Menu
Gildia Pióra na Patronite

Słoneczny Zachód Słońca cz. 2

fyrfle

fyrfle

Odprowadzili wzrokiem ptaka.
- Tak to sroka, charakterystyczny biały brzuch - powiedziała Pani Inspektor.
- I ten taki skokowy lot jakby płynęła delfinem - dopowiedział Pan Sierżant.
- Czekaj, czekaj bo te kobiece ślady gdzieś nam skręcają...
- Poszła zobaczyć czy bazie są już takie, że nadają się do bukietu.
- Jak myślisz dobre już są?
- Dajmy im jeszcze kilka dni, ma być cały tydzień słoneczny, to ja w środę lub w czwartek podejdę po nie z sekatorem.
- Rok temu kotki były już dawno rozkwitnięte, w zasadzie zaraz po świętach mieliśmy je w domu.
- Tak, tamta zima była zupełnie inna - ciepła i mroźnych miała tylko parę dni, no i nie było też tak pięknego śniegu.
- Spójrz jakie harce promienie słoneczne wyczyniają w tych krzewach róż, jakie cudne refleksy i zmienność światła.
- Tak, uwielbiam oglądać zachody słońca, bo światło najpierw tańczy z drzewami i ich liśćmi czy tam krzewami, a potem jeszcze tak mocno doświetla zbocza gór, tworząc takie śliczne kontrasty z tym miejscami, gdzie promienie już nie docierają.
Zbliżali się do fragmentu dzikości, którą był mini lasek wierzbowo - topolowo - olchowy i w którym znajdował się paśnik dla małych zwierząt. Pewnie miejscowe koło łowieckie zrobiło go dla bażantów, kuropatw, zajęcy i innych ptaków. Do paśnika zewsząd prowadziło dziesiątki tropów wszelkiej zwierzyny, zwłaszcza, że była tam lizawka. Ale dzisiaj żadnych zwierząt nie zobaczyli. Nie było zwłaszcza bażantów, które lubiły przesiadać obok, ani nie było jastrzębi, które też czatowały na gałęziach topoli na ewentualne swoje zdobycze. Minęli paśnik i leśno - polny dukt schodził do drogi powiatowej po drugiej stronie której była kaplica, w której raz do roku odbywała się msza dziękczynna. Pani Inspektor i Sierżant Trojga Imion skręcili za laskiem na zachód i teraz w oczy mocno świeciło im słońce. Śniegu było znacznie mniej niż wczoraj.
- Widzisz, że naszych wczorajszych śladów już nie ma?
- Tak rzeczywiście odsłonięta została już trawa. Spójrz jakie mysie korytarze ładne.
- Wyglądają jak mini kręgi w zbożach albo wzory na dywanach.
- Myślę, że pod tym śniegiem toczyło się cały czas intensywne życie, a teraz myszy będą narażone na ataki drapieżników i wiele z nich zostanie pożartych.
- Czemuś tak to poukładał dobry Bóg, że myszy są zjadane przez sowy, a ludzie zjadają konie i nie mam zamiaru już się przeciwko buntować. Od kiedy ty mnie kochasz, a ja kocham ciebie, mniej jestem wojowniczy - pilnuję miłości i bycia w szczęściu. Starczasz mi i to jak żyjemy.
- Kocham Cię - a mówiąc to zbliżyła się do niego i objęła go dłońmi , po czym namiętnie wargami przywarła do jego warg. Byli w tej pozycji jakąś minutę, a kiedy ją przechylił, to zobaczyła w przestrzeni nad sobą trzy jastrzębie dumnie zataczające koła nad ziemią.
- Jastrzębie! Zobacz aż trzy! Widzisz je!?
- Tak, widzę, ale to by świadczyło, że są tu dwie rodziny, bo raczej młodych to jeszcze nie mają.
- Tutaj jest tyle zwierzyny, że widocznie stara para zgodziła się na gniazdowanie też któregoś ze swojego potomstwa, albo na przybyszów.
- Piękne są , królowie przestrzeni.
- Tak wspaniałe, takie dumne i takie pełne majestatu.
Tymczasem doszli do drogi i odwrócili się , aby spojrzeć na krajobraz, który zostawili ze sobą. Słońce mocno oświetlało zalegający jeszcze śnieg na łąkach i skibach zaoranych pól, ale duże połacie traw i odwróconej gleby były już odsłonięte.Drzewa choć ich barwy ciemne to lśniły się doświetlone słońcem i wyraźnie dało się wyodrębnić biel kory brzóz, brąz dębowych liści, ciemną zieleń kory wierzb i topoli - teraz dopiero z pewnej perspektywy było to wyraźne i tworzyło naprawdę wciągające piękno, a za koronami drzew nad droga powiatową rodziła się nowa wspaniała panorama dla ich oczu - były to zbocza i szczyty gór, które wreszcie zrzuciły jarzmo mgły, właśnie pod wpływem konsekwencji promieni słonecznych. Góry były jakby skórą zebry. Naprzemienne szale ciemnego lasu i grube białe woale wielocentymetrowej pokrywy śnieżnej przypominały jeden z modnych obecnie kamieni szlachetnych, który występuje akurat tylko w Polsce. Nierówne szczyty gór zapraszały do ich odwiedzenia, nawet teraz zimą w tych dniach, które mają być takie słoneczne i spacery po nich mogą być niesamowitymi widokami, które na zawsze pozostaną jako radość w człowieku, tak jak ich ten dzisiejszy spacer. Skręcili teraz na drodze w lewą stronę i szli znowu na wschód. Z prawej i lewej strony mieli dzikie krzewy i drzewa na których wisiały przemarznięte owoce, których część już potraciła swoje kolory, a pozostałe utrzymywały swoje czerwone barwy.
- Zobacz na tym głogu w tamtym roku było gniazdo, a teraz już go tutaj nie ma.
- Rzeczywiście było, ale teraz jest na tym bardziej w głębi.
- Tak. A dolinka na razie przykryta twardym śniegiem i pomyśleć, że wiosną wypełni się cała żółcią kaczeńców i będzie takim pięknem i taką romantycznością.
- A tutaj przy drodze jako pierwsze zakwitną podbiały.
Szli teraz po kałużach, które były skute jeszcze od spodu lodem, ale na lodzie była już dość duża warstwa wody. Wykorzystali ją do tego, aby opłukać buty gumowe z nagromadzonego na nich z dróg i pól błota. Przed nim zaraz była stacja paliw. Mieli do wyboru, albo wspinać się zboczem wzniesienia w prawo czyli na zachód albo zawrócić. Wybrali tą drugą opcje i skierowali się z powrotem na północ. Po lewej i po prawej stronie mieli teraz dobry widok na góry,które zostały odpuszczone wreszcie pod sam koniec dnia przez mgłę. Słońce zdawało się rozpalać swoją kulę coraz mocniej i coraz większą radość powodowało u nich obserwowanie go. Powoli dostrzegali wokół aureoli wytwarzanej przez nie coraz więcej kolorów tęczy i ich odcieni, że przystawali by uchwycić jak najwięcej z dziejącego się przed nimi spektaklu światła. Coraz bardziej były oświetlane szczyty na zachodzie Beskidu Żywieckiego i były coraz wyraźniejsze i coraz piękniejsze. Widocznymi stawały się fałdki na śniegu, powstałe w wyniku intensywnej działalności wiatru, że wyglądały jak zamarznięte fale na jeziorze. Też wystające spod pokrywy śnieżnej trawy ułożyły się jakby w fale i sprawiały wrażenie, że napierają jedna po drugiej na dolinę ze zbocza wzniesienia. Wreszcie barw zaczęły też nabierać chmury zgromadzone dookoła słonecznej kuli, jakby się chciały ogrzać gorącem jej promieni i zyskać na pięknie możliwością jego barw ognistych. Szybko przywdziały więc paletę łososiowych odcieni i spoglądały na ziemię jak druhny weselne pewne piękna swoich sukien. Potem słońce jakby na ziemię chciało zstąpić genialnością swoich kolorów i do ziemi zaczął docierać warkocz rozdrobnionego światła, jakby drobin pyłu słonecznego, które to drobiny zawierały w sobie połączenia wszelkich odcieni zieleni i błękitu oraz po chwili dołączył jeszcze róż z konstelacją swoich możliwości światła. Stali i przyglądali się temu widowisku w milczeniu, po czym Pani Inspektor powiedziała.
- Zanotowałeś to w swojej głowie, wiesz już jak to opisać?
- Zanotowałem, a napiszę co Bóg da i ja wena poprowadzi. W pisaniu uprawiam sercopatrzenie, daję sobie się ponieść chwili, bo to co ci nad klawiatura przyjdzie pod palce, to jest najlepsze tego chce mój duch i tego chce wszechświat ode mnie.
- Tylko mi nie kombinuj.
- Nie da się nic kombinować - piszę co jest dobre, a to się czuje w opuszkach palców pod paznokciami, bo kiedy piszesz dobrze, to ręka ci nie zadrży i trafiasz w te litery, które są tobą, które są Bogiem. Zresztą nade mną nie siedzi wydawca czy jakiś cenzor z wydawnictwa, mam tę przyjemność, że może odrzucić mnie tylko czytelnik, a za zawarte treści do USA ewentualnie nie wpuszczą mnie Amerykanie,ale nie wybieram się.
- No i osławiony punkt 4 regulaminu naszego portaliku cię nie pzepuści - elektroniczna cenzura administracyjna na wniosek dewotek i depresantów, którzy chcą tylko aniołów, gwiazd i wszelkiej ucieczki od rzeczywistości. Możesz głosić nienawiść, poglądy faszystowskie, pisać instrukcje śmierci, byle były poprawne politycznie i nie zawierały słów na k i ch.
- Nic na to nie poradzę i kiedy mogę to piszę im jak są fałszywi, niedojrzali, a zatem jak bardzo nie umieją się w tym życiu odnaleźć i dlatego notorycznie muszą pić i pisać niezrozumiale o swoim życiu frustratów, bo nie uczestniczą w życiu z normalnymi ludźmi, a więc normalnego codziennego ludzkiego języka nie znają, bo nie znają codziennego życia.

Koniec części drugiej

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    22 February 2017, 13:34

    Liczyłem na większy odzew ze strony strony, ale i tak jestem zadowolony z tego opowiadania.

  • 14 February 2017, 10:18

    Ciekawa wycieczka krajoznawcza z panią inspektor Mirosławie
    wciąga treścią