Obiecałeś mi wiele rzeczy. Teraz bolą wszystkie. Każda niespełniona obietnica, każdy dotyk, samotne spacery, czarne myśli... Tak po prostu odszedłeś zostawiając mnie samą. Pusto w moim świecie, cicho. Chciałabym tylko, żebyś wrócił i znów mnie kochał. Tymczasem Ty odchodzisz, wyjeżdżasz. I Cię nie ma. A każdy dzień bez Ciebie trwa nieskończoną wieczność. I każdego dnia proszę Boga, by mnie zabrał. Gdybyś chociaż był szczęśliwy. Chcę tylko Twojego szczęścia, wiesz? Chcę byś obdarowywał wszystkich swoim uśmiechem. Tym samym, który był dla mnie lekiem. Na wszystko, na całe zło tego okropnego świata. Ale Ciebie nie ma. A ja płaczę. Bo nie lubię jesieni, bo zbyt dużo osób ode mnie odeszło, bo nie mam siły, bo nie mam wiary, bo słońce świeci słabiej i te smutne noce, coraz to dłuższe i dłuższe. Dwudziesty ósmy smutek, wypłakany słowami.
* Z napływu emocji. sztuczniewspaniali.blog.onet.pl
A ja kocham jesień. Pod warunkiem, że jest ona taka, jak dzisiaj. Piękna, słoneczna... Kiedy mogę spacerować alejkami w parku, podziwiając feerię barw. Noc... może nie będę kończył. Uważam, że jest ona jednym z cudów tego świata. Pamiętaj, że każdy poranek się kiedyś kończy a słońce zachodzi...
I malutka uwaga - "nieskończona wieczność" - z reguły wieczność się już nie kończy. ;)