Menu
Gildia Pióra na Patronite

Pan Samochodzik i Bożogrobcy

peper777

peper777

Pan Samochodzik i Bożogrobcy

Rozdział 1
List * Nowa wyprawa * Ksiądz Lipowski * Gdzie jest skarb
Był wieczór. Siedziałem przy biurku i czytałem list od pana Chabrola. Słychać było tylko monotonne tykanie zegara i skrzypienie krzesła, na którym siedziałem. List był napisany bardzo szybko i niestarannie. Brzmiał on tak:

Warszawa 21.08.1968r.
Drogi panie Tomaszu.
Niedawno w gazetach napisano o włamaniu do kościoła w Miechowie.
Podejrzewamy, że złodziej chciał wykraść zapiski na temat Zakonu Bożogrobców
i ich skarbu. Włamywacza nie złapano ale też nic nie zginęło.
Prosimy pana o zbadanie sprawy. Najpierw niech pan pojedzie do Miechowa.
Przesyłam także panu tajemniczy zapisek z łacińskim hasłem.
Prezes Towarzystwa Poszukiwaczy Skarbów
Mieczysław Chabrol.

Zajrzałem do koperty. Był w niej jeszcze ów „tajemniczy zapisek”:

Westchnąłem, podszedłem do półki z książkami i wyciągnąłem opasły słownik łacińsko-polski. Przetłumaczyłem zdanie. Brzmiało ono tak:
,,Nie możesz zobaczyć, lecz możesz poczuć, to otworzy skarb”.
Zastanowiłem się przez moment. Poczuć … - mógł to być ból, chłód, ciepło, czy jeszcze coś innego ?
Postanowiłem przygotować się do mojej podróży. Wstałem i rozejrzałem się po pokoju, wziąłem parę książek, latarkę, ciepłe ubrania, a apteczkę miałem
w samochodzie. Postanowiłem wyruszyć jutro po obiedzie.
Nazajutrz przy śniadaniu odwiedziła mnie trójka moich przyjaciół harcerzy: Wilhelm Tell, Sokole Oko i Wiewiórka.
- Dzień dobry Panie Tomaszu - krzyknęli na powitanie, spojrzeli na mój plecak
i zapytali:
- Znowu kolejna wyprawa ?
- Tak chłopcy, bardzo ważna.
- A co to za nowa przygoda ? – zapytał Wiewiórka.
- Prezes Towarzystwa Poszukiwaczy Skarbów przysłał do mnie list, w którym poinformował mnie o włamaniu do kościoła w Miechowie. Muszę się więcej o tym dowiedzieć. Prawdopodobnie złodziej chciał wykraść zapiski na temat skarbu bożogrobców.
- Bożogrobców?- zapytał Sokole Oko.
- Tak, zakonu który chronił Grób Chrystusa w Jerozolimie a w roku 1257 założył wieś Chorzów.
W Miechowie jest kościół Bożogrobców, do którego jadę po obiedzie.
- Możemy jechać z panem? Nasze plecaki są zawsze w gotowości, jest koniec wakacji, prosimy! - krzyczeli chórem. Nie umiałem im odmówić dlatego się zgodziłem. Nikt nie opisałby ich radości.
- Spotkajmy się przed moją kamienicą o 15.00.- zarządziłem.
Zjawili się punktualnie, każdy z plecakiem, a Wilhelm Tell miał dodatkowo swoją kuszę na plecach. Wsiedliśmy do mojego pokracznego wehikułu, zapaliłem silnik
i ruszyliśmy w drogę. Po pięciu godzinach jazdy, w burzy dojechaliśmy do Miechowa. Gdy wyszliśmy z wehikułu deszcz siekł nas po twarzy i wkrótce mieliśmy przemoczone ubrania, a w butach pełno wody. Pędem zaczęliśmy biec na plebanię. Zadzwoniliśmy do drzwi. Po krótkiej chwili otworzył nam niski ksiądz. Miał bystre piwne oczy i osobliwą łysinkę.
- Ksiądz Tadeusz Lipowski. – przedstawił się krótko.
Zaprowadził nas do pokoi, w których czekały na nas posłane łóżka. Rozmowa na temat włamania została odłożona na następny dzień.
Nazajutrz z księdzem Lipowskim spotkaliśmy się na śniadaniu. Poznaliśmy także księdza proboszcza Grzegorza Świdnickiego, który pierwszy odkrył włamanie. Włamania dokonano tydzień temu między godz. 22:00 a 23:00. Zapiski, które chciał wykraść złodziej, były schowane w sejfie na plebanii. Za trzy dni mają zostać przewiezione do muzeum w Chorzowie. Kod do sejfu znają tylko księża. Zapiski dotyczą skarbów Bożogrobców i zawierają wskazówki do jego znalezienia. Wielokrotnie przeszukiwano kościół, lecz skarbu nie znaleziono.

Rozdział 2
Rozpoczyna się śledztwo * Muzeum w Chorzowie *
Pojmanie fałszerza * Odnalezienie skarbu

Po śniadaniu przeszliśmy do kościoła. Jedyna wieża zbudowana w stylu neoromańskim była zakończona figurą Zmartwychwstałego Chrystusa. Jeśli chodzi o wnętrze - posadzka była z marmuru ułożonego w czarno-białą szachownicę. Zdobienia ścian były głównie w kolorze złotym. Gdy zwiedzaliśmy kościół, proboszcz Świdnicki opisywał tamtą noc:
- Położyłem się spać o godz. 21:30. Jak zwykle puściłem na gramofonie muzykę klasyczną, przy której zwykle zasypiam. Obudziły mnie kroki na korytarzu. Muzyka wciąż grała. Spojrzałem na zegar, było po 23-ej. Gdy wyszedłem na korytarz poczułem mocne uderzenie w tył głowy – nic więcej nie pamiętam. Gdy odzyskałem przytomność i rozejrzałem się po korytarzu, wszystko było na swoim miejscu. Obudziłem wikarego Marka i obeszliśmy wszystkie pomieszczenia, aby sprawdzić, czy coś nie zginęło. Sejf był nienaruszony. Odetchnąłem. Wtedy obudziliśmy księdza Lipowskiego. Opowiedzieliśmy mu co się stało, a on odrzekł, że zasnął około godz. 21:00 i nic nie słyszał.
- Proszę księdza, gdzie najprawdopodobniej może być skarb? – zapytał Wilhelm Tell.
- Niewiadomo, jest wiele takich miejsc. Bazylika była wiele razy rozbudowywana, może w katakumbach, o tak, tak, hmm… może w starej kapliczce - jest to najbardziej ,,tajemnicza” część probostwa. Ale nie wiem, nie wiem…
- Chłopcy, jutro z samego rana wyruszamy do Chorzowa. Trzeba dowiedzieć się czegoś na temat zakonu Bożogrobców w tamtejszym muzeum. W końcu to Bożogrobcy założyli Chorzów, który teraz jest dużym miastem.

Następnego dnia rano szybko zebraliśmy się i ruszyliśmy do Chorzowa. Podróż zajęła nam raptem dwie godziny. Muzeum mieściło się na ulicy Powstańców, a prowadziły do niego wielkie schody. Weszliśmy do głównego pomieszczenia. Recepcjonistka przeprowadziła nas do gabinetu. Po pięciu minutach weszła kustoszka i przedstawiła się.
- Ludmiła Sałata, dyrektor muzeum. Czekałam na was. Proszę za mną.
Oprowadziła nas po muzeum opowiadając o zakonie Bożogrobców.
- Bożogrobcy – mówiła - zgromadzili wiele cennych skarbów, podróżując po Europie. Zajmowali się ochranianiem pielgrzymek pątników do ziemi świętej, oraz walkami z niewiernymi. Znakiem Bożogrobców był dwuramienny krzyż w kolorze czerwonym. Przejdźmy tutaj – pani Ludmiła wskazała na osobne pomieszczenie bez drzwi. W sali, w oszklonych gablotach znajdowały się bardzo stare pergaminy
i monety.
- Z kościołem, w którym dokonano włamania związana jest pewna legenda.
Otóż na zewnętrznych murach kościoła bożogrobców w Miechowie zauważyć można liczne maleńkie wydrążenia. Mieszkańcy miasta twierdzą, że są to ślady dusz pokutujących, które raz w roku wstają z grobów i usiłują wejść do kościoła. Ponieważ jednak drzwi do świątyni są zamknięte, starają się dostać do środka przez ściany, wiercąc dziurki palcami. O świcie wracają do grobów na kolejny rok. Mieszkańcy Miechowa widują czasem duchy skrobiące ściany kościoła. Wszyscy wiedzą o ich ciężkiej pokucie.
Potem pani kustosz opowiadała jeszcze o eksponatach w gablotach. Wszystko było bardzo ciekawe, lecz w którymś momencie zrobiło się już późno, więc pożegnaliśmy się i skierowaliśmy do wyjścia.
Przez drogę powrotną rozmyślałem i zadawałem sobie trudne pytania:
- Kto włamał się do kościoła? Gdzie jest skarb bożogrobców?
I nagle wszystko stało się jasne. Oświeciło mnie. Mieliśmy mało czasu.
- Chłopcy, trzymajcie się. – powiedziałem.
Wcisnąłem pedał gazu i ruszyłem całym pędem do Miechowa. W głowie kołatała mi tylko jedna myśl – dopaść włamywacza.
Godzinę później wjechaliśmy do Miechowa. Szybko zaparkowałem przed kościołem i pobiegłem do środka. Akurat kończyła się msza. Przebiegłem bocznym korytarzem i dopadłem księdza Świdnickiego wchodzącego do zakrystii.
- Gdzie ksiądz Lipowski? – zapytałem.
- Ma bóle brzucha – odpowiedział zaskoczony tak nagłym zajściem proboszcz.
- Niech ksiądz pójdzie ze mną, szybko! – krzyknąłem. Za mną biegli harcerze.
- O co chodzi panie Tomaszu? – wysapał Wiewiórka.
Szybko wbiegłem w główny korytarz plebanii i dopadłem drzwi do gabinetu, w którym był sejf. Przy sejfie stał ksiądz Lipowski. Wyjmował właśnie pieniądze
i stare pergaminy.
- To… ksiądz… Tadeusz… - wyszeptał proboszcz.
- Tak – powiedziałem – to on tamtej nocy włamał się do sejfu.
- Ale jak to? – zapytał Sokole Oko.
- Zaraz wszystko wytłumaczę. Ksiądz Lipowski, a raczej nie ksiądz, to znany fałszerz i złodziej. Tak naprawdę nazywa się Karol Kotorowski.
- Tak, przejrzał mnie pan – powiedział ze złością.
- Idź po księdza wikarego – powiedziałem do Wilhelm Tella –niech wezwie milicję.
- Panie Tomaszu, może mi pan to wszystko wytłumaczyć ? – zapytał ksiądz proboszcz. Odpowiedziałem: - Zaraz. Po chwili przyszedł Wilhelm Tell z wikarym.
- Milicja zaraz przyjedzie – powiedział.
- Bardzo dobrze. Było tak: Kotorowski zwiedzając muzeum w Chorzowie dowiedział się o Bożogrobcach i ich skarbie. Postanowił podać się za księdza Lipowskiego, który spędza wakacje w Miechowie i tym sposobem podstępnie wprosił się na probostwo przy tej bazylice. Potem próbował wykraść wskazówki dotyczące miejsca, w którym jest skarb Bożogrobców. Księże Grzegorzu, mógłby ksiądz przynieść swoją płytę gramofonową.
- Oczywiście – odpowiedział i wrócił z płytą w ręku. Obejrzałem opakowanie.
- Wszystko się zgadza. Na płycie nagrano tylko godzinę muzyki, a gdy księdza proboszcza obudziły kroki na korytarzu muzyka ciągle grała – na zegarze była godzina 23.00. Kotorowski przestawił wskazówki zegara z godz.22.00 na 23.00, żeby mieć alibi. Gdy Kotorowski włamywał się do sejfu, ksiądz proboszcz obudził się i Kotorowski musiał uciekać. Uderzył proboszcza i zwiał. Potem szybko ubrał się w piżamę i gdy go zawołano, przyszedł jakby nigdy nic.
Dzisiaj była ostatnia szansa by włamać się do sejfu, ponieważ jutro przewożono zwoje na wystawę do muzeum w Chorzowie. Nadarzyła się doskonała okazja, bo akurat była msza, w której mieli uczestniczyć wszyscy księża, a Kotorowski zasymulował ból brzucha.
- Przybyła milicja – powiedział wikary słysząc dźwięk syreny. Wyprowadziliśmy Kotorowskiego na zewnątrz. Na dworze stało pięć samochodów milicji.
- To znany fałszerz Karol Kotorowski. – powiedziałem do milicjanta.
- Poszukujemy go od dawna, jak panu udało się go schwytać?! – powiedział
ze zdumieniem komendant. Musiałem wszystko od nowa objaśniać i tłumaczyć. Zerwał się silny wiatr więc szybko napisano raport, zabrano Kotorowskiego
i wszyscy poszliśmy do gabinetu proboszcza.
- Proszę księdza, czy mógłby ksiądz zaprowadzić nas do tej starej kapliczki? – zapytałem.
- Tak, mógłbym. – odpowiedział zaskoczony ksiądz.- Tylko trzeba ciepło się ubrać, bo na dworze coraz silniej wieje - to była prawda. Drzewa uginały się pod siłą wiatru. Poszliśmy się ubrać i wyszliśmy przed bazylikę. Do kaplicy prowadziła wąska, kręta dróżka. Proboszcz otworzył drzwi i weszliśmy do ciemnego pomieszczenia.
Tego nie można było nazwać kaplicą. Powinna to być raczej rupieciarnia. Pełno mebli tworzyło zakręcony labirynt. Na podłodze walało się pełno drobiazgów,
a z sufitu zwisały jakieś brudne szmaty i pajęcze nici. Ze ścian odlatywał tynk.
- Pomóżcie mi to jakoś poustawiać – wskazałem na stare meble.
- Panie Tomaszu, co panu chodzi po głowie? – zapytał Sokole Oko.
- Podejrzewam że to tutaj ukryty jest skarb Bożogrobców.
- Jejku… – powiedział podekscytowany, mały Wiewiórka.
W pół godziny uporządkowaliśmy to pomieszczenie – meble, śmieci i rupiecie. Za oknem szalała już prawdziwa wichura. Zauważyłem, że na posadzce jest czerwony krzyż, a więc znak Bożogrobców. Każde z ramion krzyża prowadziło do ściany.
- Popatrzcie na to – wskazałem na czerwony znak. Poszukajcie jakiegoś znaku na ścianie, wydrążenia, czegokolwiek ! – krzyknąłem. Sam ruszyłem do ściany,
z której odpadał tynk, więc nie mógł to być jakikolwiek znak. Zdrapałem jeszcze trochę tynku i ujrzałem szparę na palce, coś w rodzaju klapki. Spojrzałem na innych. Wikary i proboszcz skrobali przy przeciwległej ścianie, Wilhelm Tell
i Sokole Oko obok mnie, a Wiewiórka skakał przy nich dookoła.
- Macie coś? – zapytałem.
- Tak! – krzyknęli harcerze. –Niech pan podejdzie!
- A ksiądz, proszę księdza? – zapytałem
- Tak, coś jest. Niech pan pomoże.
Podszedłem do nich, w ścianie były takie same otwory jak po mojej stronie. Wsadziłem w nie palce i poruszyłem na boki. Nic się nie wydarzyło, lecz gdy nacisnąłem całą siłą na dół dźwignia ruszyła się !
- Szybko, zróbcie tak samo z innymi! – krzyknąłem z podnieceniem. Wszyscy dopadli swoich „uchwytów”. W ścianach powstały małe otwory. Usłyszałem dźwięk przesuwającego się kamienia. Zaczęły się ukazywać schody do podziemnej komnaty.
Pierwszy na nie wbiegłem i po chwili oczom moim ukazał się widok cudowny - cała komnata tonęła w złotych pucharach, monetach, figurkach, biżuterii, mieczach
i tarczach.
Wszyscy zaniemówili. Pierwszy odezwał się ksiądz proboszcz:
- O mój Boże! – I zemdlał.

32 wyświetlenia
1 tekst
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!