Menu
Gildia Pióra na Patronite

POPOŁUDNIE W IRLANDZKIM PUBIE

fyrfle

fyrfle

Pan O'Connerry przyszedł przed nami i kiedy my weszliśmy, to kończył pić Guinnessa. Cały czas miał coś do powiedzenia barmanowi panu O'Shea, który jest właścicielem i szefem rodzinnego interesu oraz burmistrzem miasteczka. Tak. Biuro burmistrza ma z tyłu pubu. Jednopokojowe. W miasteczku nie ma okazałego ratusza i kilkudziesięciu dietożerców.

Wybory burmistrza odbyły się wraz z wyborami do eurokołchozu, czyli europarlamentu. Pan O'Shea chodził wcześniej od domu do domu i prosił o głos, rozmawiając z mieszkańcami i tłumacząc swój program. Obiecał mieszkańcom, że ich dzieci będą przyjmowane do miejscowego liceum , bo jest tak, że pierwszeństwo mają wieśniaki, a tutejsze muszą jeździć do Killarney oddalonego o 15 kilometrów.

Przypominam sobie jak w mojej wsi domagałem się, aby kandydaci na radnych ruszyli dupska i poszli do ludzi. Nie przyszli, mieli nas w życi, to i my ich mieli w życi przy urnie.

Pubowy styl życia jest dobrym, bo ludzie się poznają i rozmawiają ze sobą, patrzą sobie na ręce, zresztą tutaj nikt nie konfabuluje, czy też mija się z prawdą. Tu nikt nie "zasiedzi" sąsiadowi domu, co wydaje się być normą moralną na góralszczyźnie.

Popołudnie jest wczesnym, więc dopiero za kilka godzin będzie tu rojno i szumnie jak na kwitnącej lipie. Ludzie jak co sobotę przyjdą na piwo, porozmawiać, wyluzować, posłuchać muzyki, obejrzeć wspólnie tv. Żony podjadą autami, wysadzą mężów, a same pojadą na zakupy do Killarney.

Zamawiamy po Guinnessie i zaczynamy delektować się smakiem, miejscem, atmosferą, legendą. Rozmawiamy, że nie wszystko w Irlandii jest dobre dla nas, ale dobre jest dla Irlandczyków. Irlandzcy urzędnicy, jeśli już są, to zarabiają bardzo dużo. Tymczasem w Polsce stażysta ma z 900 złotych, a na umowę o pracę, to na początku dostaje 1500 złotych, a po piętnastu latach , już na stanowisku kierowniczym 3000 tysiące złotych.

Czy Polak w Irlandii może robić na państwowym? Raczej nie. To etaty zarezerwowane dla swojego narodu i chyba słusznie.

A czy w Polsce pije się jeszcze Sagę? Tak. Saga ma się bardzo dobrze. Jest w wielu smakach ziołowych i owocowych oraz w najprzeróżniejszych opakowaniach. Ale żeby była prawdziwą Sagą musi być kupiona w Biedronce. Biedronka, to ten narodowy sklep. Masz rację Bartek. Twój pomysł jest genialny. Saga powinna być pakowana w ogromne torebki pięćset woreczkowe i nazwana SAGĄ 500 PLUS - Moc rodziny.

A co będzie z waszym szpitalem? Ba! Skoro nie będzie szpitala, to co? Rozwiążą powiat? Ano, może tak być, że powiat bielski nas przejmie, czy rozbiory nastąpią pod bielski, cieszyński, czechowicki, makowski. Czy wezmą się za autorów tego galimatiasu przed wyborami? Wątpię. Czy zarząd pójdzie za kratki? Wątpię. W każdym razie byłyby to jaja. Taka świętojebliwa kraina, bastion dojnej zmiany i moherów, a tu same cwaniactwo. Swoją drogą, jak można było dopuścić, aby inwestować w firmy zewnętrzne przy szpitalu, a nie wyposażać szpital w najnowocześniejszy sprzęt? Ty, a jak można wejść w partnerstwo państwowo - prywatne. Nikomu się to nigdy nie udało, a przeważnie autorzy takich pomysłów spędzili parę lat we Wronkach lub Strzelcach Opolskich.

Zamawiamy drugiego Guinnessa i zastanawiam się czemu w końcu bardzo polubiłem to piwo, że przy każdej okazji kupuję je też w Polsce? Jest gorzkie przede wszystkim, więc ma w sobie to co piwo winno mieć dla człowieka. Tutaj pół litrowa szklanka kosztuje 4, 40 euro, a więc 18 jakieś złotych, ale jesteśmy na wakacjach, a przyjemność w Unii kosztuje emeryta polskiego normalnego sortu. Co począć. Na ich pieniądze i zarobki, to jakby u nas zapłacić cztery złote i czterdzieści groszy. Puszkowy Guiness jest tańszy. W Tesco za czteropak płaci się 7 euro, 8pak 11 euro, a dwunastka jest po 15 euro. To tak jakby za ośmiopak Żywca zapłacić w Polsce 11 złotych. Marzenie świętej głowy, a są promocje, że puszka tej przesmacznej ambrozyji jest po euro. Bogate narody i szczęśliwe nie są chciwe.

Drodzy goście z Polski. Tutaj nikt i nikogo nie poniża za cokolwiek. Jesteśmy szczęśliwi, że tutaj pracujecie. Tu nie ma wyścigu szczurów, a więc stresu. Pracujemy my i wy dla szczęścia i dobrobytu. W pracy możesz wyjść, możesz zjeść. Wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Tak ludzie nabierają szacunku do siebie i poczucia spokoju w pracy i zadowolenia ze swojej pracy. Nie ma depresji przez pracę. Do pubu ludzie idą się napić dobrego piwa, spotkać z przyjaciółmi, a nie zapić bandytyzm w pracy. Tutaj są ludzie przyjaciółmi, nie unikamy siebie jak wy Polacy.

Panie O'Connerry, uważam, że 400 milionów metrów sześciennych drewna z Puszczy Białowieskiej powinno być wywiezione i wykorzystane, choćby jako wkład do elektrowni. Europa nie ma prawa się wypowiadać w sprawach wewnętrznych polskich, wyście swoje lasy wycieli. Ekologów łapał bym i dożywotnio trzymał w kopalniach na głębokości kilometra i nie dał źryć póty póki nie wezmą kilofa do ręki. Nie, nie mam zapędów, tylko jak państwo w Chinach, tak i polskie powinno przymusowo kształtować pożądane postawy obywatelskie. Nie wszystko więc co chińskie jest złe.

- Panie O,Connery, skąd się pan tak orientuje w sprawach polskich?
- Wielu z was poznałem, jesteście tutaj wspaniałymi ludźmi przeważnie. Nauczyłem się polskiego, sam poznałem waszą historię, oglądam wasze kanały telewizyjne, jesteście trochę drugą ojczyzną. Zresztą Wojtek w tym roku zabiera mnie do siebie na wakacje w Bieszczady.

Tak. Z gośćmi są dziś problemy, bo nie szanują gospodarzy. Są bezczelni i roszczeniowi. Najpierw dzwonią, że jedno jest wegetarianką, a mąż jeszcze bardziej zboczony, bo weganin. Jedno dziecko nie jest ryb, drugie pieczywa, a trzecie kurcze only frajs. Potem dalej okazuje się, że czegoś nie żrą, nie podoba im się wystrój pokoi, kolor ścian, że nie masz zrobionych paznokci i nie pijesz włoskich win. Stąd też coraz częściej w Polsce bezpieczniej jest powoli wygaszać znajomości, przyjaźnie, a z rodziną spotkać się tyle ile trzeba, czyli przy odczytaniu tedtamentów i ewentualnie już potem w sądzie i za pomocą adwokatów.

- A co do jesiennych wyborów, to nie rozumiem Cię Radek , czemu chcecie głosować na pedałów?
- Bo oni są za Polską w Unii Europejskiej.
- Ja jednak wolę furmanką jeździć po polnych drogach i jeść chleb z margaryną, ale, żeby Polska była Polaków i to katolików Polaków. Poza tym nie rozumiem, dlaczego nie zaciesniamy więzów z Rosją - przecież to chrześcijanie i Słowianie. Europa to zło konsumpcji i bezzsadzia na dłuższą perspektywę.
- Na kogo będziesz głosował?
- Teraz już na PiS.
- Czemu?
- Bo trzeba utrzymać zdobycze chrześcijańskiego socjalizmu.
- Co? ?
- Pięćset plus, podwyżki emerytur, wiek emerytalny.
- A dla nas młodych nie ma nic!
- Powinienem cynicznie odpowiedzieć - macie swoją Europę. Ale fakt program mieszkaniowy dla młodych Tuska był lepszy, a Naczelnik nie ma nic młodym do zaoferowania. Ale on jest cyniczny. Policzył, że moherów jest więcej, a liczy się władza, a nie rozwój kraju i dobrobyt narodu. Daje więc nam nie wam.
- Po wyborach wszystko wam zabiorą jak ty to mówisz - pedały.
- Myślę, że tym razem jeszcze ta zaraza przegra, a zresztą widzisz my mamy tą przewagę, że umiemy przeżyć za ile mamy i nawet nie musimy żyć. Starczy nam trwać, a i tak jesteśmy szczęśliwi, uśmiechnięci i nie zawistni. Polega to na tym, że nie muszę pić piwa codziennie, lody mogę jeść raz w miesiącu i wiele różnych innych spraw i rzeczy jest nam zbędnych.
- Najciekawsze jest, że tak mało ludzi głosuje.
- Bo ludzie mają w tyłku i nikt ich nie nauczył postaw obywatelskich , zresztą widzą, że uczciwością i zasadami nikt, ale nikt się nie kieruje.
- To czemu nie chcesz Unii?
- Bo ja mam zasady i chce by Polska była państwem niepodległym , a z eurokolchozem powiązana umowami, które w każdej chwili można renegocjować.
- Tak się nie da. To spowalnia rozwój Europy.
- A do czego kuźwa dążyć. To co jest starczy, tylko rozwijać to i tyle.

Rozmowy przy Guinnessie trwają w najlepsze. Zgadzamy się, że trzeba od rodziców odbywać młodych ludzi, zwłaszcza mężczyzn i zwłaszcza od matek. Dlatego jesteśmy za przywrócenie dwuletniej służby wojskowej, która z goowniarza czyniła mężczyznę. Otwierała oczy i ze siuśka robiła chłopa. Choć przypomniałem opowieść brata, jak to dowódca w jednostce na wyspie Uznam po roku postanowił wysłać żołnierza na urlop w Bieszczady, bo ten w ogóle takiej chęci nie zgłaszał i okazało się, że ten nie jedzie, bo nie umie sam dojść do dworca PKP, nie wiem jak się przesiąść z pociągu do pociągu i tak dalej. W końcu wysłał z nim kaprali, którzy zawieźli go do domu i po urlopie przywieźli go do jednostki z powrotem. Zajrzał w papiery i dowiedział się, że w wojsku zameldował się dopiero, gdy dowiozła go żabdarmeria, bo nikt z rodziny i on nie miał potrzeby ruszyć się poza bieszczdzką wioskę. Mieli pole i krowę, byli samowystarczalni.

Decydujemy się na wyjście z pubu na obiad. Jemy jak to Polacy w domu. Pan O'Shea żegna się z nami, w pokłonach i przeuprzejmych słowach odprowadza do drzwi, jak ten przedwojenny karczmarz Żyd w Radziechowach pewnie. Było cudnie. Pewnie tutaj jeszcze wrócimy. Chciałbym w takim przybytku wypić kawę po irlandzku. Choć nie wszystkim z nas się podoba, bo faktycznie po naszemu pub, to zwyczajna mordownia, czyli byle jaki wystrój lokalu i czuć ten odór piwska zmieszanego z potem. Wystrój wyposażenie jednak dla niejednego Polaka są po prostu nie do przyjęcia, więc pozostaje się zachłysnąć legendą i naprawdę cudnym smakiem Guinnessa.

297 714 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!