Menu
Gildia Pióra na Patronite

Młoda

Albert Jarus

Albert Jarus

Patrzyła na nich… na nią. Śnieżnobiała suknia wyszywana perełkami, koronki i kwiaty. Patrzyła na kolejne pocałunki pełne miłości. Ich spojrzenia, w których obydwoje tonęli, zapominając o całej sali gości. Każdy ich wzajemny dotyk, każde skinienie głową, najmniejszy gest był tak dopracowany, jakby godzinami siedziało nad tym stado aniołów. Można tak kochać. Tak bez opamiętania, szaleńczo i czule. Mogła to sobie wyobrazić. Przecież nie było to trudne. Też ma biała suknię, delikatną i zwiewną, niczym księżniczka. Z głośników orkiestra puszcza ulubione kawałki, goście zajadają smakołyki, co chwila szepcząc: "Jak jest pięknie… Jaka ona jest piękna… Jak bardzo kocha… I dźwięczący głos w głowie „Jacy oni w siebie wpatrzeni… Jak jedno za drugim… Jak kochają się...” W tym momencie spoglądając na młodą parę oczy zaiskrzyły drobinkami łez. Spojrzała na siedzącego obok mężczyznę i znów na młodych. Łza spłynęła cicho i niezauważalnie.
Byli razem dość długo. Przeżyli ”miesiąc miodowy”, przeżyli „kryzys małżeński”. Wydawało się jej, że przeżyli już wszystko. W pewnej chwili chwycił ją za dłoń. Nie zareagowała. Błądziła myślami po własnym weselu i przyszłym życiu. Wiedziała, że on jest dobrym człowiekiem, że ją kocha, jednak ona nie umiała mu już tego okazać. Ich cele mijały się coraz częściej. Szczęście zaglądało przez dziurkę od klucza tylko raz na jakiś czas. Wszystko co dla niego robiła było zaledwie namiastką tego co mogła dać. Wiedziała, że na własnym weselu nie spojrzy mu w oczy z „taką” czułością. Nikt nie powie: „Jacy oni zakochani”. Nie będzie tańczyła wtulona w jego ramiona nie lubiła z nim tańczyć. Nie będzie mogła skakać i bawić się. Nie będzie z nim koni kraść. Nie będzie z nim miała dzieci… Nie będzie jej, bo będzie zamknięta w złotej klatce bez możliwości rozpostarcia skrzydeł.
Nie mogła otrzeć kolejnej łzy, więc niepostrzeżenie wyszła na taras. Wte¬dy łzy spłynęły niczym deszcz po szybie. Wszystkie zapisane kiedykolwiek obrazy w jej głowie wróciły. Wrócił też on… ten drugi. Ten który unosił ją w tańcu wysoko do nieba, patrzył jak na anioła i porywał jej serce w szalonych uniesieniach. Ten za którym poszłaby w ogień, i który za nią za¬biłby cały świat.
Otarła jeszcze raz łzy. Płynęły jedna za drugą. Kolejne klatki filmu stawały to na jednym to na drugim mężczyźnie.
- Coś się stało kochanie? – spytał obejmując jej ramię. Nie sądziła, że wyjdzie za nią.
- Nic skarbie. Wzruszyłam się. Bo ja… - przerwała wtulając się w jego ciało. Płakała nadal.
- Już dobrze – powiedział gładząc jej głowę.
W myślach widział znów swój ślub. Urząd Stanu Cywilnego, prosta garsonka, on, najbliższa rodzina…
- Wracajmy do środka – odparł, całując ją w policzek.
Chwyciła go za rękę, spojrzała w oczy i ze smutnym uśmiechem odpowiedziała „tak”.

7033 wyświetlenia
113 tekstów
103 obserwujących
  • Sheldonia

    31 October 2011, 12:44

    Bardzo często jest to jednak melodramat.

  • Albert Jarus

    31 October 2011, 11:40

    Nie chciałem, ale czasem mam wrażenie że tak właśnie wygląda życie. A miłość jak z filmu...? Hmy... Nie zawsze musi to być komedia romantyczna, czasem jest melodramat.

  • Sheldonia

    31 October 2011, 11:00

    Zapomniałam o plusie.

  • Sheldonia

    31 October 2011, 11:00

    Doprowadziłeś mnie do płaczu... Mam wrażenie, że pisałeś o mnie. Pozdrawiam:)