Menu
Gildia Pióra na Patronite

OBERŻA POD SKRZYPIĄCĄ STRZECHĄ

fyrfle

fyrfle

Nazywali go, bo tutaj wszyscy mieli szpicmiano. Jemu przypadł przydomek Mister Frajdej. Wyjechał we wczesnej bardzo młodości do Stanów Zjednoczonych, co było chyba wtedy głównym marzeniem beskidzkich Górali. Tam zarobił grosz na start zakładu. Wrócił, co stało się udziałem nie wielu. W większości zostawali i tęsknili, zasklepiając się polskich gettach i nicości życia emigrantów. Górale bez Beskidów, to żywe trupy. W Polsce Mister Frajdej ożenił się z Królową Życia, kimś w rodzaju księżniczki na ziarnku grochu.

Miał smykałkę do elektryczności. W wieku dziesięciu lat robił pierwsze naprawy w domu rodzinnym i w domach sąsiadów. Duch Święty natchnął go wiedzą o ruchu elektronów. Skończył technikum, w którym uczyli o przebiegu elektronów i możliwościach z tego ruchu wynikających dla człowieka. Potem Stany. Po Stanach wieś rodzinna w Beskidach. Zaraz Królowa Życia. Potrzebowała sukien, futer i kapeluszy. Był jej kopalnią królowania, któremu to królowaniu wystarczyła wieś, a może nawet, ściślej ujmując, terytorium trzech lub czterech placów.

Nie gotowała. Nie sprzątała. Nie rodziła dzieci. Nie piekła. Nie chodziła do pola. Nie pasła krowy. Kupowała szafy i skrzynie. A Mister Frajdej był człowiek pracowity i to tak pracowity, że po legalnemu zatrudniał siedmiu pracowników. Nie żył dla pieniędzy, ale raczej bardziej wolał pić za pieniądze i żeby pili inni. Ale przede wszystkim wolał dobrze zapłacić pracownikom, którzy mieli dużo dzieci, jak to wtedy było we wszystkich rodzinach. Wszyscy mieli przede wszystkim dużo dzieci. I pracowici byli dla tych dzieci i żon, które te dzieci wychowywały.

Mister Frajdeja, więc czasem taka złość dopadała. Wtedy Królowa Życia chowała się gdzieś na strychu, w malowanej i rzeźbionej skrzyni w porzuconych ubraniach zagrzebywała się. On wtedy wybebeszał którąś z szaf i jej zawartość z nieludzkim rykiem wynosił jej "flaczyska" na drogę przed domem. Podlewał stos benzyną i podpalał, a klęcząc i wznosząc ręce do góry, a potem załamując je krzyczał - kiedyś i ciebie tak, kiedyś zaskwierczysz jak Sydonia, choć ona niczemu nie winna! Potem kulił się i płakał, kołysząc głowę to do ziemi, to podnosząc jądo góry, aż w końcu skulony embrionalnie kładł się na boku i kwiląc lał łzy i trząsł się w niemocy życia w pełni.

Przychodził piątek. Komunistyczny piątek. Już po południu Mister Frajdej nie pracował i nie pracowali jego pracownicy. Sobota była zawsze wolna. No to spotykali się we wspólnej stodole Mister Frajdeja i Bukiecisty. Bukiecista? Inna po prostu wielka legenda Karpat, czyli był ci tutaj wysyp kwiatów paproci, jednostek jedynych i niepowtarzalnych. Stodołę tutejsi nazywali oberżą pod skrzypiącą strzechą. Wcześnie, po robocie,wszyscy jechali do najlepszej restauracji w Beskidach i jedli specjalnie dla nich każdego piątku szykowany obiad. Dorsz, pstrąg, żurek z jajkami, po secie i do domów. Na chwilę.

Po drodze do domu Mister Frajdej zajeżdżał do sklepów, a najlepiej do hurtowni, w których kupował najczęściej dwie skrzynki najlepszej wódki. Tak było co piątek, prócz tego Wielkiego.

Rytuał ten trwał kilkadziesiąt lat. Mister Frajdej nie zrezygnował z roboty. Była jego pasją? Miłością była. Pracował i pił. Dostał cukrzycy. Oślepł. Tylko potem pił. Na szczęście dostał rozległego zawału. Dobra śmierć. Pewnie o taką modlili się wszyscy biesiadnicy oberży pod skrzypiącą strzechą. Dzisiaj Mister Frajdej, to ten pomnik z tym śrubokrętem elektryka tam w alei zasłużonych parafii. To byli dobrzy katolicy. W niedzielę o 11.30 wszyscy spotykali się na sumie i wraz z rodzinami klęczeli i modlili się przed ołtarzem zaraz w nawie głównej.

Nie ma ich już. Została legenda oberży pod skrzypiącą strzechą. Została Królowa Życia, która futra i suknie zamieniła na królestwo kwiatów. Dzisiaj spotkasz czytelniku pod jej domem najpiękniejsze kosmosy, czyli amerykusy w całych Beskidach. Jeszcze domu jak różaniec strzeże swoista palisada z malw we wszystkich kolorach, jakimi Bóg obłaskawił te rośliny.

297 722 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!