Menu
Gildia Pióra na Patronite

Katharsis

annacatherina

Pewnego dnia zamknąłeś drzwi. I już Cię więcej nie było. Ani Twoich śpiesznych rąk na moich biodrach. Nie było. Ani słów rozsypanych po myślach. A śnieg nadal padał. I coraz większe te płatki- jak łzy. Coraz większe. A przecież Twardowski pisał, że gdy są za duże to się śmieją. Chciałabym się śmiać. A bo Ciebie nie ma, a śnieg nadal jest biały, a mój czajnik tak samo gwiżdże, a ja nadal jestem ruda. Tylko, że ten śnieg jakiś żółtszy i ja nie tak ognista, a czajnik coś ciszej, bo woda na herbatę tylko dla mnie...

Drzwi zamknięte tak jak to zrobiłeś. Idealnie tą swoją idealnością. Bo wszystko tak idealne. I Ty wiesz, że i spojrzenie idealne, te niebieskie, błękitne, te morskie te Twoje... I uśmiechy jak słońce, jak promienie i na mnie spadające i później ja inna...
Otwieram okno. Patrzę i oddycham. Oddycham świeżym powietrzem. Bez Twojego zapachu. I drzwi otwieram. I zamykam je niechlujnie. I te nieposłuszne kosmyki od dziś czarne. W lustrze dziewczyna- ciemna, piękna, ponętna. Czerwone usta - jak u latarnicy- powiedziała mi matka. - daj spokój i śpij, śpij ja wychodzę, wrócę rano, ale ze śniadaniem nie czekaj. - a gdzie idziesz? tak ubrana? tak umalowana? gdzie? dokąd? - katharsis mamusiu, idę po zapomnienie.
I wyszłam. A szłam prosto, by nie zgubić się w ulicach. A i te ulice znajome, chyba z kimś przez nie chodziłam. Nie pamiętam. I nie pamiętam jak dostałam różę. I nie pamiętam jak za mną biegłeś. I nie chcę pamiętać chyba. Płata mi figle mój mózg dziś.
Nagle deszcz. I zmywa ze mnie wszystko. Ta farba- to nietrwała. Czerń już tylko na mojej kurtce została. Skórzanej kurtce, niegrzecznej dziewczynki. I włosy znów rude. A usta? Ta czerwień spłynęła, razem z tym co próbowało zakryć moje oczy, Twoje ulubione oczy kiedyś, zielonobrązowe już nie. Miały być czarne, miały być złe. Znów są takie Twoje. I przepełnione tęsknotą. Ale to nieważne.
Padam na ziemię. Boli. Jakby coś mnie przeszyło. To nic, mogę odejść. Przecież wstaję. I Ty. Widzę Cię. Nie wiem czy naprawdę. Czy rzeczywiście. Ja śnię? A może to tusz rozmazany mi dziwne kompozycje tworzy. I kochasz mnie. Tak mówisz.
- Zastanów się. Ja poczekam. Katharsis. Widzisz? Chciałam być piękna.
- Katharsis. Nie potrzebujesz mnie.

Nie ma Cię. A jednak potrzebowałam. Wstaję rano. Czarne włosy. Maluję usta. Maluję oczy. Nakładam szpilki. Budzę Katharsis. Jestem inna. Znów idę Cię szukać. Jak Maria w " Copacabanie" czekająca na Ralfa. Tak ja. Niby czysta i wolna niby...

1938 wyświetleń
23 teksty
4 obserwujących
  • luterin

    30 September 2012, 01:28

    Nie da się przejść obojętnie...wszystko boli gdy się Ciebie czyta. Masz świetny styl, mam wrażenie, że biegnę z każdym słowem ze ściśniętym gardłem, jakaś poraniona razem z Tobą...i przewracam się bo milkniesz...a ja mimo bólu chciałabym tego biegu nie kończyć...

  • Albert Jarus

    1 February 2012, 13:35

    Bardzo poruszające... i ten Twój styl...

  • Sheldonia

    1 February 2012, 10:00

    Piękne to takie i wyjątkowo bolesne dzisiaj dla mnie.