Menu
Gildia Pióra na Patronite

Utracona przyjaźń.

Pinky

Pinky

Nie padał śnieg. Nie było tego białego puchu, który zwykle pojawia się zimą i wywołuje na twarzach dzieci dziką euforię na myśl o lepieniu bałwana, kuligach, rzucaniu się śnieżkami i całej reszcie niewątpliwych przyjemności związanych z zamarzniętą wodą.

Ależ cieszył ją brak śniegu w tym roku! To prawda, może widok za oknem dla wielu osób nie wydawał się przez to zbyt magiczny, ale ona miała całkiem odmienne zdanie. Gołe gałęzie drzew nie dostały swojej pierzynki, jednak w obecnej postaci przywoływały jej na myśl scenki z tanich horrorów, zwłaszcza gdy późną nocą wracała do domu.
Nie lubiła tanich horrorów. Ale nic w takim stopniu jak one nie przypominało jej jak wiele straciła, nic tak bezdusznie nie narzucało jej na barki setki wspomnień, w których przewijały się jego uśmiech, sceptyczna mina i ton głosu, którego dawniej miała okazję słuchać każdego dnia. Poprawiła kołnierz płaszcza, przystając na przystanku i szukając w torebce chusteczek. Miała katar. Przecież w życiu nie wylałaby nawet jednej łezki przez tego skończonego...
Bezimienny. W jej myślach miał na zawsze pozostać bezimiennym człowiekiem, który przez jakiś czas gościł w jej sercu, ale potem się wyprowadził, pozostawiając po sobie nieprzyjemną pustkę. Starała się ją zalepić, załatać, wypełnić czymś innym, ale to nie przynosiło skutku. Pozostało jej więc nic innego jak zacząć się oszukiwać, mamić własne zmysły zwinnymi kłamstewkami.
Nie tęsknie, nie lubię, nie wspominam.
Przełknęła ślinę, odganiając od siebie niepotrzebne myśli, ale te wczepiły się w jej mózg, nie pozwalając się ruszyć. Wsiadła do nadjeżdżającego autobusu, poprawiając torebkę na ramieniu i obrzucając spojrzeniem zobojętniałych oczu pasażerów. Znów miała pecha.
Czym prędzej przepchnęła się na drugi koniec pojazdu, nie odwracając się za siebie. Jeszcze tego by brakowało, żeby mógł zobaczyć jej zasmucony wzrok. Przecież nawet ona zdawała sobie sprawę, że jej oczy nie błyszczą tak jak dawniej, że gdzieś pośród kłótni zniknął naturalny dla nich blask. Zmęczyła się tym, poddała i obraziła na śmierć, odpychając go od siebie z całą dostępną sobie siłą.
Była w tym całkiem dobra. W odtrącaniu innych, w trzymaniu niezdrowego wręcz dystansu, sprawianiu pozorów. Potrafiła udawać swobodę do tego stopnia, że nazywano ją Królową Teatru. Nie. To przecież on wymyślił to okropne przezwisko, którego tak nie lubiła.
A co ty lubisz?
Dobre pytanie. Czy było na świecie coś, co wywoływało w niej wyłącznie pozytywne uczucia? Czy był na świecie ktoś... kogo lubiła?
Lubiła masę osób! Przepadała za swoim listonoszem i jego dowcipem, toczyła miłe pogawędki z sąsiadką, kiedy razem wywieszały pranie. Była otoczona przez tylu ludzi, że nie było sposobu, by mogła narzekać na samotność. Zawsze miała się do kogo odezwać, nie siedziała przecież w domu, w towarzystwie swoich kwiatków.
Choć przyjaciela miała tylko jednego.
Nienawidziła tych wizji, które pojawiały się kiedy stała i patrzyła na dwójkę śmiejących się ludzi, ale umysł uparcie podstawił jej właśnie ten obraz, którego nie potrafiła znieść.

- Hej! Wracaj tutaj, myślisz, że będę to sama sprzątać, ty niewychowany gburze?! - wrzask, jaki odbił się echem od ścian w kuchni musiał należeć do tej wysokiej brunetki. Jakby nie patrzeć tylko ona tam stała, cała od mąki, wpatrując się uparcie w drzwi, za którymi zniknął jej znajomy. Nie zarejestrowała żadnej reakcji, więc nabrała powietrza w płuca i ułożyła z dłoni megafon, jakby wierzyła, że jej głos stanie się naprawdę o wiele bardziej donioślejszy.
- Zjem sama całą tą pizzę jeśli w sekundę się tu nie znajdziesz ze szmatą!
Ledwo opuściła ręce, gdy zza drzwi wychyliła się bujna czupryna, a zaraz za nią ciemne oczy, przewiercające ją na wylot. Już dawno mówiła mu, że jak nie pójdzie do fryzjera to sama włamie mu się w nocy do domu z nożyczkami i będzie miał problem - nawet umówił się już na wtorek, żeby w końcu pozbyć się tej szopy na głowie.
- Należy mi się połowa tej pizzy. - wytknął, wchodząc do kłótni i prezentując posypane mąką ubranie, które miało niewątpliwe świadczyć o jego udziale w batalii przeciwko domowej pizzy.
- Należy ci się też połowa tego brudu. - odparła, wskazując ręką na zlew, blat i na końcu podłogę. Zacisnął usta w wąską kreskę, by po chwili zacmokać z niezadowoleniem i podnieść ręce do góry, w geście poddania.
- Ależ ty jesteś uparta! Ale co ja się dziwię, to domena kobiet i osłów. Wy nigdy nie odpuszczacie płazem, bo po co, niech faceci robią wszystko za was, jasne, już się rozpę...
Nie zdążył dokończyć, gdy oberwał w twarz z mokrej ścierki, a kobieta wytarła dłonie o fartuszek, zdmuchując z buzi luźne kosmyki włosów.
- Nie rozgaduj się, tylko zabieraj do pracy.
- Jesteś potworem. - mruknął tylko i zakasał rękawy, zabierając się za sprzątanie.

Ocknięcie. Poczuła się nieswojo, więc przygarbiła się i rozejrzała czujnie, niczym spłoszone, wystraszone przez drapieżnika zwierze. Nie zdołała opanować pokusy by nie zawisnąć na moment wzrokiem przy nim i zaraz prędko wrócić do beznamiętnego spoglądania w szybę. Znów powinien wybrać się do fryzjera.

Była zła. Okropnie zdenerwowana i wytrącona z równowagi, kiedy obserwowała jak ten palant rozmawia sobie w najlepsze ze znajomymi, zostawiając ją całkiem samą. Przyszli razem, zaprosił ją na spotkanie klasowe, twierdząc, że i tak będzie się nudził, a teraz wpadł w swój tryb "Jestem super popularny i wydaje mi się, że umiem żartować, chodź zobaczyć!". Sapnęła, rozglądając się, by zatrzymać wzrok na osobie, która dziwnym trafem nagle znalazła się przed jej nosem.
- To ty jesteś jego przyjaciółką! Mimo mi Cię poznać, jestem Amanda, chodziłam z nim do klasy. Nic się nie zmienił, dalej zachowuje się jak dziecko. Długo się znacie? - spytała, uśmiechając się tak ciepło, że na ustach brunetki również pojawił się uśmiech.
- Parę lat. Prawda, jest jak dziecko. Bezmyślny, nieobliczalny, niemądry, samolubny, o płytkiej wyo...
- Obgadujesz mnie! - usłyszała za plecami, nim mężczyzna oparł głowę na jej ramieniu, marudząc pod nosem.
- Skądże. Prezentuje cię. Nawet nie doszłam do rozwinięcia. - oświadczyła, a on zaśmiał się głośno, stając obok i obejmując ją przyjacielsko ramieniem. Przywitał się z Amandą, wymieniając uprzejmości i wyrzucając z siebie serię nazwisk, których brunetka nie znała i nie miała zamiaru nawet zapamiętywać. Skupiła się więc na sposobie, w jakim ta dwójka się porozumiewała, by dość do wniosku, że w szkole średniej musieli być dość blisko ze sobą.
- Teraz ja zaprezentuje ci moją koleżankę! To wredna Królowa Teatru, nietaktowna, bezpośrednia i bezczelna Baba Jaga. Jagoda, ukłoń się!
Bez żadnego komentarza wykonała polecenie, by zaraz potem unieść dłonie do jego twarzy i głosem pracownicy telemarketu powiedzieć:
- A oto prezentuję państwu mózg nigdy nie skażony myślą! Cena wywoławcza wynosi 10 groszy. Jeśli zadzwonią państwo w przeciągu pięciu sekund dorzucimy gratis resztę ciała.
Rozśmieszyła go. Widząc, jak zwija się i kuli, nie mogąc powstrzymać śmiechu, sama ledwo powstrzymała się przed wybuchem. Odgarnęła jednak włosy z twarzy i spojrzała już niemal poważnie na Amandę, która przyodziała usta rozbawionym uśmiechem i zaraz położyła dłoń na ramieniu brunetki, nachylając się ku niej.
- Pasujecie do siebie. Dbaj o niego.

Nie, nie, nie. Oczywiście, że do siebie nie pasowali, co to w ogóle był za pomysł, że ona kiedykolwiek mogłaby się z nim związać? Potrząsnęła głową, dając do zrozumienia jak bardzo absurdalna była ta myśl. Nie potrafili się ze sobą dogadać jako przyjaciele, jak mieliby niby żyć i mieszkać razem?
Armagedon. Pewnie gdyby się do niego wprowadziła ich relacje uległyby pogorszeniu znacznie szybciej. Może nawet nie obchodziliby razem tego ostatniego sylwestra?
Nie powinna o tym myśleć. Przeszłość należało zostawić w spokoju, inaczej nie mogła stanąć naprzeciw przyszłości. Ale jak miała pozbyć się z głowy tych wspomnień, przypominających filmy z kamery, w której nie było przycisku "delete"?

To było bardzo upalne lato. Siedzieli na ławce, jedząc lody i wpatrując się w biegające po trawie dzieci. Nie lubiła tych smarkaczy, więc pozwoliła sobie na wybuch śmiechu za każdym razem, gdy którejś się przewracało. Strasznie jej to wypominał, tą bezduszność, bo sam przepadał za maluchami. Jakby nie patrzeć miał ich mentalność.
- Dlaczego ty się ze mną przyjaźnisz? - spytała nagle, nie odrywając wzroku od chłopczyka, który pomagał swojej młodszej siostrze wstać, gdy upadła. Mężczyzna zerknął na nią zdziwiony i zmarszczył brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie miała pojęcia co mógłby jej powiedzieć, ciekawość nie pozwoliła jej trzymać buzi na kłódkę.
- Wiesz...bo dzięki temu nikt nie może posądzić mnie o bycie płytkim, zwracającym uwagę tylko na wygląd, facetem. - zauważył, wzruszając nonszalancko ramionami i przygryzając wargę, żeby nie zdradzić się śmiechem. Uniosła brew, spoglądając w jego stronę i przewróciła oczami, uśmiechając się wesoło.
- Ta odpowiedź jest tak logiczna, że nie mogę się nawet obrazić.
- Prawda?! - wykrzyknął zaraz entuzjastycznie, wypinając z dumą pierś, zadowolony, że udało mu się tak doskonale przeskoczyć kłodę, jaką rzuciła mu pod nogi.

Dobrze by było, gdyby to był jedyny powód, dla którego się przyjaźnili. Ale to nie była do końca prawda. Mogli być sobą. Czuli się we własnych towarzystwie komfortowo, mieli oparcie w drugim człowieku, któremu ufali.
Wysiadła z autobusu, próbując przełknąć gulę w gardle, która nie pozwalała jej oddychać. Kątem oka zauważyła, że też wysiadł. I zatrzymała się tylko na chwilę, szukając w torebce telefonu, kiedy jakaś dziewczyna podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję, całując go. To nic, że telefon miała w kieszeni. Musiała opuścić wzrok, musiała uciec, więc odwróciła się i ruszyła w kierunku przeciwnym do zamierzonego.
Zadarła głowę do góry i uspokoiła oddech, by zaprezentować swoją dumę, niezależność i szczęście. Nie powinien nawet sądzić, że jej źle bez niego.
Przecież mogła znaleźć innego przyjaciela. Skoro ucięła wszelkie kontakty z nim to wcale nie była jego przyjaciółką. Tak powinien przecież myśleć!
- Miłego dnia, Jagoda! - usłyszała za plecami i ledwo udało jej się utrzymać równowagę i nie przewrócić. Bezwolnie podniosła dłoń, machając na odwal, choć nawet się nie odwróciła. I tylko słyszała jakiś damski, jakże wkurzający głosik "A kto to był? Znasz ją?", ale to już nie było ważne. On też za nią tęsknił.
Ale i tak nie zamierzała zawrócić ze swojej ścieżki. Była zbyt uparta.

750 wyświetleń
20 tekstów
4 obserwujących
  • Sheldonia

    25 January 2012, 15:40

    Coś mi to przypomina... I ja już nie dodam nic więcej.