Ave Maria
Niebo chyba nie mogło być tamtej nocy bardziej gwiaździste.
Czułam i słyszałam wszystko wyjątkowo wyraźnie. Chłód kamienia, na którym siedziałam, ciepło rozgrzanego przez moją dłoń telefonu, leżącego w kieszeni, bzyczenie świetlików, tańczących na plamie ciemności rozlewającej się przede mną, śmiechy z pensjonatu, mieszczącego się w pobliżu.
Wiedziałam przecież, że w nocy także nie zastanę ciszy, której potrzebowałam, zwłaszcza przed mieszkaniem, zajmowanym aktualnie przez ponad sto osób. Mimo tego moje poirytowanie wzrastało z każdą minutą. Nawet tam, w miejscu oddalonym od wielkich miast i mniejszych miasteczek, nie mogłam zaznać chwili kompletnej ciszy.
Powoli stanęłam na nogach i jeszcze raz odszukałam wzrokiem Mały i Wielki Wóz, a później także konstelacje mniej znane, które tam mogłam zobaczyć gołym okiem, a które pokazał mi kiedyś mój dziadek. Odwróciłam się i po cichu weszłam na bruk, który prowadził w dwie strony. Wybrałam, tym razem, prawo, mimo mojej żelaznej zasady "zawsze w lewo".
Chłód kościelnych ścian był jeszcze gorszy niż myślałam, że będzie.
Było ciemno. Rzędy ławek tonęły w mroku, rozświetlanym gdzieniegdzie przez świece. Ruszyłam przed siebie i wyszłam na środek kościoła, pod okrągłe sklepienie pokryte freskami, teraz niewidocznymi. w myślach przywołałam piękno malunków. Później opuściłam wzrok. Ołtarz wciąż był oświetlony.
Zbliżyłam się do niego, obserwując złote zdobienia i światło odbijające się w niektórych miejscach. Nawet nie wiem, kiedy osunęłam się na kolana ani kiedy przysiadłam na schodku, zaciskając pięści na opakowaniu od żyletki, która dotąd spoczywała w kieszeni bluzy.
Błysnęła stal, a ja zaczęłam spazmatycznie łkać. Pomyślałam o ojcu, matce, pomyślałam o moich przyjaciołach, tych żyjących i tych nie, pomyślałam o tych ludziach, z którymi tam przyjechałam. Rozpacz zalała moje serce tak nagle, że zachłysnęłam się nią.
Uniosłam wzrok na obraz, odsłonięty, skromny obraz pośród przepychu, i zacisnęłam zęby.
- Dlaczego?
Mój szept poniósł się wyjątkowym echem po pustej bazylice. Tak samo jak śpiew, który niespodziewanie delikatnie przerwał wszechobecną ciszę. Odwróciłam się gwałtownie.
- Maryjo, śliczna pani - śpiewał kobiecy głos, jednak ja nie mogłam znaleźć jego źródła. Byłam sama. Mimo to echo słów niosło się po kościele. I gdy usłyszałam "Ave Maria", zwróciłam spojrzenie pod obraz. Zobaczyłam dziewczynkę w dwóch brązowych warkoczykach i okularach. Podeszła do mnie i uśmiechnęła się szeroko. Wyciągnęła do mnie rękę, a ja ją chwyciłam i we dwie rozpłynęłyśmy się w ciemnościach nocy.
Przysiadłyśmy tam, gdzie poprzednio siedziałam tylko ja. Położyłam się na plecach, gładząc wciąż ostrze żyletki, mając w głowie ból uderzenia mojego ojca, gdy miałam kilka lat.
- Wiem, kim jesteś - powiedziałam cicho, przymykając oczy i pozwalając łzom płynąć po moich policzkach. - Pamiętam cię. Znałam cię zbyt dobrze, żeby teraz się pomylić. Przykro mi, że cię zawiodłam, mała. Przykro mi, że musiałaś odejść, Joasiu.
Podniosłam się z ziemi, nie wiem gdzie wylądowała żyletka, jednak wiem, że od tamtego momentu miałam już nigdy nie spotkać młodszej wersji mnie samej, tej dziewczynki, bitej przez ojca.