Menu
Gildia Pióra na Patronite

Ona...

Otworzyła oczy, widziała mrok, lecz zdała sobie sprawę, że to nie tylko mrok. Coś przyciska jej serce, uciska co raz mocniej i pozbawia resztek tchu. Zaczęła drapać w nie znane kierunki, przed siebie? Na boki? Nie wiedziała gdzie jest i dlaczego jest tak ciemno. Ale była spokojna, opanowana jak zawsze. Powoli jedną ręką złapała mały kamyczek, który wnet zamienił się w pył. Powoli zaczęła się wydostawać z całego gruzowiska. Co raz częściej wybierała większe kawałki skały, a przynajmniej tak myślała. Mimo tego, że nic nie widziała i ogarniało ją, co raz to nowe poczucie, że zaraz nadejdzie jej koniec i nic już jej nie pomoże, nie poddawała się. Zapalczywie walczyła poranionymi i do krwi zdartymi dłońmi z całym ciężarem, który czuła już na swoich barkach. Wydzierała sobie drogę na powierzchnię, raniąc swoje całe ciało. Połamane palce zaczęły się wykręcać w różne strony, opuchlizna na wargach od spadających na twarz kamieni, fioletowe oczy od uderzeń głazów, których nie zdołała utrzymać w swych sfatygowanych walką dłoniach. Myślała, że mijają długie dni i nigdy nie ujdzie z życiem z tej strasznej i bolesnej sytuacji w jakiej przyszło jej się obudzić. Ale walczyła dalej ostatnimi resztkami sił wykonywała sobie drogę na światło dzienne. Nic nie mogło jej powstrzymać. Była pełna determinacji. Poranione dłonie z wykrzywionymi palcami, wyglądały jak szpony krogulca, poraniona twarz nie przypominała nawet twarzy człowieka. Ona cała już nie przypominała człowieka. Obdarta prawie cała ze skóry, która ongiś wyglądała niczym białe sukno, teraz przypomina raczej wiedźmę spaloną na stosie, oblepioną własną zagotowaną krwią. Jednak Ona się nie poddawała była pewna, że zaraz ujrzy światełko, choć najbardziej blade jakie tylko mogła sobie w tej sytuacji wyobrazić. Kopała dalej, nie przerwanie przez piętrzące się nad nią skały. Wybrała, że wyjdzie z tego na światło dzienne. Ujrzała je. Blask oślepił ją niczym supernowa. Udało jej się wyjść i ujrzeć światło na końcu tunelu jaki sobie wykopała. Obolała wyszła, jej połamane palce zaczęły piec, czuła potworny ból, ale i radość, że z tego całego gruzowiska ona jeszcze żyje. Nie stety swoich sióstr nigdzie nie dojrzała, pewnie umarły od nacisku. Ale nie Ona. Ona dała radę i wyszła na światło dzienne. Ona. A na imię jej było - Nadzieja.

27 874 wyświetlenia
190 tekstów
19 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!