Menu
Gildia Pióra na Patronite

Czas, w którym wybiło źródło.

fyrfle

fyrfle

Pamiętacie to bardzo upalne lato roku dwa tysiące piętnastego, potem jesień, która była również ciepła, choć śnieg na Ogrodowej spadł już rocznicę bitwy pod Lenino. Przy trakcie kolejowym z Lublińca do Katowic tak pięknymi lichtarzami były ogromne dziewanny połyskujące swoimi złotymi punkcikami kwietnymi, a we wrześniu to było, w pierwszym dniu jesieni. Przetaczała się wtedy dyskusja o emigracji. Muzułmanie i ilu. Wyszło, że żaden. W Polsce jest tylu wewnętrznych emigrantów czy tam raczej uchodźców. Ludzi i istnień potrzebujących wyrwać się z pragnienia do miłości. Trzy dusze wtedy przytulone zostały na Żywiecczyźnie. Bez konieczności budowania meczetów. Wystarczyła im katolicka miłość, dom z blaszanym dachem i ogród, w którym były zaproszone do wypełnienia go kwiatami, płomieniem ogniska, smakiem pieczonego ziemniaka, krzykiem zagryzanego kosa.

W czerwcu Paula przywiozła Aleksandra. Mądry, ale zagubiony, zbuntowany, potrzebujący stabilizacji, kochanej kobiety, domu innego,niż ten, który miał, którego nie zaznał, bo ktoś okazał się gnojkiem i poszedł sobie, zostawiając go na pastwę samotności z Mamą. Z Mamą, ale to samotność, świadomość odtrącenia. Przypadkowe namiętności rodzą świadomość porzucenia, a zatem potem życie,jakie by ono nie było, to samotność i raz po raz kołaczące pytanie po kiego? Po kiego ten scenariusz Boże ćwiczysz na tylu ludziach? Czemu kurcze milczysz. Milczysz,to idź do diabła. TY czarcie też. Spadaj. Sam sobie poradzę. Mam mózg. Wystarczy na to życie. Dam sobie i innym szczęście.

Przyjęty żurkiem i krokietami żołądek stał się ciepłym i dobrym sercem. Żyli sobie już we troje szczęśliwie. Szczęśliwie mimo śmierci,która zabrała Pauli Ojca, a Hani męża. Hania nie zwykła nie walczyć o siebie. Modliła się Różańcem o człowieka w jej życiu. Każdy dzień niepotrzebnej samotności, to dzień straconego życia. Modlitwy są po to, żeby były słuchane przez Boga. Zwłaszcza te proste konkretne o treści - proszę o normalnego człowieka. Już rolą Ducha Świętego było chciała nie chciała, aby zaczęła pisać i to na tej literackiej stronie. Przeglądała te smutne, czasem szalone teksty ludzi szukających raczej treści nie istniejących w codziennym normalnym życiu albo tylko współistniejących z prozą losu. Oczywiście, że musiała go dojrzeć. Był jej losem poprzednim i widziała w nim iskrę nadziei na szczęście wreszcie. Byli otwarci, żeby się spotkać i zamknąć swoje losy w jednym życiu. Otwarty list. Może przeczyta? Bóg jest konsekwentny wiernym, choć wychodzącym poza kolczaste ogrodzenia parafii. W pierwszy dzień jesieni spotkali się. Tak bardzo już chciał ją całować i tulić. Poczekał czy tam wytrzymał sześć dni i nocy. mówiła, że to szaleństwo. On wreszcie był takim jakim powinien być mężczyzna. Zaczęło się szczęście i było jak cudowne źródło. Wybijał ciągle nowymi impulsami na radość i piękno.

Szarotka była uciekinierką z obejścia sąsiada. Wielki psiór uniemożliwiał jej okocenie się u tych, którzy sprowadzili ją do domu, a potem kazali żyć życiem dachowca. Okociła się na szczapach drewna opałowego złożonego pod wielkim południowym balkonem, który był dachem, a przestrzenie między szczapami służyły za schronienie przed deszczem, wiatrem i innymi kotami. Cztery różnokolorowe kotki ganiały po szczapach powiązanych w małe bele. Kiedyś w październiku tuliły się do Szarotki, gdy nudzący się, a może rozmyślający Filip zobaczył ten przecudny obraz kociej rodziny. Czworo młodych tulących się do szarej codziennej matki. Cyrilla była najsłabsza, najmniejsza, ale zdecydowanie najpiękniejsza. Impuls oczywisty. Wziął ją do ich pokoju i już została. Weterynarz. Kocie jedzenie. Kuweta. Zniszczone kwiaty. Tak się dopełnił tryptyk z uchodźcami. Prawie pięćdziesiąt miesięcy później wszyscy są szczęśliwi i mimo pewnych oczywistych, jak to w życiu, przemeblowań żyje im się szczęśliwie, twórczo i są inspiracją innym, choć też nie zrozumieniem przez wielu. Ciri wychodzi na pole, ale stoi z boku, nie udziela się towarzysko wśród kociej ferajny. Dba o swoje miejsca, karcąc w nich intruzów. Ludzie też, bardzo strzegą swoich dróg szczęścia. Rzadko stąpają tam gdzie ludzie, a chodząc utartymi ścieżkami nie wdają się w owczy pęd, tupot szczurzych stóp. Są po to między nimi, żeby ich zainspirować do umiarkowania, uczynności, życia za tyle ile wypracują.

297 710 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!