Menu
Gildia Pióra na Patronite

Tani motel

Spero

Spero

Noc jest zbyt jasna. Księżyc, rozświetlający niebo i gwiazdy, które odbijają się na powierzchni naszych okien, gdy wpatrujesz się w przestrzeń, bezmyślnie obracając pusty kieliszek w dłoni.

Mieliśmy pójść od kina na seans o dziewiątej. Zegar na ścianie wskazuje piętnaście po pierwszej, a ty wciąż nie możesz usunąć. Wiem, że odchodzisz od zmysłów.
Zastanawiasz się, czy jeszcze nie umarłem.
Powiedziałem ci, że rozładowała mi się bateria w telefonie, że przepraszam i wrócę później. Dodałem, delikatnym szeptem, że kocham i wolałabym być z tobą. Nie czekałem na zrozumienie, rozłączyłem się, nim zdążyłabyś zadać choć jedno pytanie.
Kochanie, zasługujesz na więcej.
Na więcej niż puste przeprosiny i tanie kwiaty. Na więcej niż samotne wieczory i wieczne wymówki. Kochanie, nie zasługujesz na spędzanie swojego życia, czekając na kogoś, kto nigdy nie powróci.
Wstydzę się sam siebie. Wstydzę się swojego odbicia w pustej butelce, która leży na podłodze koło łóżka. Nie poznaję tych podkrążonych, bladych oczu i suchej cery. Brązu tęczówek, który stracił swój blask. Coraz głębszej siatki zmarszczek, która zagościła w kącikach moich oczu. Ta twarz, te zniszczone dłonie, nie mogą być moje. Jestem sobie obcy niczym nieznajomy miniony na ulicy.
Jestem nieznajomym dla ciebie.
Prześcieradło po lewej stronie wciąż jest jeszcze ciepłe. Szum wody z łazienki miesza się z hukiem przejeżdżających samochodów z ulicy. Ubrania, rozrzucone po całym pokoju, w nikłym światłe miejskich latarni, wydają się potworami przyczajonymi w ciemnościach. Patrzą na mnie szyderczymi oczami, szczerząc zęby, śmiejąc się głośno. Jestem hańbą. Jestem rozczarowaniem.
Nie potrafię nawet powiedzieć „dlaczego”. Zaciskam jedynie pięści na wyblakłej poszewce kołdry, próbując schować się przed samym sobą. Nienawiść jest trucizną, która zastąpiła krew w moich żyłach. Została jedynie pogarda, wymieszana ze wstydem i nadzieją, że może jutro będzie lepsze. Nadzieją, że gdy wrócę do ciebie rano, wystarczy mi odwagi, by się zmienić.
Łóżko ugina się delikatnie pod ciężarem drugiej osoby. Czuję delikatne ciepło nagiego ciała, gdy jej ręką obejmuje mnie w pasie, zmuszając, bym położył się na boku. Zamykam oczy, gdy kładę dłoń na jej talii. Pełne, soczyste usta na moich i gorący język, który pieści moja dolną wargę, bez słowa nalegając na dostęp.
Trzymam ją mocniej, gdy nasze języki rozpoczynają erotyczny taniec. Niczym bezdźwięczne „dobranoc”, nim odwróci się na drugi bok i przylgnie plecami do mojej klatki piersiowej w nieudolnej imitacji czułości.

Zasypiam w tym tanim motelu, z kimś, kogo właśnie poznałem, kiedy miłość mojego życia spędza kolejną noc, zastanawiając się, czy ten, którego kocha, nadal żyje.

15 733 wyświetlenia
178 tekstów
20 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!