Menu
Gildia Pióra na Patronite

Spojrzenie...

Sheldonia

Sheldonia

Nie wiedziałam, że się serca tak ostudzą,
uwierzyłam, że umiera się parami,
nie wiedziałam, że się ludzie różnie budzą
jak okręty, nie te same, choć w tej samej wciąż
przystani…

Nie wiedziałam, że to można – tak bez tchu…
Nie wiedziałam, że odfrunie, co się rzekło,
nie czekałam, nie cierpiałam, nie przeczułam
w głębi snu,

że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu.
*

Oczy spotykają się… niby przelotnie, zupełnie bez głębi, powierzchownie, bez znaczenia, jakby zapominając, że nie tak dawno temu zaczytywały się w sobie oddalone zaledwie o milimetry; badały swoją fakturę i najdrobniejsze plamki koloru, szukając pomiędzy zielenią a szarością miejsca na jakiekolwiek nazwane uczucie.
Oczy spotykają się… ale usta nie wyginają się w uśmiechu, tylko nagle jego resztka zamiera na ustach na tą krótką, ulotną chwilę, jakby zabijała wszelką radość, jakby usta zapomniały, że jeszcze nie tak dawno temu spijały słowa, przekazywały sobie najśmielsze wyznania, wymieniając się językami, przygryzając, ssąc wargi, trwając w namiętnych pocałunkach. Teraz takie dziwnie bez wyrazu, kiedyś szepczące słowa, które wypaliły trwałe rany w kształcie obietnic.
Oczy spotykają się… a serce nieśmiało wyrywa się do drugiego, schowanego pod szarą koszulką, ale już z większą rezerwą, z delikatnym kłuciem w boku pod prawą komorą, jakby jeszcze chciało kochać, choć już wie, że nie może. A jeszcze nie tak dawno temu biło jak szalone, dotykając tego drugiego serca, oddzielonego jedynie kilkoma warstwami skóry.
Oczy spotykają się… zderzają się ze sobą maski dwóch tak bardzo nieprzypadkowych osób, które już mniej znaczą dla siebie, niż znaczą dla nich obcy ludzie, przemykający gdzieś obok. A przecież nie tak dawno temu byli ze sobą najbliżej jak to tylko możliwe, powierzając sobie nawzajem najintymniejszą tajemnicę, będąc sobie całym światem, będąc czworonożnym mutantem z podwójną duszą.
Oczy spotykają się… ale nogi nie niosą nagle w tą samą stronę, w którą skierowane jest spojrzenie, mimo że przeplatały się kiedyś podczas tańca, niosąc, unosząc, prowadząc. Stopy stąpają jakby niepewnie, odchodząc jak najdalej, by w spokoju zmięknąć mogły kolana od nadmiaru emocji. A przecież nie tak dawno temu poniosłyby i na koniec świata bez żadnego sprzeciwu, mając tylko gwarancję, że jego stopy będą kroczyć w czarnych trampkach obok.
Oczy spotykają się… a dłonie zwisają swobodnie, smutno, bezwolnie, niechciane. Chociaż palce się wykrzywiają, wyrywają do tej drugiej dłoni. Jednak ręce nadal wiszą smętnie, nie zaznawszy dotyku. A przecież jeszcze nie tak dawno temu palce przeplatały się w pieszczotach, obdarowując ciepłem namacalnym jak i tym, które rozlewa się po całym sercu, grzejąc od środka. Jeszcze nie tak dawno kciuki tańczyły taniec, pieszcząc paznokcie, pieszcząc skórę tak delikatnie, że niemal boleśnie.
Oczy spotykają się… a ciało jakby odczuwa bezwarunkowy tik, by przyłożyć do siebie dwie płaszczyzny obleczone w płaszcze skóry, by posiąść to, co do niedawna można było po prostu wziąć bez pytania, bez skrępowania, jakby od zawsze było nasze, tak niewiele by wystarczyło, aby poczuć to konkretne bicie serca. A teraz, mimo iż z pozoru nic się nie zmieniło, każdy proton wie, że już nawet nie może marzyć o posiadaniu… A przecież nie tak dawno temu każdą chwilą byliśmy obok siebie, stykając się choćby najmniejszym kawałkiem skóry, jakby bojąc się, że nagle dotrze, że to nie dzieje się naprawdę, jakby wszystko nagle mogło zniknąć.
Oczy spotykają się… oddziela nas zaledwie kilka kroków, niby tyle co zwykle, niby nic, a dzieli nas przepaść większa niż kiedykolwiek, nic nas już nie łączy, nawet powietrze, które wciągam w płuca jest inne niż to, które daje mu życie. Jakby góra podzieliła się nagle na dwie odrębne części, zapominając o tej drugiej, że przecież dotąd były nierozłączne, jakby wraz z nią zniknęły wszelkie uczucia, czy choćby wspomnienia o nich… A jeszcze nie tak dawno temu znaliśmy każdą swoją myśl, tą wypowiedzianą, przemilczaną czy wykrzyczaną spojrzeniem. A jeszcze nie tak dawno temu byłam każdą jego myślą, a on był pierwszym słowem, które cisnęło mi się na usta z samego rana.
Jeszcze jego linie papilarne
na moim ciele są bardzo wyraźne…
Jeszcze zapach jego ciała dostrzegalny
w zapachu moich włosów…
Jeszcze echo jego słów odbija się
wewnątrz mojej głowy…
Jeszcze oczy takie pełne
jego twarzy…
Jeszcze ślina pełna
jego smaku…
Jeszcze… jeszcze…
mam go tak bardzo, chociaż
nie mam już wcale.
Oczy spotykają się… napotykamy mur nie do pokonania, zimno wlewa się litrami w okolice serca. Jego ramiona nie są już moim bezpieczeństwem, jego oczy nie są spokojną przystanią. Jego usta nie są obietnicą, jego ciało nie jest gwarancją szczęścia. Moja bransoletka na jego nadgarstku nie jest znakiem przynależności, jego obecność nie jest bliskością, jego „kocham” nie jest wyznaniem…
Oczy spotykają się… Odwracam wzrok.

*Fragment wiersza Agnieszki Osieckiej „Jeżeli gdzieś jest niebo”.

4846 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Sheldonia

    17 April 2012, 18:33

    Alinko, mój także;)

  • 17 April 2012, 17:36

    Jeden z moich ulubionych wierszy:)

  • Przemio

    7 April 2012, 18:24

    ładnie i sprytnie ułożone ; ] ale znów ten pesymizm, ehh...
    pozdrawiam świątecznie : )

  • Sheldonia

    6 April 2012, 12:34

    Cóż mogę napisać? Dziękuję jeszcze raz.

  • Lacrimas

    5 April 2012, 22:51

    Lauro, Lauro, Lauro...
    Zapomnij.

    I oczywiście plus, nie ma co dyskutować.

  • Canaletta

    5 April 2012, 20:43

    Oczy spotykają się... Odwracam wzrok.
    Imponujące, Lauro. Spodobało mi się, naprawdę. Tyle w tym bólu... Rezygnacji.

  • Seneka 18

    4 April 2012, 19:38

    Jestem pod wrażeniem...

  • zakochaneniebo

    4 April 2012, 18:19

    ...

  • Sheldonia

    4 April 2012, 17:41

    Dziękuję Shadow Lady, Marto, Aniu. Jest mi bardzo miło.

  • GiveMeLove

    4 April 2012, 17:37

    niesamowity tekst - chociaż przepełniony bólem, cierpieniem...
    nawet nie wiem co jeszcze napisać. i czy w ogóle jest sens coś dodać...

    pozdrawiam serdecznie