Opowiem ci, mój kochany jaką propozycję złożyła mi koleżanka.
Tego lata myśli ona wyjechać ze mną do Egiptu. Mam uzbierać na bilet tysiąc złotych. O nic się nie martwić, wszystko zostawić na jej głowie. Będąc na miejscu, od świtu do nocy harcować mamy obie. Każda w swoim łóżku z poderwanym chłopem. Siedem upojnych dni, siedem nocy. Wiesz? ona dodała jeszcze: Ja nie wiem, czy o własnych siłach wstać będziemy mogły. Wrócimy po voyage do domu, by przez rok prostować kości. Chciałam żebyś o tym wiedział..
Teraz wiem, moja ukochana. Opowieść twoja jest nieomal wyznaniem. Odpowiedz mi skąd u koleżanki ta śmiałość? Wybrała nie inną lecz ciebie, czyniąc swoją ofiarą. Co ona wie, a czego ja nie wiem o tobie? Zapadła cisza - milczenie. Milczeniem była odpowiedź.
Ciekawe opowiadanie. Nawet bardzo. I nie wiem czemu, ale czytając pierwszą część czyli jej wypowiedź śmiałam się z propozycji koleżanki. Ale przy drugiej części, czyli zadawanych przez niego pytaniach powstał jakiś niepokój i narastał. A na ostatnie zdanie to już nie ma zgody. Żadnej. Bo dlaczego jego pytania są tak sugerujące jakąś ciemną i ukrywaną historię, i to od razu ocenianą negatywnie ( jak śmiała, ofiara). Przy czym ocena dotyczy wartości kobiety, a więc jest bolesna w jej odbiorze... Czy to milczenie jest odpowiedzią? Czy może bardziej zaskoczeniem, że coś o czym ona mówi jak o żarcie pod hasłem - dasz wiarę? - jest oceniane przez pryzmat - jaka Ty musisz być zła - skoro ktoś ci składa taaakie propozycje. I jeszcze coś ona ma do niego zaufanie, a on do niej chyba nie bardzo, bo treść jego pytań wprowadza klimat podejrzliwości. I robi to trochę z premedytacją "Teraz wiem, moja ukochana. Opowieść twoja jest nieomal wyznaniem".. W sumie przykra scena dla obydwu stron. Opowiadanie daje do myślenia. :)