Menu
Gildia Pióra na Patronite

Podmuchy słów, jeziora myśli

Archangel_Marco

Archangel_Marco

Niebo było dla niego naprawdę fascynujące, i to niezależnie od tego, że w czasie raczej niedługiego życia widział już mnóstwo pochmurnych, ciężkich, oczekujących na deszcz i burzę dni. Po prostu szalone, niby spokojne, a tak pełne woli walki, mrocznego, niespokojnego piękna, skłębione i ciemne chmury zwiastujące burzę umiał zawsze odkrywać na nowo. Potrafił w każdy taki dzień na nowo przeżywać pociągający kontrast między ciemnym granatem bądź głęboką szarością skołtunionego nieba, a żywą w cieniu zielenią drzew i trawy. Tak, zdecydowanie cieszył się, że podczas jazdy przez las skręcił w jakąś ścieżynkę, która zaprowadziła jego Harleya do stóp sporawego wzgórza, którego szczyt, będąc pozbawionym drzew, wybijał się na ciemnozielonej sukni lasu, pozwalając spoglądać na las ów i niepokorną kopułę nieba. Wiatr wzmagał się z każdą chwilą, coraz bardziej rozwścieczając dywan chmur. Storm uśmiechnął się po wilczemu, gdy jeden z podmuchów odgarnął mu z czoła długie, jasne włosy i długi za kolana, czarny płaszcz ze skóry. Musiał przyznać, że kochał to wdzianko jak własny motocykl, gitarę i glany. Wiatrzysko z lubością i zaciętością szarpało płaszczem i włosami podróżnika, ale ten, zapatrzony w potęgę burzowego żywiołu, tylko się uśmiechał. Wypełnioną wiatrem chwilę później Storm poczuł na twarzy pierwsze krople deszczu, pierwsze niebiańskie łzy tej burzy. Zakrzywiony miecz błyskawicy przeciął chmurną łąkę, prowadząc za sobą wrzask gromu. Wiatr jeszcze mocniej wytarmosił płaszcz Storma, ale ten głębokim, pełnym radości śmiechem zawtórował gromom. Kilka błyskawic później po wędrowcu w czarnym płaszczu i ciężkich butach nie było już śladu, zniknął bowiem wśród gniewu burzy, jak upiór. Zwiastun chaosu, chciałoby się rzec.

*

Noc. Szczere pole, ciągnące się po horyzont, niby jednolite, a tak urozmaicone mgielnymi upiorami, księżycowymi pannami stworzonymi ze srebrzystego poblasku nocy. No i przecinająca owe pole droga, długa i prosta niczym włócznia. Droga w każdej sekundzie wypełniona pędem, choć przecież z sekundy na sekundę pęd ów wypełniał inną jej część, resztę zwracając nocnemu spokojowi. Co to było? Fantom nocy i mgły, spłoszony światłem księżyca? Sam diabeł rozpędzony wrzaskiem piekielnym płomieni? Nie, to Storm na swoim Harley'u! Jak czarny rycerz na karym rumaku, tak Storm ciął płaszcz nocy swoim Harleyem Davidsonem. Tak, właśnie w chwilach chłodu, mroku i nocy, pełen otaczającej go natury, pełen siebie, z wiatrem we włosach człowiek jest wolny- pędzi, pędzi przed siebie, jest noc, nie ma praw i norm społecznych, nie ma biurokracji, nie ma rządów, nie ma manipulacji głupimi, szarymi masami. Jest wolność. Noc. Wiatr. Pęd.
Wtedy właśnie Storm czuł się wolny. Cholernie, pieruńsko wolny. Jak jasna cholera, jak sam Lucyfer, ogłaszający swój bunt, jak dziki ptak, któremu udało zbiec z klatki, do której wsadzono go siłą. Tak! Był wolny...!
*

Tak, kochał noc. Kochał to, co czuł, pędząc wtedy przez drogi, będąc królem swego życia i panem chwili. Nie gardził też tymi fragmentami nocy, gdy o trzeciej nad ranem stawał na jakiejś bogatszej i czystszej stacji benzynowej(najlepiej, żeby to był zasrany Orlen. Pieprzona cywilizacja, wszystko psuje, ale czasem po prostu się przydaje), zsiadał z Harleya, przeciągał się i ruszając ku światłu bijącego zza drzwi, gotował się do pewnej czynności- mianowicie kupienia tej zasranej lury, którą na takich stacjach nazywają kawą. Pal to licho, że smakuje to jak płyta kompaktowa wywalona na śmietnik... W nocy, po podróży, kocha się nawet takie dziadostwo, zna się już jego smak. Ech, kupiło się to kawsko, to oznacza też, że trzeba będzie wydać trzy razy więcej pieniędzy na kupno jakiegoś cholerstwa, na ten przykład czekolady, obowiązkowo Milki. Dlaczego akurat Milki? Bo ta pieprzona czekolada jest po prostu smaczna i jej opakowanie ma ładny kolor. Tak, nawet wierny fan Maidenów, Blindów i Iced Earth lubi czekoladę, on też jest człowiekiem.
No, to skoro podczas pobytu w tym przybytku dziadostwa, bezguścia i plastiku wychlało się lurę, przepłaciło za zwykłą czekoladę z bakaliami i orzechami, to można jeszcze otruć żołądek kupnem tego świństwa, co nazywają je hot-dogiem. No, to późonocny postój zaliczony...
*

A potem znowu jest mgła tańcząca fascynujący i niepokojący taniec na polach, chłód i ozdobiona diamentami czarna kolia Pani Nocy. A w uszach, prócz świstu wiatru, sam z siebie, z pamięci, leci Stormrider.
*

Poranki bywają cudownie urocze, cudownie rześkie. Upajające świeżością, zawsze na nowo narodzonym, czystym światłem. Storm spojrzał w jasne, roześmiane słońcem niebo, na upiększony kropelkami rosy świat i westchnął z radością. To przecież ta sama stacja,co miesiąc temu. Tak, ta sama. Ale tym razem nie jest sam. Odwrócił się w stronę budynku stacji, by promiennym uśmiechem powitać Shadow. Tak, był szczęśliwy jak pieśń brzasku! Był szczęśliwy, bo był wolny, bo podróżował, bo była jesień, chłodna jesień, bo nastał poranek, i co najważniejsze- że była z nim Shadow.
Shadow nigdy nie była ideałem piękna- także jego ideałem kobiecego piękna. Miała po prostu ładną, ciepłą twarz. Nie miała też tak fascynujących Storma czarnych, falowanych włosów. O nie! Włosy Shadow były proste, sięgające jeno za ramiona i brązowe. No i jej oczy- wcale nie ogniście zielone, nie uwodzicielsko mroczne... tylko żywe, jasnoniebieskie, ciekawe, acz mądre i czułe. Do tego takie rezolutne. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale Shadow promieniowała niewymuszonym, bardzo naturalnym urokiem, który sprawiał, że tak trudno było się z nią rozstać, a tym bardziej nie chcieć być blisko niej... Po prostu był szczęśliwy, będąc obok niej. Tak, diabelsko szczęśliwy. Uśmiechnął się ponownie, witając wzrokiem dwa kubki cholernej lury, które Shadow niosła w dłoniach. Dla niego były to dłonie i najmilszym dotyku na świecie.
-Na tej stacji to ja kupuję to szmatłajstwo- Uśmiechnęła się. Tak szczerze i ciepło, że po odebraniu swojego kubka pseudokawy, Storm po prostu musiał ją objąć. Ciepłym, delikatnym pocałunkiem w czubek głowy ukoronował Sharon. Największy skarb obecnego życia. Oj tak!
-Jesteś szalony- Zachichotała. Było to dla niego tak urocze, że w tej chwili nawet legiony samego Beliala nie byłyby w stanie mu przeszkodzić- Dobrze, że dzięki tobie dorosłam na tyle, by nauczyć się, jakie jest twoje szaleństwo, i jak dobrym człowiekiem i przyjacielem cię czyni- Pocałowała go lekko w policzek.
Dla Storma nawet pocałunek górskiego wiatru i zimowego słońca nie był przyjemniejszy.
-Każda nasza droga w poszukiwaniu szczęścia sama w sobie jest szczęściem- Jego głęboki głos, zachrypnięty, ale używany w dobrej intencji, dziwnie ciepły, wywołał taniec rozbawionych iskierek w oczach Shadow.

I to było szczęście.

13 975 wyświetleń
199 tekstów
55 obserwujących
  • Archangel_Marco

    3 July 2012, 17:16

    Wierzcie mi, równie bosko się to pisało.
    Przyda mi się taki literacki kopniak, odświeżający umiejętności pisarskie. :)

  • Albert Jarus

    3 July 2012, 12:50

    Bosko się czytało. Masz ten polot :)

  • MirandaDark

    3 July 2012, 00:21

    aż chciałabym to przeżyć ,zakochana w tym tekście.