Menu
Gildia Pióra na Patronite

Le Col de Le Loup-1.

KompletnyBrakLogiki

KompletnyBrakLogiki

Po wyjściu z placówki od razu skierowałam się na peron.pociąg miałam o 6.04. Dziś na szczęście przyjechał punktualnie. Wczoraj natomiast spóźnił się o pół godziny, ponadto zgubiłam się po drodze do szkoły, mimo, że droga nie była skomplikowana, a więc gdy do niej dotarłam, a apel trwał już w najlepsze, postanowiłam, że oszczędzę sobie wkraczanie w półsłówko naszego dyrektora.

Dziś byłam bardziej przystosowana do drogi ku szkole. Pod klasą byłam jako szósta. Była tam na oko klasowa elita. Trzech chłopaków, widocznie rozbawionych zachowaniem pozostałych istot, w postaci dwóch Barbie.

Szybko podeszłam, odkładając plecak pod ścianę nieco dalej od nich.

-Hej ty, nie zgubiłaś się czasem?- spytał jeden z nastolatków. Napakowany, wysoki brunet o orzechowych oczach. Mógłby się podobać dziewczętom o normalnym guście, ale ja nie lubię takich lalusiów.
-Nie. Według planu mam mieć tutaj Ogólną Uprawę i Ochronę Roślin. Z panią...-zamyśliłam się spoglądając na plan lekcji. Oby tylko nie odrzucili mnie przez akcent‐Malwiną Nazaroviec. Znacie ją?-spytałam. Mam nadzieję, że nie pomyliłam klas.
-Więc to ty jesteś tą nową osobą. Tsa znamy ją. Baba z księżyca zdjęta, ale może być-odpowiedział znowu brunet- Jestem Max. Maximilian Seville. A to są Antek Besjunior-wskazał ręką na blondyna stojącego po jego prawej stronie. Jest nieco niższy od Maxa, mniej napakowany i zdecydowanie mniej 'plastikowy' od niego, co wychodzi mu na plus. Duży- Marshall Rachwał-trzeci chłopak ma rude, przydługie włosy opadające lekko na okrąglejszą twarz. Jest z nich wszystkich najniższy i wygląda na artystę. Gdy Maks wskazał na niego ręką, ten spojrzał na mnie ilustrując mnie wzrokiem. W jego oczach pojawiły się iskierki- Sandra Rachwał, jego siostra- dziewczyna o fioletowych włosach spojrzała na mnie znudzona-I Bethanie Williams-ostatnia ciekawsko zilustrowała mnie wzrokiem, po czym z ignorancją znów przytuliła się do Maxa, aby zaznaczyć, że on jest jej i mam się nie lepić do niego. Zdecydowanie wolę sobie to odpuścić-Moja dziewczyna.
-Fajnie wiedzieć. Ja jestem Aila Ducourtioux.
-Pochodzisz z Francji?- zapytał Antek.
-Tak. Urodziłam się we Francji, w Paryżu. Ale zaraz po porodzie wróciłam tutaj. Moja mama jest Polką.
-To świetnie! Ja się też urodziłem we Francji, całkiem niedaleko Paryża. A przeprowadziłem się do Polski trzy lata temu- powiedział entuzjastycznie chłopak- Ale skoro mieszkasz tu tyle, to czemu masz akcent? Po takim czasie chyba nie powinien się pojawić.
-Często wyjeżdżałam z rodzicami na delegacje. Często musiałam używać francuskiego, swoją drogą, to był pierwszy język, w jakim mówiłam- powiedziałam, wysilając się na uśmiech. W tym momencie podeszła do nas dziewczyna. Bardzo ładna, z wielkim uśmiechem na oliwkowej twarzy.
-Proszę, proszę. Już się z nową rozgadaliście? A ja to co? Z lasu?- zapytała żartem. Podałam jej rękę w celu przywitania. Olała to.

Przytuliła się do mnie.

Od tak dawna nie odczuwałam ciepła innej osoby. To było dla mnie nieco dziwne, lecz odwzajemniłam uścisk.

Już lubię tę dziewczynę.

-Jestem Sara, a ty?
-Aila. Miło mi cię poznać- odpowiedziałam niby mechanicznie, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-O mój Boże! Masz dołeczki!- krzyknęła. Aż się cofnęłam o krok. Pozostali zaczęli się śmiać z reakcji szatynki. Jej włosy są długie, sięgają prawie do kolan, a duże oliwkowe oczy lśniły radosnym blaskiem. Sara roześmiała się promiennie. Mogłabym słuchać tego śmiechu codziennie. Przypomina śmiech mojej mamy- powiedziałam w duchu.
-Tak, to mam po mamie. I karłowatość też- roześmiałam się.

Osób przybywało. Z tego co się dowiedziałam to ma być nas w klasie dziewiętnaściorga. I jesteśmy najmniej liczną klasą w szkole. Bardzo mnie ten powód cieszy. Nie lubię tłumów.

Z nowoprzybyłych zapamiętałam jeszcze Igora, Milenę, i Julkę, również rozgadaną, lecz zdecydowanie bardziej poważną niż Sara.

Zadzwonił dzwonek. Zdziwiło mnie, że wszyscy wchodzą do klasy jakby nigdy nic. Jednak podążyłam za nimi.

Ze względu na małą liczebność mojej nowej klasy, dużo miejsc było wolnych. Pokierowałam się ku pierwszej ławce od strony biurka nauczyciela. Zawsze tu siedziałam, bo jestem niska i prawie nic nie widzę. Poza tym, ktoś tam musi usiąść, nie? Jednak nie było dane mi się tam usadowić, ponieważ byłam już ciągnięta w stronę dalszych ławek. Zdziwiona spojrzałam na Sarę, która stanęła przy czwartej ławce, pokazując mi, że mam usiąść. Uśmiechnęłam się na ten gest. Jeszcze nigdy tak nikt nie postąpił wobec mnie. Bez zastanowienia usiadłam pod oknem. Wbrew mojej niepewności, która ogarnęła mnie dzisiaj po drodze do szkoły, ten rok może nie będzie aż taki zły?

***
Cały dzień minął mi i mojej nowej koleżance bardzo dobrze. Okazała mi ona dużo pomocy. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.

Zostałam dzisiaj przepytana przez wszystkich nauczycieli z materiału, który reszta klasy przerobiła w klasie pierwszej. Wiedziałam wszystko o co mnie zapytali. Tematy obejmowały materiał z całego roku, ale jak dla mnie były łatwe. Ba! Banalne! Na podstawach projektowania pani chciała, abym pokazała jej, o ile mam, zdjęcia moich projektów. Na szczęście miałam. Pokazałam pani, a klasą ciekawa stłoczyła się wokół nas. Dziś trafiły mi się spoko lekcje. Chemia, polski, fizyka, matma, podstawy projektowania, angielski, niemiecki, rośliny ozdobne i ogólna uprawa. Przedmioty, nad którymi mogłabym siedzieć naprawdę długo. Zwłaszcza nad PP, RO i UOR. Lubię przedmioty zawodowe. Są ciekawe.

W sumie nie bez powodu wybrałam architekturę krajobrazu.

Po lekcjach skierowałam się ku wyjściu. Ruszyłam na przystanek, aby zdążyć na pociąg.

-Ej, artystka! A ty gdzie tak pędzisz?-Spytał podążający za mną Marshall. Z nim była grupka, z którą spędziłam dzisiejszy dzień.
-Na pociąg. Muszę się śpieszyć, bo będzie klapa.
-Może wrócisz do domu godzinkę później? Idziemy do maka, może pójdziesz z nami.
-Sorry, obiecałam, że się młodszym rodzeństwem zajmę. Może kiedy indziej? Za tydzień? Dwa?
-To pójdziemy jutro- stwierdziła Sara. Serio, chciałam iść, ale nie mogłam. Rozszarpią mnie żywcem, jeśli się spóźnię. A chciałabym móc jeszcze się z nimi spotkać.
-Niestety nie mogę. Moich rodziców nie ma do conajmniej przyszłego tygodnia. Muszę zająć się tym pasożytnictwem, z którym dzielę dom, nazwisko i rodziców, bo żadna opiekunka nie wytrzymuje przy nich nerwowo. Ale dam znać jakby coś się miało zmienić i znajdę wyjątkowo silną psychicznie osobę, która będzie mogła się nimi zająć- uśmiechnęłam się. Mam nadzieję, że nie przyjdzie im do głowy pomysł, aby mnie odwiedzić i pomóc mi z tymi 'robalami'. Jednak rudy pokiwał głową na znak zrozumienia- Muszę już lecieć, mów autobus stoi- machnęłam ręką za siebie, gdzie stał pojazd linii 132, kierujący się w stronę Avicenny. Pobiegłam do autobusu, zajęłam miejsce przy oknie i pomachałam im na pożegnanie i autobus odjechał.

2355 wyświetleń
24 teksty
3 obserwujących
  • 29 January 2021, 12:46

    Yhhmmyyyy... Powiem tak. Ciekawe.