Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wschód

ikslukov

Otworzył oczy i poczuł nagły chłód. Było mu zimno. Leżał na podłodze, skulony, obejmował rękami sam siebie i trząsł się lekko. Skupił mglisty wzrok na zegarze ściennym i wyczytał z niego, że jest czwarta rano. Przetarł oczy. Wstał, podszedł do okna i wyjrzał przez nie na podwórze.

Lubił ładne widoki. Lubił wschody słońca. Czuł wtedy dziwne ukłucie w sercu, jakby żalu za czymś straconym. Sam nie wiedział, co mógł stracić. Ilekroć spoglądał na niebo o kolorze pomarańczy skąpanej w fiolecie, skryte między gałęźmi sosen, usiłował złapać końce swojej świadomości, odkryć źródła nostalgii. Zawsze tak samo bezowocnie. Nie dawano mu pewności.
Domyślał się, że, jak we wszystkim, chodziło o miłość. Prawdopodobnie nie chciał samotnie przeżywać tak pięknej chwili, jaką było codzienne, cykliczne budzenie się przyrody. Nie chciał czuć się samotnie, tak niepotrzebny wobec onieśmielającej harmonii natury. Przyroda nie potrzebowała go, był jej zbędny, a często nawet przeszkadzał.
Nikt go nie potrzebował. Nikt nie zastanawiał się teraz, co robi, gdzie jest, dlaczego sypia na dywanie i nie nakrywa się kocem, skoro nie lubi zimna, po co ogląda wschody słońca, skoro napawają go smutkiem.
A on pewnie pragnął czuć cokolwiek.

22 wyświetlenia
1 tekst
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!