Nie chciałaś tego instrumentu w naszym mieszkaniu. Mówiłaś, że jest głośny. Wolałaś ciche i subtelniejsze pianino. A ja się uparłem i kupiłem ten używany fortepian. Chciałem postawić go na środku pokoju, Ty mi powiedziałaś, że ma stać w kącie. Usiadłem na stoliku i począłem po prostu grać. A były to "Cztery pory roku" Vivaldiego.
Zima:
Kupiłem więc ten fortepian za symboliczną cenę. Poprzedni właściciel sprzedał mi go, a właściwie, chciał się go pozbyć, bo przypominał mu córkę, która dużo na nim grała, a niedawno zmarła. Stoi więc fortepian w naszym saloniku. Ty za to traktujesz go jako mebel zwykły. Kładziesz na nim filiżankę z herbatą czy wazon z kwiatami. Gdy ja grałem, Ty stałaś przy oknie z filiżanką kawy i nuciłaś sobie pod nosem. Wiedziałem, że w rzeczywistości podoba Ci się ten fortepian i melodia na nim grana, ale Ty nie chciałaś się do tego przyznać. Pamiętasz, padał wtedy gęsty śnieg. Trzeba było załatwić skądś żywą choinkę. Zatroszczyć się o karpia. W święta śmiałaś się, że sobie użyję. Ja grałem kolędy na fortepianie, a Ty śpiewałaś.
Wiosna:
Tej wiosny zaniemogłaś: "Wynoszę się!…" *- rzekłaś pewnego razu i poczęłaś kasłać. "Wyprowadzasz się?" - spytałem się. Ty odpowiedziałaś: "Nie! Lekarz mnie zbadał. Suchoty..." Kazałaś mi jeszcze zagrać tę melodię na fortepianie. Mówiłaś, że nie lubisz fortepianu, ale jednak chciałaś jeszcze posłuchać. Ten ostatni raz.
Szedłem za Twą trumną w jasny, pogodny dzień. Były to pierwsze roztopy. A śniegu było dużo tej zimy. Ty zawsze lubiłaś śnieg. Jego delikatne płatki lądowały na Twej różowej twarzy. Po chwili topniały. Moja miłość do Ciebie jednak nigdy nie stopniała.
Lato:
Lato bez Ciebie. Lato - pustka - lato - nic. Pozostał mi jeno ten fortepian i melodie na nim odgrywane. Grałem dla Ciebie, ale bez Ciebie. Potem zaczęło się dziać na scenie politycznej. W radio mówili, że Hitler oznacza wojnę. A ja wolałem grać niż śledzić to, co się dzieje w polityce. Fortepian był odskocznią. Potem wybuchła ta, o której wolałbym nie pisać. Ale to było nieuniknione.
Jesień
Był to dżdżysty dzień, który miał się okazać pechowym. Wszedłem w „kocioł” podczas łapanki (tak głupio wpadłem!). Znalazłem się w obozie w Auschwitz. Zostałem numerem. W obozie zaprzyjaźniłem się z jednym Staśkiem. Dużo gadaliśmy. Opowiadałem mu o Tobie. On powiedział mi coś takiego, że wszyscy stąd wyjdziemy, ale przez komin...
Zapomniałem Ci powiedzieć, ten przyjaciel skończył konserwatorium. Nie uwierzysz - jest pianistą. Potem nasze drogi się rozeszły. Dostał on inny przydział do pracy. Widywaliśmy się przelotnie. Zmizerniał. Chciał się wynosić już... choćby przez ten komin...
Siedzę w zimnym, nieogrzewanym domu. Po wyzwoleniu z obozu znalazłem ten domek, no i zamieszkałem w nim. Dostałem skądś herbaty, zaparzyłem sobie. Siedzę przy chwiejącym się stole i rozmyślam o Tobie, o czasach razem spędzonych. O obozie też myślę. O Stachu, który nie dał rady. Powtarzam sobie w myślach słowa, które może ktoś wypowiedział, albo dopiero wypowie: "Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń"**. To, co mnie spotkało, musi mieć przecież jakiś oddźwięk (znalazłbym ten od - dźwięk, gdybym miał fortepian). Ale właściwie, czy to ma jakieś znaczenie, co mnie spotkało? Teraz linia wydarzeń wzburzona. Potem będzie prosta linia - linia zapomnienia i obojętności. Ale to będzie w przyszłości, która nienamacalna. Wiesz, postanowiłem pójść do naszego mieszkania, a raczej do tego, co po nim zostało. To, co zobaczyłem wzbudziło we mnie zgrozę i smutek. Nasz fortepian leżał przed mieszkaniem, wywalony przez okno, zapewne przez jakiegoś żołnierza niemieckiego. Połamany, bez większości klawiszy, częściowo zasypany gruzami... "Ideał sięgnął bruku".***
Wiesz, moja droga, byłem dziś na koncercie muzyki klasycznej. Grano Vivaldiego "Cztery pory roku" na skrzypce i fortepian. Przypomniał mi się nasz fortepian... I moje roku pory. Od wojny minęło kopę lat, od Twojej śmierci też... Dobrze, że Cię nie było na tym koncercie, bo Ty zawsze przecież lubiłaś piano, a nie forte. Ale jeśli ja byłem forte, a Ty piano, to wychodzi na to, że razem tworzyliśmy - fortepian. I chyba byliśmy małżeństwem idealnym. A muzyka jest zawsze ponad nieidealnymi czasami. Nic jej nie zniszczy. Czas więc zapełnić pięciolinię mego życia nowymi nutami. I pojawi się na niej zapewne wiele kresek taktowych, pauz oraz innych znaków przykluczowych. Ale ja stworzę melodię swego życia na nowo, w której jedynym kluczem, będzie klucz do muzyki serca Twego...
* Cyprian Kamil Norwid - "Czarne kwiaty"
** Tadeusz Borowski - "Pieśń"
*** Cyprian Kamil Norwid - "Fortepian Chopina"