Menu
Gildia Pióra na Patronite

W IMIĘ MIŁOŚCI

fyrfle

fyrfle

Ostatnich wiele lat przeżyli w bardzo wielkim szczęściu z Fioną. Życie ma jednak tą właściwość, że kończy się na ziemi w formie cielesnej i duchowej, a potem ponoć jest jego kontynuacja w zupełnie innych realiach i w zupełnie innej formie. Tak więc siedział w ławce kościelnej, z lewej strony mając urnę z prochem swojej żony. W ławkach przed nim siedziały jej dzieci z żonami i mężami. Obok niego wnuki i wnuczki dzieci. Jego dzieci nie było, bo nie uznali jego wyboru i przez tych wiele jego szczęśliwych lat z Fioną nie odezwali się do niego. On na początku robił to, ale zaprzestał, bo po co się cofać, jak szczęście było tylko w nich razem. Przypomniał sobie jeszcze na chwilę, że ci, którzy teraz siedzieli w ławkach przed nim też mieli wielki opór. Wiele lat wstecz na wrzosowisku, gdzieś daleko poza murami Edynburga Krzysztof powiedział mu, że dla nich do zawsze będzie tylko kochankiem Fiony, bo ojca to oni już mieli, i że żądają od niego wszelkich form zabezpieczenia prawnego, bo majątek rodziców im się należy. Odpowiedział mu wtedy, że wszystko będzie dobrze ułożone, ale tak dobrze, żeby było dobrze Fionie i jemu przede wszystkim, a oni mogą ich wspierać w ich szczęściu lub nie przeszkadzać. Od tego czasu wszystko się poukładało, choć rezerwa między nim i jej czworgiem dzieci była. Zawsze im był życzliwy, zawsze pomagał, dbając o to, aby pomocy nie potrzebować. Odwiedzali ich i oni rewanżowali się wizytami, ale Fiona i on dbali o kociość swoich intensywnych ścieżek życia. Tego Fiony nagłego przypływu zainteresowania korzystaniem z życia nie zrozumieli i nie zaakceptowali do końca. A oni cieszyli się ze swojej wzajemnej miłości i świadczyli o niej na każdym kroku swoich dni, co budziło nie tylko niesmak ich dzieci. Byli widocznie szczęśliwi i radośni , i nie było tak, że ich szczęście powodowało szczęście innych. Nie. Ich szczęście budziło niechęć, ale nie wnikali w meandry tego zjawiska, bo aż tak ich nie dotykało. Byli zawsze krok przed niechęcią ludzi, nie dopuszczając do czynnej zawiści. Fiona bardzo zmieniła swoje życie, czego dowodem najwyższym była ta urna zamiast trumny. Kiedy zachorowała, to nikt prócz niego o chorobie nie wiedział. Jadąc do Warszawy na operację wiedzieli, że szanse są fifti fifti, że serce raczej nie wytrzyma, ale innego wyjścia nie było. Mówili i pisali wszystkim, że jadą na wczasy. Potem przez dwa dni nie powiadamiał nikogo o jej śmierci, aby spokojnie stała się jej wola - kremacja. Teraz siedzą tam z przodu i są nadal na niego wściekli. Popęłnił coś co mu nigdy nie wybaczą, bo w ich rodzinie zwłoki są świętością, a tak - jak mama zmartwychwstanie? To mówili ludzie, którzy jak jeden mąż mają tytuły magistrów, a Rebeka nawet jest doktorką.

Kończyły się katolickie ablucje nad urną, organista po wirtuozersku odprowadzał dźwiękami Fionę. Formował się kondukt za urną. Do cmentarza było jakieś 500 metrów. Oczywiście, że spokojnie poczekał aż pójdą piersi i nieco z tyłu, nawet za wnukami i Fiony rodzeństwem szedł sam. Niedługo, bo tak jak Fiona z lewej strony, pod ramię, chwyciła go jedna z wnuczek - Lara. Z wnuczkami miał dobry kontakt - lubiły go. Z Larą najbardziej się dogadywał - uwielbiała go słuchać, jego opowieści z dzieciństwa i przygód z Fioną, no i jak on zaczęła już pisać pierwsze opowiadania i wiersze, w tym arcy jak on świńskie limeryki, a dopiero po wakacjach zacznie ośmą klasę.
- Co teraz Szon? - zapytała.
- Zaraz po pogrzebie podjedzie po mnie taksówką pan Dulski i zawiezie mnie na dworzec PKP, a stamtąd pojadę do na wschód, do tego uroczego miasteczka w puszczy, gdzie wtedy pamiętasz? - wygrałem ten konkurs na wiersz o miłości. Już wczoraj wymeldowałem się. Przed mszą Krzysztofa, Rebękę, Laurę i Ilze już powiadomił pan Raderford, że chce się z nimi spotkać po stypie. Wszystko jest zrobione jak trzeba. Spisaliśmy testamenty już dawno.
Szli powoli gawędząc sobie, że po chwili byli już gdzieś głęboko w środku konduktu i mijali ich ci zdziwieni ludzie i ci zgorszeni ich rozmową.
- Jeszcze trochę wakacji zostało, czy mogę do Ciebie tam przyjechać na parę dni do tego lasu?
- Tak pewnie przyjedź, to pojedziemy jeszcze na spływ Drawą. Choroba Fiony spowodowała, że w tym roku jeszcze nie byliśmy tam,a wiesz jak kochała Drawę, zawsze chciała od jakiegoś czasu, żeby w niej rozrzucić jej prochy.
Lara popatrzyła na niego raz, potem drugi, potem pokręciła głową i roześmiała się głośno, a na końcu objęła go za szyję i mocno pocałowała w policzek. Byli już na końcu konduktu, kilka kroków za ostatnimi żałobnikami, którzy zdumieni odwracali i patrzyli się na ich tryumfalny i radosny śmiech.
- Ty szelmo...Aleście to zaplanowali...Więc to wszystko tutaj...Ale jaja...Cieszę się i bardzo dobrze im tak.

297 724 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!