Menu
Gildia Pióra na Patronite

Decyzja

Canaletta

Canaletta

Panie Boże... Nie wierzę w Ciebie, ale proszę, powiedz mi... Co ja właściwie tutaj robię? Czemu dopuszczam się takowego szaleństwa? Przecież zupełnie nie mam pojęcia czy w ten sposób go uszczęśliwię, czy uszczęśliwię nas i siebie. Boże... Proszę, nie dopuść do tego, abym to zrobiła, jeśli to błąd.

Stałam na tyle kościoła i przyglądałam się całej tej szopce, która przede mną się rozgrywała, zastanawiając się, kiedy właściwie powinnam była się odezwać. Może teraz, gdy akuratnie nastała cisza? A może powinnam ruszyć środkiem i przerwać monolog księdzu, który tak skrupulatnie stara się wypełnić swoje obowiązki? Nie, to byłoby nieuprzejme. Najlepiej, gdybym dostała możliwość odezwania się, zabrania głosu. Wtedy powiedziałabym wszystko, co leży mi na sercu i zniknęła... Sama lub z nim.
W tej chwili dotarł do mnie głos duchownego, który mówił, iż Ci, którzy znają powód, aby do ów małżeństwa nie doszło, odezwali się lub zamilkli na wieki. Czułam, że to moja chwila, że to właśnie ten czas, kiedy mogę zabrać głos i wykrzyczeć całą prawdę, która wisiała w powietrzu. Niestety, ogarnął mnie nagły paraliż. Moje ciało stało, niczym posąg i nie chciało się ruszyć. Poczynałam panikować wewnątrz siebie, widziałam już, jak ksiądz otwiera usta, aby kontynuować dalszą część ceremonii, gdy nagle...
- Nie! Ja mam bardzo dużo do powiedzenia... - ...usłyszałam swój głos. Moje nogi zaprowadziły mnie niemalże na sam środek kościoła, a wzrok napotkał tak uwielbiane przeze mnie oczy. Nie mogłam wręcz powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mych ustach, gdy go widziałam ani łez, które spłynęły po mych policzkach. Wszakże nie miałam pewności co do finału całej tej sytuacji. Równie dobrze, mogłam przegrać. - Nie możesz się z nią ożenić... I dobrze o tym wiesz.
- Co za bzdury! Wynoś się.
Krzyk kobiety, która stała u boku mężczyzny, którego kochałam, wcale mnie nie wystraszył. Nawet na nią nie spojrzałam. Oczyma patrzyłam w jego oczy, nie odrywając wzroku ani na moment.
- Zastanów się... Ty jej nie kochasz. I wcale nie chcesz tego ślubu. Robisz to, ponieważ boisz się zaangażować w coś tak silnego, co przerasta Twoje pojęcie. Słońce... Ja również się boję. Ale jestem wstanie pokonać wszelakie przeszkody, bylebyśmy tylko zaznali szczęścia. Bylebyś tylko był pewny tego, co czujesz i co ja czuje. Obiecuje nigdy do niczego Cię nie zmuszać, zawsze słuchać i nie odwracać się ze śmiechem, gdy będziesz chciał mnie pocałować, a potem nie uciekać. Nie będę zakładać Twoich skarpetek ani chować koszul do szafy, kiedy wywiesisz je na krześle. Obiecuje zawsze o wszystkim mówić i mniej ironizować, być mniej złośliwą i pyskatą. Przysięgam nauczyć się śmiać z Twoich żartów i znosić to spojrzenie, którym mnie obdarowujesz. Tylko proszę... Nie rób tego. Nie odbieraj sobie szansy spotkania się z czymś pięknym. Nie zamykaj się na miłość...
Ostatnie słowa wręcz wyszeptałam, ale wiedziałam, że usłyszał. Widziałam też, jak odsunął się od kobiety w białej sukni i przymknął powieki, nabierając powietrza do płuc. Również to zrobiłam. Możliwość oddychania tym samym powietrzem, co on, była cudowna.
Nastała cisza. A wraz z nią poczynało mi dudnić w uszach. Chciałam usłyszeć odpowiedź, chciałam z nim stąd wyjść i być szczęśliwą, ale zamiast tego... ciszę przerwał dojrzały, kobiecy głos.
- Synu... Powiedz mi, czemu nie chcesz być z kobietą, która jest Twoim ideałem i całym światem, a pakujesz się w związek na całe życie z jakimś szmatławcem?
Dopiero po chwili rozpoznałam ten głos. To była jego matka, kobieta, którą uwielbiałam, mimo iż jej nie znałam. Wiedziałam zaś, że ona wie o mnie wiele. On zawsze powtarzał, że są tylko dwie kobiety w jego życiu, które wiedzą wszystko: ja i jego matka. To zobowiązywało. A teraz miałam tą silną kobietę za sobą. Ponownie się uśmiechnęłam, lecz ów uśmiech zniknął, gdy ujrzałam, jak obraca się ku swojej matce i mówi spokojnym głosem:
- Kocham ją, mamo... Ale nie mogę z nią być, bo nie zniósłbym myśli, że mogę ją stracić. Dlatego nie chcę z nią być, bo wiem... że ją stracę. Nie zasługuje na nią.
To koniec... Panie Boże, czemu mi nie powiedziałeś, że tak to się skończy? Prosiłam Cię przecież, abyś mnie zatrzymał... Boże, przecież on mnie kocha. Czemu wybiera ją, a nie mnie? Gdzie tutaj logika? Lepiej będzie, jak odejdę.
Odwracam się i szybkim krokiem wychodzę z kościoła. Czuje się upokorzona, chociaż publicznie przyznał się do uczucia, którym mnie darzy. Mimo to, to nic nie znaczy. Nie dla niego. Ani dla mnie. Wszystko się kończy. Pozostaje z wspomnieniami i marzeniami... o czymś niespełnionym. Pozostaje sama, chociaż prognozy wydawały się takie przychylne. A może się myliłam? Tak, myliłam się...

BEZNADZIEJNE, PUSTE, NIEDOPRACOWANE. NIE TRAĆCIE CZASU NA CZYTANIE. Wypaliłam się...

12 518 wyświetleń
183 teksty
31 obserwujących
  • Albert Jarus

    8 October 2013, 21:14

    to było takie miłe coś, czego bardzo na dziś potrzebowałem...
    piękne opowiadanie, spodobało mi sie niezmiernie

  • Canaletta

    24 September 2013, 21:37

    Nie, bez przesady, ale faktycznie, potrafiłam pisać bardziej emocjonalne teksty.

    Hah, tak, ale i tak uważam, że nie tylko interpunkcja stanowi tutaj problem dla mnie samej. ;)

  • Martini2726

    24 September 2013, 18:42

    Z jeszcze większą? To by mnie tak przygniotło, że przez tydzień nie mogłabym się pozbierać.

    Hmm.. Jedynym niedopracowaniem tutaj jest tylko interpunkcja. Ale to normalne zjawisko. ;)

  • Canaletta

    24 September 2013, 18:37

    Potrafiłam pisać z większą dawką emocji i tworzyć bardziej dopracowane teksty... To dlatego. Ale cieszę się, że jesteś takiego zdania, jakiego jesteś.

  • Martini2726

    22 September 2013, 21:13

    Hmm... Dziwne. Przeczytałam to, a nie uważam, tego za stratę czasu i nie sądzę, że jest to beznadziejne i puste. Bo takie nie jest.