzyła do dziesięciu. Gdy wydawało jej się, że w miarę ujarzmiła swe emocje, ruszyła dalej. Idąc, ujrzała zbliżających się w jej stronę chłopaka z dziewczyną. Ich wędrówce towarzyszył głośny, harmoniczny śmiech mężczyzny i wtórujący mu dźwięczny chichot nastolatki. Przekomarzali się między sobą, aż w pewnym momencie nieznajomy poderwał dziewczynę z ziemi i usadowił na swych barkach. Mimo iż była podobnego wzrostu, zrobił to z niesłychaną lekkością. Usłyszała głosy sprzeciwu ze strony dziewczyny, ten jednak wydawał się pozostawać głuchym na jej protest. Od czasu do czasu powietrze przecinał połączony śmiech beztroskich przyjaciół. Przeszli tak kilka metrów, jednak po nieustępujących prośbach nastolatki, „postawił” ją ponownie na ziemi. Annabelle szła dalej. Tym razem na swej drodze spotkała 3-osobową grupę odpoczywającą pod ogromnym drzewem dębu. Blondynka o jasnej cerze wraz z muśniętą słońcem brunetką siedziały przodem do ciemnowłosego mężczyzny, opierając się plecami o drzewo. Ich głos niósł się echem po okolicy. Raz po raz wybuchali jednocześnie dźwięcznym śmiechem. Przyglądając się tej grupie, zauważała między nimi nieopisanie mocną więź. Tą aurę jaką wokół siebie wytwarzali było czuć w powietrzu. Gdy rozmawiali, wyglądało to tak, jakby zapominali o całym świecie. Nic nie zakłócało ich spędzanego wspólnie czasu. Rozkoszowali się tą chwilą, uśmiech nie schodził z ich twarzy. Tak bardzo byli pochłonięci dyskusją, że gdy ich mijała, nawet na nią nie spojrzeli. Zboczyła z głównej drogi, a ścieżka, którą teraz szła, wprowadziła ją do lasu. Wciągnęła w nozdrza jego zapach. Kochała ten wytwór natury. Potrafiła godzinami błądzić jego nieodkrytymi ścieżkami i poznawać nowe, fascynujące tajemnice tego miejsca. To mama zaraziła ją tym umiłowaniem do lasu. W dzieciństwie często zabierała ją ze sobą na długie spacery i odkrywała przed nią dary natury oraz piękno tutejszego krajobrazu, momentami nawet zapierającego dech w piersi. Do dziś często wspólnie spacerują po lesie i nawet jeszcze czasami uda się mamie ją czymś nowym zaskoczyć. Teraz jednak wchodząc tutaj, nie poczuła tego samego uczucia, co dawniej. Oczywiście wciąż podziwiała urok lasu, lecz od niedawna jest on również częścią jej niekończących się smutnych skojarzeń. I tym razem było tak samo. Znów ujrzała go oczami wyobraźni. Nie potrafiła zatrzymać procesu, który od tego momentu właśnie miał się rozpocząć, a mianowicie dopadające ją ponownie przygnębienie, żal, tęsknota i miliony wspomnień, z których każde przynosiło strumień łez. Tak, wciąż nie potrafi poradzić sobie z jego śmiercią. W jej umyśle on nadal żyje i wydawałoby się, że nigdy nie umrze. Sama nie wie, czy tego by chciała. Czy czułaby zwycięstwo, gdyby budząc się pewnego dnia nie potrafiła przypomnieć sobie jego wyrazu twarzy, uśmiechu, zmierzwionych, kruczoczarnych włosów czy łobuzerskiego błysku w oku. Czasami chciałaby otrząsnąć się nareszcie z tego amoku, zamknąć za sobą drzwi przeszłości i po prostu żyć. Nie tak jak teraz. Jej obecny stan nazwałaby raczej wegetacją. Czuje na siebie ogromną złość, że poddaje się, kiedy atakują ją powracające wspomnienia. Nie, nie chce zapomnieć o nim. Pragnie uśmierzyć ból, jaki wywołują u niej myśli o nim. Chciałaby, żeby na samo wspomnienie jego osoby pojawiał się na twarzy tylko i wyłącznie uśmiech. By do oczu nie napływały łzy. By nie wypływały potokami zamazując jej cały świat. Chce nauczyć się żyć bez niego. Już prawie rok, jak jego nie ma przy Annabelle, a ona nadal nie wie jak sobie poradzić z jego utratą. I choć bywają lepsze dni, jej umysł nie pozwala zapomnieć. Każde potknięcie nogi przypomina jej, jak bardzo go potrzebuje. Każdy gorszy moment w życiu uświadamia jej, ile dla niej znaczył. Za każdym razem, gdy podwinie jej się noga, gdy spotka na swej drodze przeszkodę, o niczym tak nie marzy jak o tym, by usiąść z nim tak jak dawniej lub wybrać się na długi spacer i porozmawiać. O wszystkim. Dyskusja z nim koiła jej zmęczoną duszą. Nawet mogliby milczeć, byleby czuła przy swym boku jego obecność. Wpływał na nią bardzo uspokajająco. Spędzany z nim czas mijał tak beztrosko… Przy nim nigdy nie myślała o tym, co złe. Nie zastanawiała się nad tym, co nieprzyjemne. Dla nich wszystko stawało w miejscu. Świat się zatrzymywał. Nie istniało nic ponad nimi. W takich momentach nic innego nie miało znaczenia jak tylko to, że są razem i mogą się oderwać od całego zła świata. Nigdy nawet nie przyszła jej do głowy myśl, że może go tak szybko zabraknąć. Wiadomość o jego śmierci uderzyła ją jak grom. Długo po tym nie mogła jeszcze przyjąć do siebie tej wiadomości. Malutkimi kroczkami zaczęła to sobie uzmysławiać. I właśnie dziś uwierzyła. Dopiero dzisiejszego dnia dotarł do niej fakt, że już nigdy nie dane jej będzie kiedykolwiek go zobaczyć jako materialną postać. Zdjęcia nic nie znaczą. Przynoszą tylko łzy i żal. Odświeżają w głowie jego obraz przez co staje się wyraźniejszy i tym samym rośnie tęsknota. Każdego dnia coraz większa. Czuje się tak jakby spadała. Nocami wzywa jego imię i zastanawia się czy słyszy jej wołanie z miejsca gdziekolwiek jest. I to właśnie noce są najgorsze. Kiedy pozostaje sama ze swymi myślami. Nie potrafi ich przegonić. Napierają na nią z niewyobrażalnie dużą siłą. Nie ma siły na walkę z nimi. Wie z doświadczenia, że może wygrać raz czy dwa, ale one i tak ją dopadną, lecz tym razem ze zdwojoną siłą. Dlatego odpuściła. Pozwala, by w każdym gorszym momencie znowu przytłumiły ją wspomnienia. One ją niszczą. Mimo to i tak jest lepiej niż gdyby miała się im opierać i wymazywać je ze swej pamięci. Już próbowała. I nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Wręcz przeciwnie. Wyłączyło ją z życia na kilka dni. Postanowiła, że od teraz będzie płynąć z nurtem rzeki utartych pragnień. Zdaje sobie jednak sprawę, że ta rzeka może ją kiedyś zaprowadzić na samo dno. Pozostaje jednak bezsilna. Tak jakby ktoś splątał jej nogi oraz ręce pozbawiając tym samym jakiegokolwiek ruchu. I choć czasami czuje się tak jakby jej ktoś wstrzyknął porządną dawkę energii, ma masę pomysłów i względnej siły, nie może zrobić nic. Nienawidzi tego uczucia bezsilności… Odbiera jej całą chęć do bycia. Budzi się ze świadomością, że będzie musiała stoczyć kolejną walkę o przetrwanie. Walkę z myślami. Czasami ma ochoty w ogóle nie podnosić się z łóżka. Zbiera w sobie jednak resztki sił, wstaje i przykleja na usta uśmiech. Na moment wyłącza się i traci na to mnóstwo energii. Udaje, że wszystko jest w porządku. Wtapia się w tłum. I to jest najlepszy sposób, być taką „hej, do przodu”, aby nikt się nie domyślił. Jest naznaczona. Odciska się na niej piętno przeszłości. Nie rozumie otaczającej ją rzeczywistości. Ma wrażenie, że nie pasuje do tego świata. Tutaj jest wszystko inne niż w tej krainie, którą stworzyli razem dla siebie. W tamtym świecie wszystko było takie beztroskie i proste. W szarej codzienności wszystko ją przytłacza i przygnębia. Próbuje odnaleźć siebie na nowo. Buduje swoje „ja” dobierając starannie przeselekcjonowane cegłówki. Czeka ją ciężka praca. Zwłaszcza, że fundamenty, które uda jej się już postawić, często ulegają ponownemu zniszczeniu. Wierzy jednak, że zakończy swój „projekt”. I to jest jej podstawą istnienia…
W pewnym momencie jej rozmyślania przerwał krzyk dziewczyny. Annabelle wyostrzyły się momentalnie wszystkie zmysły. Stanęła w miejscu i poczęła nasłuchiwać, lecz nastąpiła cisza. Dosłownie sekundę później ponownie usłyszała jej głos, tym razem nieco spokojniejszy, choć nadal stanowczy i poważny.
- Puść mnie, to nie jest już śmieszne. Ałaaa!
Annabelle puściła się biegiem w kierunku dochodzących z głębi lasu głosów. W tym samym momencie, gdy ujrzała wyłaniające się zza drzew postacie, usłyszała również śmiech. Adrenalina opadła i nawet na przez jej twarz przemknął uśmiech. Po raz kolejny dzisiejszego dnia natknęła się na grupę nastolatków. Stanęła w takim miejscu, by mogła swobodnie ich obserwować, pozostając jednak niezauważoną. Dwie dziewczyny wraz z młodym jeszcze mężczyzną zbierali jagody. Czynności tej towarzyszyła czasami cisza, momentami rozmowa, a jeszcze innym razem głośny śmiech. Raz po raz, któreś z nich przerywało zrywanie tych maleńkich owoców, by niezłośliwie dokuczyć drugiej osobie. Najczęściej było to po prostu nacieranie sokiem z jagód. W pewnym momencie jednak mężczyzna złapał za jedną z leżących nieopodal bluz i wrzucił na drzewo. Po lesie po raz kolejny rozniosły się krzyki i protesty dziewczyn. Cały czas jednak śmiali się i żartowali. Po nieudanej prośbie, by chłopak ściągnął na powrót bluzę, brunetka sama wspięła się na owy świerk. Mimo iż chłopak utrudniał jej zadanie, ciągnąc za nogawkę od spodni i potrząsając gałęźmi, dziewczyna z ogromnym i dumnym uśmiechem na twarzy zeskoczyła z drzewa z bluzą w ręku. Przekomarzali się jeszcze chwilę, po czym zrezygnowani złapali za swoje pojemniki z zebranymi jagodami i ruszyli ku domowi. Annabelle również postanowiła wrócić. Robiło się już ciemno, a chciała wrócić do domu jeszcze przed zmrokiem. Poszła jednak inną drogą, przedłużając sobie w ten sposób spacer. Będąc już niedaleko domu, spostrzegła siedzących na ławce w parku nastolatków. Z daleka jednak dało się tylko słyszeć ich śmiech. Dopiero, gdy znalazła się w mniejszej odległości od niech, spostrzegła, iż chłopak jest od dwóch nastolatek nieco starszy. Wyglądał na dwudziestoparolatka. Mimo to porozumiewali się ze sobą swobodnie. Tak jakby nie było pomiędzy nimi żadnej różnicy. Dało się wyczuć jakieś zatarcie granic. Ani owy mężczyzna nie uważał swych towarzyszek za nieodpowiednie osoby do przebywania z nim, ani te dziewczyny nie czuły się skrępowane jego obecnością i wiekiem. Natomiast powietrze wokół nich było tak jakby lżejsze. Wszystko współgrało ze sobą. Idealna harmonia. Nigdy nie kończące się tematy. Wspólne zainteresowania i wspomnienia. I tak przechodząc obok nich, skierowała swój wzrok w ich stronę. Odwzajemnili to spojrzenie. Jednak trwało ono bardzo krótko, bowiem rozpłynęli się jak mgła. Została pusta ławka i tylko szum wiatru wytrącił ją z otępienia. Wtedy właśnie Annabelle zrozumiała, że ci ludzie są tylko wytworem jej wyobraźni. Tak realnej, że aż niemal rzeczywistej. Wszystkich, których dzisiejszego dnia spotkała byli iluzją. Jej wyimaginowanym światem. Otóż to były właśnie jej wspomnienia. Dochodząc do tych wszystkich miejsc, budziły się w niej obrazy przeszłości. Przeszłości powiązanej nierozerwalnie z jego osobą.

7931 wyświetleń
92 teksty
18 obserwujących
  • Lacrimas

    8 March 2012, 18:01

    Ależ nie ma za co, służę uprzejmie. :)

  • 8 March 2012, 16:46

    Dziękuję ślicznie za radę :) Miło, że zechciałeś poświęcić uwagę tym moim bazgrołom i przy okazji poprawić moje błędy. Trening czyni mistrza :D

  • Albert Jarus

    7 March 2012, 14:56

    Bardzo urzekające opowiadanie. Delikatne i miłe dla wyobraźni.

  • Lacrimas

    7 March 2012, 14:52

    Naprawdę ładnie budowane zdania. Treść może mało innowacyjna, ale było dużo uczuć, emocji. Taka przyjemna sielanka. Można było wędrować z ową dziewczyną po tych zielonych lasach. Poczuć na skórze oddech ciepłego wiatru...

    Tylko zauważyłem też parę błędów językowych. Postaram się je tutaj zgromadzić.

    Chciałaby, żeby na samo wspomnienie jego osoby pojawiał się na twarzy tylko i wyłącznie sam uśmiech.

    skoro już TYLKO i WYŁĄCZNIE, bo 'sam' jest absolutnie zbędnym wyrazem. Nawet fonetycznie niezbyt dobrze to brzmi.

    By nie napływały [...]