Ostatnie godziny, minuty, sekundy bez Niego. Ile dokładnie, nie wiedziała. Dzwoniła do Niego dobre kilkanaście razy, ale nie odbierał, miał wyłączony telefon.
- Ech... - westchnęła. Była już prawie 15.00, a On się nie odezwał. - Przecież się umawialiśmy, że zadzwoni, kiedy będzie w drodze powrotnej. - powiedziała do siebie cicho. Ale taki już był. Zawsze śpiący i nieogarnięty. „Cały On” - pomyślała. Zrezygnowana ciągłym czekaniem, włączyła ulubioną składankę Sum 41 i położyła się na kanapie. Ich rozłąka trwała już 13 dni. On pojechał na obóz, a Ona każdego dnia odliczała czas do końca Jego wyjazdu. Z początku było łatwo, lecz po tygodniu miała już serdecznie dość. Każdy następny dzień był torturą. „Jeszcze tylko 5 dni... Jeszcze tylko 2 dni... Jeszcze tylko kilka godzin...” - powtarzała sobie. Zmęczona ciągłym myśleniem o tym, jak bardzo tęskni, wzięła Jego koszulkę – o dziwo, wciąż pachnącą tak doskonale znanym Jej zapachem -, zamknęła oczy i ułożyła się do snu. Przewracała się z boku na bok, ale w końcu odpłynęła w błogi niebyt... Śniły Jej się – jak zwykle od tych przeklętych 5 dni – jakieś głupoty. Raz śniło Jej się nawet, że zaczęła palić. Innego, że zjadła cytrynowe ptasie mleczko i przez to nie udało Jej się pomyślnie ukończyć próby do stopnia harcerskiego. Ale czasami udawało Jej się śnić o Nim. O tym, że kładzie się obok Niego w namiocie. O tym, że On przygarnia Ją do siebie czułym gestem i mówi, jak bardzo za Nią tęsknił. O tym, że głaszcze Ją po plecach, całując namiętnie... Ale to się zdarzało, niestety, bardzo rzadko. Częściej śniły Jej się te bzdury. Nie wiedziała, jak długo tak leżała i spała, ale w którymś momencie poczuła delikatny dotyk na skórze i cichy szept. Ktoś szeptał Jej imię. Obróciła się w stronę, z której dochodził głos. Rozkoszowała się tym, jak ten ktoś wymawia Jej imię. Wyczuwała w tym głosie radość, poruszenie i... pewnego rodzaju poufałość. Zaczęła powoli otwierać oczy, ale jeszcze zanim cokolwiek ujrzała, już wiedziała, kto stoi nad Nią i szepcze Jej imię. - To Ty, Kochanie... - wyszeptała wzruszona. Wyciągnęła ramiona w Jego stronę. Objął Ją mocno. Po chwili usiadł i wziął Ja na kolana, ani na chwilę nie wypuszczając z ramion. - Tak się cieszę, że znów mogę Cię przytulić. Tęskniłem. - po tych słowach zrobiło Jej się naprawdę smutno. Zauważył to niemal od razu. - Co się stało? - Nic... Po prostu... Nie mogę się doczekać, kiedy wrócisz. - Ale... Przecież, już wróciłem. - odrzekł zdziwiony. - Jak to? - spytała zbita z tropu. - No, tak to. Jestem tu z Tobą. Dotykam Cię, nie widzisz? - powiedział, po czym pogłaskał Ją po policzku. - Całuję Cię. - przyłożył swoje wargi do Jej i zostawił na nich delikatny pocałunek. - I mówię Ci, jak bardzo tęskniłem. - pochylił się do Jej ucha, po czym wyszeptał: - „Nie masz pojęcia, jak bardzo mi Cię brakowało.”, na co Ona odrzekła: - A Ty nie masz pojęcia, jak mnie tu odbijało bez Ciebie. - po czym wtuliła się w Niego jeszcze mocniej i pocałowała z ogromną pasją. Największą, na jaką było Ją stać. Pocałunek ten aż kipiał od emocji. Było w nim czuć Miłość i tęsknotę. I ogromną radość płynącą z końca tej rozłąki. Po chwili jednak, On odsunął się od Niej, po czym rzekł: - Zapomniałem jeszcze o czymś. - spuścił wzrok, na co Ona szerzej otworzyła oczy. Ogarnął Ją strach, który po chwili jednak wyparował. Zastąpiła Go euforia w chwili, gdy spojrzał na Nią z uśmiechem i powiedział: - Zapomniałem powiedzieć Ci, że bardzo Cię kocham. - uśmiechnęła się najszerzej, jak mogła, po czym dodała: - Ale i tak ja kocham Ciebie bardziej. - Tak Ci się wydaje? - Tak. I nie wydaje mi się, tak jest. - To jesteś w błędzie, bo ja kocham Cię mocniej. - odrzekł, po czym znów zaczął Ją całować. Nie mogli się od siebie oderwać, bo wiedzieli, że kiedy tylko to nastąpi, znów zaczną się kłócić o to, które kocha bardziej...
Dedykacja dla Niego. Kocham Cię, Kochanie, tęskniłam. ;*
powiem tak pełen emocji utwór, podobał mi się każde uczucia tu czuć tęsknotę smutek i tak dalej a z drugiej strony zazdroszczę temu chłopakowi bo ja niestety mam tak ze ona zlewa mnie a to ja głownie tęsknie