Menu
Gildia Pióra na Patronite

Spieszmy się...

CzerwonaJakKrew

CzerwonaJakKrew

"Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna"

Leżała na stercie poduszek, ukryta pod pierzyną. Jej drobne ciało zdawało się ginąć pomiędzy ogromnymi poduchami otaczającymi ją z każdej strony, siwe, długie, kręcone włosy niegdyś zawsze spięte starannie w kok, dzisiaj opadały swobodnie na jej chudziutkie ramiona. W oczach zielonych niczym muzowe szmaragdy tańczyły wesoło iskierki szczęścia, usmiech nie schodził z jej twarzy, mimo tylu smutków. Aniela, Anielka, Anielcia... Nigdy nie pozwalała do siebie mówić babciu, zawsze uważała, że jest za młoda i energiczna, by ją postarzać tym staromodnym określeniem.
Przygarnęła mnie, otuliła swoimi skrzydłami, gdy miałam cztery lata. Byłam malutka i bezbronna. Ojca nie znałam, matka nie chciała się mną zajmować. Była alkoholiczką. Kiedys, będąc w pijackim amoku, zostawiła mnie w środku lasu. Zostawiła i odeszła. To właśnie Aniela znalazła mnie śpiącą na ściółce, zapłakaną, roztrzęsioną i wygłodzoną. Kochała moją matkę, ale nigdy jej tego nie wybaczyła.
Od tego czasu opiekowała się mną, uczyła czytać, pisać, opowiadała historie o podróżnikach, rycerzach, pisarzach. Mając siedem lat, znałam już większość stolic krajów naszego globu, umiałam na pamięć biografie najważniejszych światowych pisarzy. Pamiętam te bezsenne noce, gdy razem z Anielcią robiłyśmy namiot z koców, piłyśmy kakao i opowiadałyśmy sobie niezwykłe historie. Nasza wyobraźnia podsuwała nam dziwne i zaskakujące pomysły, czasami tarzałyśmy się po podłodze ze śmiechu. Traktowałam ją jak matkę, a ona mnie - jak córkę.
Aż nagle wszystko zgasło, rzadziej rozmawiałam z Anielką, aż w końcu w ogóle przestałyśmy się do siebie odzywać.Wiedziałam, jak ją to bolało.
Po mojej pierwszej próbie samobójczej, gdy zapytała się dlaczego, zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam na nią, a ona każdą obelgę przyjmowała ze spokojem. Obwiniałam ją za to, co zrobiła moja matka, obwiniałam ją, ale w głębi serca bałam się, że będę taka sama i skończę tak jak matka - na dnie.
Minął rok, a ja znowu chciałam odebrać sobie życie. Kiedy Aniela dowiedziała się o mojej kolejnej próbie samobójczej zemndlała.Pogotowie zabrało ją do szpitala.
Diagnoza:nowotwór złośliwy płuc
Szanse na przeżycie:minimalne
Pozostały czas:kilka tygodni, miesiąc byłby cudem
A teraz siedzę obok jej łóżka, patrzę na jej spokojną twarz, uśmiech i te wiecznie młode oczy. Zbieram siły, by cokolwiek powiedzieć, aż wreszcie znajduję w sobie choć trochę odwagi i otwieram usta:
-Anielko... Ja zawsze cię kochałam.Nawet nie wiesz, jaka jestem tobie wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Tylko...Tylko ja bałam się, że będę taka jak matka, że moim jedynym przyjacielem stanie się butelka. Ja tak bardzo chcę cię przeprosić.-wyszeptałam, po czym złożyłam głowę na jej piersi i zaczęłam płakać.Płakać jak małe, bezbronne dziecko, ocean smutku wypłynął z mojego wnętrza, tak długo tłumiony, ukrywany gdzieś głęboko we mnie. Aniela zaczęła głaskać moje włosy, po czym obie zasnęłyśmy.
Ja - na chwilę...
Ona - na zawsze...

11 830 wyświetleń
154 teksty
31 obserwujących
  • Ta, co lubi marzyć...

    6 April 2013, 22:58

    I dzisiaj czytam sobie to stare opowiadanie...
    I podoba mi się tak samo, jak tego dnia, kiedy przeczytałam je po raz pierwszy...

    "Ja - na chwilę...
    Ona - na zawsze..."
    Bo zakończenie powinno być najpiękniejsze.
    I było...

  • ♥. Skalon A.M

    17 June 2012, 21:45

    Masz talent bo napisałaś to tak, że uwierzyłam w to co czytam. Poruszyłaś i to nie wiesz jak bardzo. Ze mną tak jest, raz jestem a raz mnie nie ma... ale zawsze cieszę się z powrótu. Myślę że odebrałam ten tekst tak mocno bo opowiadasz o babci tak, jak ja traktowałam swojego Dziadka.

  • CzerwonaJakKrew

    15 June 2012, 21:41

    Gaia: Dziękuję Ci za opinię, motywujesz... :) Chciałam, by tekst był choć trochę optymistyczny...

    ♥. Skalon A.M: Oooch, widzę, że wróciłaś...:) Poruszać wnętrze, to chyba marzenie każdego z autorów.Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że udało mi się poruszyć Twoje.Tak,siła jest najważniejsza...

    ps Tekst nie jest oparty na faktach...

  • ♥. Skalon A.M

    15 June 2012, 19:50

    Rozpłakałam się czytając to... Poruszyłaś moje wnętrze. Nie rozumiem jak czytając to można było się uśmiechać, każde zdanie jest pełne smutku, rozpaczy, nienawiści. Jedynym dobrym momentem jest to, że zdążyłaś pożegnać się z Anielicą ale czy śmierć można nazwać dobrym momentem? Dla mnie takim Aniołem był mój Dziadek. Niesamowite w jaki sposób to napisałaś... Życzę Ci szczęścia, kochanych ludzi u boku i siły by przetrwać na tym świecie. Dałaś mi wskazówkę i dzięki Tobie uświadomiłam sobie, że muszę coś zrobić. Dziękuje i Pozdrawiam.

  • Gaia

    15 June 2012, 18:44

    Jakże piękny dar otrzymałaś w życiu "Babcię Anielę" od Aniołów. Uśmiechałam się czytając Twoje opowiadanie. Wiele w nim tkliwości i dobroci. Nawet jeśli się popełnia błędy, to cudowne że można zdążyć i podziękować. A przede wszystkim obdarować wyznaniem. Ważnym i oczekiwanym przez Anielcię. Pozdrawiam :)