- Nigdzie nie idę – wykrzyknęłam w stronę Elisabeth. - Musisz iść. Ten bal bez ciebie to nie bal. - Co muszę zrobić byś dała mi spokój? – zapytałam z rezygnacją - Musisz iść. No proszę! Zgódź się – błagała, mnie, a ja nie miałam serca jej odmówić. - Dobrze, pójdę, ale pamiętaj, że robię to tylko dla ciebie. Dziękuję Bogu, że jest to bal maskowy i nikt mnie nie rozpozna.
Weszłam na salę pełną zamaskowanych ludzi. Moja czerwona, długa suknia sunęła po podłodze razem ze mną, a moje blond włosy opadały w delikatnych falach na plecy. Na twarzy miałam maskę, z niej widać było tylko szaro-niebieskie oczy, kawałek nosa i pomalowane na czerwono duże usta. Przybyłam na bal spóźniona o kilka minut, lecz zabawa zdążyła się rozkręcić. Orkiestra na scenie przymierzała się do zagrania walca. Zmierzałam właśnie w stronę stołów z jedzeniem, gdy drogę zastąpił mi mężczyzna w złocistym stroju i masce, kończącej się tuż pod oczami. - Mogę prosić? – zapytał i wyciągnął w moim kierunku dłoń, niepewny czy zgodzę się przyjąć zaproszenie do tańca. Ujęłam jego rękę, a on natychmiast drugą położył na mojej talii. I zaprowadził na środek pomieszczenia. Pierwsze nuty zabrzmiały, wokalista zaczął śpiewać, a jego głos poniósł się echem po sali.
Objąć cię chcę, Nie ważny cały świat. Niech walc nam gra i gra, Na zawsze już.
Powoli sunęliśmy po parkiecie, a ja miałam wrażenie, że na sali nie ma nikogo oprócz nas i niczego poza głosem artysty. Ciepło ciała mężczyzny z którym tańczyłam przenikało przez materiał mojej sukni aż do kości.
O krok, tak blisko Jesteś przy mnie tuż. O krok, Sens życia, jest tu. Znów dzień za dniem. Umiera słodki sen. Żegnając go, już wiem, Że byłaś tu. O krok, Tak blisko, Obok mnie tuż, tuż. I dziś, rozumiem to już. W moich ramionach Pozostań i tańcz!
Czułam muzykę w moim sercu, przenikała ona każdy skrawek mojej duszy. Przy tym nieznanym mężczyźnie czułam bezpieczeństwo. Jego uścisk na moim ciele był już pewny, jakby pomimo maski wiedział kim jestem.
O krok, Tak blisko, Szczęśliwy koniec jest, Lecz jak, wierzyć, w taki bajki kres, Że mnie i ciebie Nie dzieli siedem mórz. Od dziś. O krok. Tuż, tuż.
Jego usta zbliżyły się do moich, czułam na sobie jego słodki oddech, a gdy nasze usta się złączyły, w mojej głowie zapanował cisza. Mimo, że ludzie w około zwracali na nas uwagę, było tak jakbyśmy byli tam sami. A wszędzie był tylko on. Jego twarz. Jego szerokie ramiona. Jego usta na moich ustach. Poczułam wibracje muzyki. Dotyk ust Nieznajomego zmienił się i wyczułam, że się uśmiecha. Wyrwałam się z jego objęć, popędziłam w kierunku wyjścia. Żegnały mnie wibracje oststnich nut walca i słowa:
Tuż, tuż. O krok. Czy tak, czy nie...
Ktoś delikatnie zastukał w dębowe drzwi mojego pokoju. - Proszę – powiedziałam. Do pomieszczenia weszła drobna kobieta, ubrana w biały fartuch. - To leżało pod drzwiami. Jest zaadresowane do panienki. - Dziękuję Catherine. Połóż na łóżku i możesz odejść. Służąca wykonała moje polecenie, ukłoniła się i wyszła. Ciekawość we mnie zwyciężyła, podeszłam do dużego łoża nakrytego aksamitną różową pościelą. Leżało na nim pudełko. Do niego dołączona była karteczka z jednym słowem, moim imieniem, napisanym schludnym, pochyłym pismem:
„Claudia”
Moje serce zabiło szybciej, gdy podniosłam wieczko. Na jedwabnej wyściółce leżała maska. Maska Nieznajomego.
A pod nią leżał list, napisany tym samym pismem:
„Objąć cię chcę, Nie ważny cały świat. Niech walc nam gra i gra, Na zawsze już. O krok, tak blisko Jesteś przy mnie tuż. O krok, Sens życia, jest tu.”
Przypis od autorki: Użycie mojego imienia jest przypadkowe, w ogóle cechy mojej osoby zawarte w tym czymś są przypadkowe. A piosenka to „Jarek Weber – So close”