Menu
Gildia Pióra na Patronite

noc

wiwson

wiwson

Od kilku dni nie zapowiadało się nic lepszego oprócz paru uśmiechów wymienionych z prawie obcymi ludźmi. Jenny siedziała nad książką i z włączonym laptopem już czwartą noc z kolei. Sen nie chciał się pojawić, zupełnie jakby on również miał jakieś problemy z pojawieniem się w jej życiu. Dziewczyna wiedziała, że za każdym razem kiedy powoli zaczyna się już układać, to znajdzie się jedna, nawet niewielka, rzecz, która to wszystko zepsuje i sprawi, że będzie jak dawniej. „Chciałabym, żeby to była tylko jedna rzecz” pomyślała nagle, nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiedziała to na głos. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. A może właśnie na „nieszczęście” ?

Dochodziła powoli pierwsza. Zaczął się dopiero co nowy dzień, a Jen już wiedziała, że nie będzie należał do najlepszych. Nie wiedziała, co ze sobą począć. Zaczynało się jej wszystko układać od dłuższego czasu. W końcu miała w miarę normalny kontakt z rodziną, nie tylko kłótnie o nic i o wszystko. Znalazła chłopaka, który naprawdę ją kochał i wiedziała o tym doskonale. Mimo tego, że z przyjaciółmi spotykała się rzadziej, to miała z nimi naprawdę dobry kontakt i mogła na nich zawsze liczyć. Nauka też nie szła wcale najgorzej. Żyć nie umierać, prawda ?
Jednak wszystko w ciągu dwudziestu czterech godzin obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wprawdzie próbowała zachować jakieś resztki spokoju i pokazywać na zewnątrz, że jest w porządku, jednak wiedziała, że nie wytrzyma z tym długo. Kiedy w końcu mogła wrócić już do siebie, usiąść, włączyć komputer, zapalić fajkę i otworzyć książkę to dopiero wtedy coś w niej pękło. Jenny po raz kolejny czuła chłodne łzy powoli kapiące z jej policzków na kolejne kartki książki. Scenariusz każdego pojedynczego wieczoru od tych paru dni powtarzał się. Wracała styrana do domu, siadała na łóżku w swoim pokoju, odpalała laptopa, wyciągała jakąś książkę bądź czasopismo, zapalała papierosa i płakała. Potem uspokajała się i rozpoczynała lekturę, co chwile tylko sprawdzając skrzyknę pocztową bądź telefon czy nie otrzymała jakiś wiadomości. Zaczynało się to zazwyczaj koło dziewiątej wieczorem, kończyło najwcześniej o czwartej nad ranem. Potem Jenny kładła się spać. I od rana kolejny rytuał powtarzał się. Wstawała po trzecim budziku, brała szybki prysznic, ubierała się i wychodziła. Czasem w locie zdążyła zapalić papierosa lub zjeść niewielkie śniadanie. Potem spotykanie ludzi wymuszało na niej uśmiech, często słyszała komplementy co do wyglądu. Słuchała zabawnych opowieści, pomagała w rozwiązywaniu zadań i towarzyszyła w spacerach po mieście bądź w okazyjnym piwie gdzieś nad rzeką. I wieczorami wracała zmęczona do domu. Nudziło już ją to powoli, ale nie mogła sobie pozwolić na to, żeby każdy po kolei widział w jakim naprawdę jest w stanie. A siebie oszukać nie potrafiła.
Co było powodem takiego zachowania? Ano, wszystko zaczęło się sypać, zanim zdążyło się dobrze ułożyć.
Jen usiadła pewnego wieczoru i nie włączyła laptopa jak zawsze. Nie otworzyła też książki. Wzięła do ręki długopis i kawałek poszarpanej kartki. Zaczęła po kolei wypisywać zdarzenia z tamtego niezapomnianego dnia. Napisała to w formie listu. Jeszcze nie wiedziała do kogo, ale wiedziała, że komuś na pewno go podrzuci. Wypisała wszystko po kolei, zagięła kartkę na pół, schowała do kieszeni. Nagle wstała, wzięła ze sobą butelkę jakiejś wódki, którą od dawna trzymała w lodówce i nie miała okazji jej jeszcze wypić i wyszła. Usiadła nad rzeką, tam gdzie zazwyczaj siedzi ze znajomymi. Otworzyła butelkę z alkoholem i zaczęła pić. Po paru łykasz zaczęło jej to przychodzić bez najmniejszego trudu. W połowie zaczęła jeszcze płakać i czytać swój list kilka razy pod rząd. Kiedy skończyła to zapaliła papierosa. Następnie drugiego, trzeciego i tak dalej aż w końcu wypaliła całą paczkę. Wstała powoli, czując, że nie jest w stanie za długo utrzymać się na nogach o własnych siłach. Włożyła list do pustej już butelki i położyła ją na brzegu. Podeszła bliżej wody i bez wahania wskoczyła. Nawet przez chwilę nie przeszła przez jej głowę myśl, żeby zawrócić. Kiedy zaczęło świtać, na wodzie dryfowało już martwe ciało.

2613 wyświetleń
36 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!