Menu
Gildia Pióra na Patronite

Samotność.

nevidoma

Po raz kolejny została sama.
Po raz kolejny? A być może po raz pierwszy?
Nigdy przedtem nie zastanawiała się czym tak naprawdę jest samotność.
Przecież nigdy nie była sama. Zawsze obok byli inni ludzie. No właśnie... inni.
Teraz zrozumiała, że nie potrzebuje ich. Liczy się tylko on. I gdyby tylko mogła zamieniłaby ich wszystkich na niego jednego.
Inni ludzie byli tylko małą cząstką jej świata, a on... On...
Był jego przyczyną. Powodem dla którego żyła, oddychała, rozmawiała, śmiała się.
Był jego sensem. Dzięki niemu miała do czego dążyć. Miała plany, cele, marzenia.
Był jego centrum. Wypełniał każdą jej minutę. Jego oddech, słowo, uśmiech.
Był jego końcem. Teraz, gdy odszedł nie istniało już nic.

Nie wiedziała po co ma żyć. Dla kogo? Z kim?
Sama. Samotna do końca swoich dni.
Nieznośny ból powoli zamieniał apatię. Powracająca świadomość tak bardzo boli. Niczym sopel lodu przebija serce, zostaje po nim już tylko pustka i zimno. To przeraźliwe zimno, które obejmuje ciało i duszę. Już nigdy nie zagrzeją ją jego ramiona. Już nigdy go nie zobaczy, nie usłyszy, nie dotknie.
Nie żyje. Nie żyje...
Nie żyje, nie żyje, nie żyje, nie żyje... krzyk zamiera w jej gardle. Nie istnieje, nie ma go.
Ma ochotę obudzić się z tego koszmaru. Chce żeby to wszystko było jedynie wytworem jej chorego umysłu. Głupim żartem. Obudzi się i wszystko znów będzie jak dawniej. Uśmiechnie się z ulgą i opowie mu wszystko. I będą się śmiali, tak szczerze, radośnie. Miał najbardziej zaraźliwy śmiech na świecie. Miał? Nie! To tylko sen! Wystarczy położyć się i zamknąć oczy. O tak.

Cisza. Tylko tyle. Ani przebudzenie, ani sen nie nadchodzą.
Zimno. Jest tak przeraźliwie zimno.
Ja nie chcę, nie zgadzam się, nie! On ma żyć. Nawet nie dla mnie, dla siebie. Niech tylko żyje.

Nadal nie dzieje się nic.
Po chwili gorące ścieżki łez zaczęły przecinać jej policzki.
Dlaczego? Przecież mi obiecałeś! Obiecałeś, że nigdy mnie nie opuścisz, że już zawsze będziesz przy mnie. Pamiętasz? Tylko ty i ja, w odległym kraju, oglądając wschody i zachody słońca będziemy żyć wiecznie. Razem do końca. Razem, już nigdy osobno. Pamiętasz?

Boże, czemu nie ja? Przecież to ja zrobiłam tak wiele zła, krzywdziłam i raniłam go tak wiele razy, a on mi wszystko wybaczał. Zawsze był przy mnie, zawsze był ze mną, zawsze był dla mnie. I to ja miałam umrzeć. Ja, nie on!

Myśli, wspomnienia, obrazy, wszystko razem nie daje spokoju. Duszę się, potrzebuję oddechu, powietrza. Jego powietrza.
Skarbie, tak bardzo cię teraz potrzebuję, gdzie jesteś?
Wizja trumny, wspomnienie rzucanej ziemi powodują, że wyje. Wyje tak długo, przeraźliwie bezgłośnie, aż pada bez tchu. Jest w niej tak wiele bólu, złości, nienawiści, rozpaczy, miłości...
Cichy szloch targa nią całą. Nie ma już łez. Nie ma już sił. Nie ma już nic.
Zasypia.

3795 wyświetleń
43 teksty
1 obserwujący
  • 29 September 2012, 21:38

    Jaki wzruszający tekst.... .popłakałam się.. dobranoc