Menu
Gildia Pióra na Patronite

Budzą się nocą, gdy płaczemy

whyou

whyou

Nasze osobiste demony wyglądem przypominają nas. Ale mają inne oczy. Oczy pozbawione emocji, ciemne jak noc, bez dna, puste. W dzień są pogrążone w ciszy, daleko, schowane pewnie pod łóżkiem, może w szafie, w szufladzie, za lustrem. Ale w nocy się budzą. Bardzo powoli zbliżają się do człowieka, dotykają jego policzków, rysują na nich linie, po których potem spływają łzy. Budzą się nocą, gdy płaczemy. Wysysają moc, sprawiają, że człowiek nie chce żyć.

Znowu do niej przyszli. Złożyli delikatny pocałunek na jej czole, po czym opuszkami palców namalowali na policzku ślady, po których zaraz spłynęła niejedna łza. Mówią do niej, ale ona ich nie słyszy. Szydzą z niej, wyśmiewają się, robią to co noc. Jednak ona jest głucha na ich słowa.

Znowu do niej przyszli, jak robią to za każdym razem, gdy płacze. Tym razem ich słyszała. Słyszała, jak wyśmiewają się z niej, ze wszystkiego, co w życiu zrobiła. Z jej rysunków, planów na przyszłość, nadziei.
– W co ty, dziewczyno, wierzysz? – pytają się nieustannie, ale ona tylko odwraca głowę i milczy, chowając się w swoim świecie łez. Gdy zasypia, oni znikają.

Następnej nocy też na nią czekali. Siedzieli na skraju łóżka, jej osobiste demony, budzące się, gdy płacze, i upokarzali ją przed samą sobą.
– W co ty, dziewczyno, wierzysz? – pytają się pogardliwie, przesączeni czystym złem, mając w oczach samą czerń. Tak bardzo do niej podobni, wyglądający tak jak ona, ale martwi, bladzi, bez życia.
– Że mi się uda, że dam radę... – wydukała pomiędzy kolejnymi wybuchami płaczu.
– Wiesz, że nie. Dlatego przecież płaczesz. – Głosy przenikają ja na wskroś, wpijają się w jej głowę i odbijają o czaszkę. Zasypia pełna nieopisanej, nieumiejscowionej grozy. Jej osobiste demony nie odchodzą. Zostają w niej, w jej sercu, uśmiechnięte, czekające na nią i wciąż powtarzające okrutne słowa, w które zaczyna już wierzyć.
– Płacz, malutka – szeptają jej do ucha, gdy pogrąża się w koszmarnych snach. – Płacz, malutka, my cię utulimy. Płacz, malutka.
Gdy nastaje dzień, one znikają. Chowają się po kątach, w szafach, pod łóżkiem i tylko czekają na wieczór, na kolejne łzy, którymi się żywią. Czekają na nią, jej osobiste demony, by wyssać jej okruszki nadziei, ostatnie iskry życia. Przychodzą co noc, naśmiewają się, szydzą, ona tylko milczy. Czuje się pusta, wciąż tylko płacze, czasami nawet bez łez, jest po prostu pusta, ciemna, słaba. Zżerają ją, jej demony.

Kolejnej nocy było ich więcej. Wypełniały cały pokój. Tacy do niej podobni, ale ślepi na świat, widzący tylko ją. Należeli do niej i ona należała do nich. Podcinają jej skrzydła, krzywdzą ją psychicznie, wciąż powtarzając te ciężkie, raniące słowa. Nakłaniają ją do płaczu, co tylko odbiera jej siły. I wciąż się śmieją.
Przerażało ją to, że robi się coraz mniej miejsca, że jest ich jeszcze więcej. Przez cały czas ją dotykały, zostawiając po sobie ślady bólu i krwi. Robiły wszystko, by zwrócić na siebie jej uwagę, by wciąż płakała. Chciała im powiedzieć, by sobie odeszły, żeby ją zostawiły, ale znów, na przekór sobie, pozwalała im na tą chorą grę. Na ich wulgarne słowa, obraźliwe odzywki, śmiech. Czuła się coraz gorzej. Zjadały ją. Była sama.
– Proszę... – Kręciła głową, próbując odsunąć się od nich, nie pozwolić im dotknąć twarzy, ale one zawsze wygrywały. W końcu wyglądały jak ona, były nią i były w niej.
– Proszę, proszę... – powtarzały po niej pogardliwie, pięknie naśladując jej głos. Ostatnio odkryła, że robią się coraz brzydsze. Może w końcu zaczną pokazywać swoją prawdziwą twarz? A może to ona tak wygląda?
– Płacz, malutka – mruczą jej do ucha, jej ciało ogarnia ciepło, błogi sen, ból i kolejny płacz.
– Nie! – krzyczy, ale one zjadają jej słowa. Ich nie ma. W domu nikt nie słyszy jej krzyku, one go zjadły, wsiąknęły do siebie. Nikt jej nie pomoże, bo nikt jej nie słyszy. Jej krzyk jest tylko w jej głowie, niestworzony, niewypowiedziany, niemy.
Cisza. Osiągnęły swój cel.
Znowu płakała.
Tym razem nie tylko w jej pokoju one były. Zajmowały cały jej dom. Kuchnię, łazienkę, pokój rodziców, rodzeństwa. Każdy kąt. Wszędzie dało się wyczuć ich zło. Były tu. Czekały na nią, na noc, by móc się obudzić, na jej łzy. Gdzieś wśród nich zauważyła innego demona, niepodobnego do całej reszty, niepodobnego do niej, jej osobistego demona. Stał, nieruchomy, zapatrzony w jej łzy. I ona na niego patrzyła. Patrzyła też wtedy, gdy szła do kuchni, gdy sięgała po nóż i wbijała go sobie w brzuch. Patrzyła, jak wszystkie demony schylają się nad nią, jak wciąż się śmieją i szeptają, by płakała.
Gdy się obudziła, leżała na swoim łóżku, nie na kuchennych kafelkach. Wszystkie demony zniknęły, pozostał tylko jeden. Inny, ale podobny do niej, do tamtych. Jej osobisty, obudzony nocą, gdy płakała.
– Wiedzieliście od początku, że tak to się skończy, prawda? – spytała i ze zdziwieniem odkryła, że wcale nie porusza wargami, że te pytanie wydostaje się z niej, z jej ciała, tak po prostu.
– Wiedziałaś od początku, że nie przychodzimy bezinteresownie – rzekł, jego głos był tym samym głosem, które miały te wszystkie demony, jakby pomnożonym przez dwadzieścia. Mówiły jednocześnie, zamknięte w tej jednej postaci. Podszedł do niej, wystawił dłoń i palcem narysował na policzku linię, po której spłynęła jej łza. – Od dziś należysz do nas, malutka.

Budzą się nocą, gdy płaczemy. Nasze osobiste demony.

30.08.2011

7456 wyświetleń
85 tekstów
17 obserwujących
  • Sheldonia

    11 February 2012, 20:39

    Och, uświadomiłaś mi wiele rzeczy tym tekstem. Podoba mi się ogólnie i dlatego też, że różni się od innych. A to osobiście uwielbiam;)

  • Pinky

    10 February 2012, 21:09

    Ciekawe. Trochę straszne, bardziej prawdziwe. Podoba mi się ;)

  • Albert Jarus

    10 February 2012, 09:11

    Budzą się. Świetne.Dobrze żeby je ktoś w końcu przegonił :)

  • xTajemniczax

    10 February 2012, 00:06

    Bardzo wymowne i trafne opowiadanie :) Plus za pomysłowość. Naprawdę genialne :)