Menu
Gildia Pióra na Patronite

WARTOŚCIOWANIE WIELODZIETNOŚCI

fyrfle

fyrfle

Oboje lubili to miejsce na szlaku, choć był on teraz dość trudny ze względu na duże koleiny i błoto zrobione przez motory crossowe i kłady. Po prawej stronie mieli jakieś 8 może 10 arów wierzbowego lasu, więc korony wszystkich drzew o tej porze roku były w cudnie rozwiniętych baziach. Szli więc i co chwilę mocno zadzierali głowy do góry chłonąc piękno, które gęstniało kilka metrów nad nimi, a które w promieniach silnego słońca było jeszcze bardziej mocniejsze, jeszcze mocniej cieszyło zmysł wzroku, a wszystkiemu towarzyszył wykwit ptasich treli: kosów, sikorek, skowronków i całej plejady im nie znanych z nazwy.

Pomiędzy gęsto rosnącymi pniami drzew był karmik dla ptaków takich jak bażanty czy kuropatwy oraz oczywiście innych mniejszych gatunków, bo widzieli pod ekologicznym zadaszeniem z eternitu też wróble, sikorki czy kosy. Zawsze spacerując tamtędy lubili podziwiać pewien rodzaj huby, który upodobał sobie licznie połamane przez halny wierzby i szybko opanowywał poległe pnie. Grzyb był drobny i nie tak okazały jak huby na innych drzewach liściastych, ale za to miał imponujące tempo rozprzestrzeniania się i jego mini kapelusze tworzyły piękne konstelacje na korze czy próchniejącym od wilgoci drewnie, że gdyby uruchomić wyobraźnie to były metaforami ludzkich sitw, nadzwyczajnych kast, powiązań towarzyskich, rodzinnych, a więc jak to mówią - z daleka widok jest piękny.

A po drugiej stronie szlaku też był las, ale bardziej zróżnicowany pod względem gatunków drzew, więc jakimś cudem rosła w nim i jabłoń, którą nazwali rajską, a do której dostępu bronił kordon wysokich na dwa mety ostrężyn, łodygi, których nierzadko pięły się po gałęziach jeszcze wyżej, ale było warto jakoś sobie poradzić jesienią z ich gęstwiną, bo smak jabłek naprawdę wynagradzał wszelkie zadrapania.

W pewnym miejscu zaczęła się polana utworzona z dzikiego wysypiska śmieci. Kiedy napisali do gminy, że coś trzeba by było zrobić z hałdą ziemi i gruzu przemieszaną z plastikowymi kolorowymi workami, w której jest nieokreślona zawartość, to włodarze gminy wpadli na pomysł, żeby posłać tam spycharkę i ta wszystko zepchnęła w dół zbocza i powstała równa przestrzeń, w której teraz najlepiej czują się łopiany, pokrzywy i wielkie babki, których liście w tym miejscu osiągają naprawdę imponujące rozmiary.

Za tą polaną jest znowu las. Dęby, lipy, buki, bzy czy jarzębiny, a pod ich pniami znowu worki ze śmieciami. Wyrzucone lata już temu, wciąż ukazują się wyrzutem sumienia na wiosnę , jak jakieś odległe bolesne wspomnienie, które do nas powraca przez różne życiowe sytuacje, miejsca czy ludzi. Jakby tego było mało pojawił się nowy element krajobrazu, czyli dwie kupki eternitu, które ktoś życzliwy naturze złożył u stóp niewielkiego dębu.

Szybko jednak porzucili ten widok, bo przez łyse drzewa zaczęło być widać piękno i majestat kaplicy na Foksowej Kępie. Jej położenie przy drodze na tle lasu , a właściwie pomiędzy dwoma pasmami lasu sprawia, że jej oglądanie w każdej porze roku, to bardzo wręcz mistyczne i pełne niesamowitości oraz wspaniałości doznanie i jeszcze te legendy o duchach, które przestraszają nocnych wędrowców, kierowców samochodów, motocykli czy rowerzystów. Nie żeby one komuś krzywdę chciały zrobić, ale ich ukazanie się czyni w ludziach silny niepokój, bo nie są gotowi na spotkanie rycerzy i wojów sprzed wieków, którzy tutaj stracili nagle życie w licznie odbywających się tutaj bitwach na przestrzeni wieków, więc wciąż tu sobie żyją i mają swój świat, i nie skusi ich żaden niebiański raj do odejścia stąd.

Na końcu wierzbowego lasu skręcili w prawo i kierowali się na zachód. Rozpoczęli podejście pod wzniesienie, które miało może ze czterysta metrów wysokości nad poziom morza. Po lewej stronie mieli zieleniącą się oziminę, a po prawej las wierzbowy, potem pole oziminy i wreszcie z pół hektara totalnej gęstwiny ostrężyn, przy której rósł piękny młody jeszcze dąb z bardzo już rozłożystymi i kształtnymi konarami. Popatrzyli przed siebie.

- Jakieś ludziki są na szlaku - powiedziała zaciekawiona i ucieszona, że ktoś czasem ze wsi ruszy się na spacer.
- Dziwne przecież niedziela dzisiaj handlowa, więc nie ma potrzeby przebijania się do Cepeenu po alkohol.
- Wyglądają na rodzinę.
- Tak rzeczywiście jest przecież dziecko, a więc spacerowicze jak my.
- Wiesz, to chyba jest Filifionka z Włóczykijem, a ta mała, to na pewno Mała Mi.
- Tak, ale wygląda mi na to, że rodzina jest rozwojowa.
- No tak, mierzą w pięćset plus.
- A propos rozwojowych rodzin, to przeczytałem gdzieś na facebooku, że jest inicjatywa, żeby do gminy zaprosić i uhonorować tych rodziców, którzy wychowują co najmniej pięcioro dzieci.
- Ciekawy pomysł, a dlaczego nie troje?
- Nie wiem, ja tylko mówię, że taki pomysł jest.
- A ja się zastanawiam dlaczego pięcioro dzieci, a nie troje i co ta inicjatywa ma na celu? Jaki ma mieć przekaz? Pokazanie ludziom jak to fajnie jest, gdy żyje się za państwowe? Jak dobrze jest siedzieć w domu , dostawać dwa i pół tysiąca i mieć w tyłku cały świat? Chłop zarabia dobrze, ja dostaje kilka tysięcy i życie jest piękne, a jeszcze są karty wielodzietnej rodziny, ulgi przy przejazdach, przy dostępie do kultury, paczki, rodzinne i wiele innych form wspierania zabawy w matkę polkę. Wiesz, dla mnie to miałoby sens, gdyby zaprosili matki i ojców, a zwłaszcza matki samotnie wychowujące dwoje i więcej dzieci, bo one nie dość, że są poniewierane przez religię, a przez jej przekaz przez omotanych ludzi, a na końcu i najmocniej przez państwo, przez system opieki społecznej, a zatem potrzeby tych matek i ich dzieci są niezauważane, jeszcze się z nich szydzi i piętnuje je. Tak, gdyby je zaprosili, to byliby godni szacunku, a tak nie rozumiem o co chodzi w tej manifestacji? Podziwiam je, bo jak one organizują sobie życie, że pracują, że te dzieci mają opiekę? Przecież je też trzeba zawieźć do szkoły i przedszkola, dać im ciepło matczyności, a jednocześnie wypełnić lukę po ojcu, który jest niedorajdą, często chamem, lub komuś komu się wydaje że życie to wieczne dzieciństwo i brak odpowiedzialności za cokolwiek. Często też odrzucane są przez rodziców i znajomych. One decydując się mimo to wychować dzieci, to one są prawdziwymi heroinami, a nie kwoki "co rok prorok"
- Myślę, że w tej manifestacji idzie o ideologię królikarni i bezmyślne wiernopoddańcze podporządkowanie się kościołowi.
- Mówisz królikarnie, a ja taką matkę z szesnaściorgiem dzieci to podziwiam, bo to jest prawdziwe męczeństwo.
- Sama powiedziałaś męczeństwo, czy w życiu chodzi o męczeństwo i cierpienie? Myślę, że ten typ rodziny, to też wynik zmanipulowania religijnego i nie o to naprawdę chodzi w rodzinie.
- Są ludzie, którzy czują taką misję, taką potrzebę spełnienia się w życiu.
- Nie wierzę w coś takiego, myślę, że to rodzaj opętania.
- Hm, bo ja wiem, ale wiesz co sobie jeszcze myślę, że powinni zaprosić tych wszystkich, którzy dobrowolnie opiekują się wszelkimi ludźmi niepełnosprawnymi, oni są dla mnie prawdziwymi bohaterami. Swój wolny czas poświęcają ludziom naprawdę w stanie trudnym dla obcowania z nimi przez przeciętnego człowieka, a oni robią to dzień po dniu , bez słowa skargi, a naprawdę u nich zobaczysz uśmiech codziennie, są szczęśliwi ich życiem i że swoje życie mogą im podarować w uśmiechu, cierpliwości i konsekwentnym czynem.

On, kiedy doszli na drogę po której szła rodzina Muminków, to odwrócił się w kierunku wschodnim i spoglądał cieszył się bajecznym widokiem Beskidu Żywieckiego z pięknie ośnieżonym i cudnie górującym na pozostałymi szczytem Babiej Góry.

- Ile to będzie? Ze 40 kilometrów? A widok jak na dłoni dzisiaj.
- No, tak gdzieś plus minus będzie.

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • fyrfle

    19 May 2020, 19:55

    Dobry wieczór Adnachielu. Pozdrawiam serdecznie.

  • Adnachiel

    27 March 2018, 08:28

    Hej Mirku.
    Fajnie Ci to pisanie wychodzi :))
    Pozdrawiam i miłego dnia.

    od fyrfle