Menu
Gildia Pióra na Patronite

Życie piękniejsze od snów

fyrfle

fyrfle

Na Lecha trafiłem w dzień przed nocą silnych lutowych mrozów. Stał w hipermarkecie i był kompletnie zielony - pewnie zmroziło go to poniżenie , którego dostąpił - on dumny Wielkopolanin, jego cena za sześciopak spadła bodajże do niespełna trzynastu złotych. Dziś więc schodząc po niego do piwnicy obawiałem się, że może mieć jakiś kwaśny smak, wywołany wczorajszym wstrząsającym spadkiem jego wartości, ale odbezpieczyłem zawleczkę i przywitał mnie charakterystycznym dźwiękiem dwutlenku węgla wydostającego się z aluminiowego wnętrza, w którym liczyłem na głębię: goryczkę, słód, orzeźwienie i zaspokojenie pragnienia wywołanego emocjonalnym porankiem - rozmowami o życiu i śmierci z bratem oraz pogodzie uniemożliwiającej nam właściwe uczestniczenie w tym życiu i śmierci, z tym, że ta pogoda to nie tylko natura, ale i ludzie. Przelałem Lecha do kufla marki Guinness i zrobiłem trzy zdecydowane łyki, żeby zaspokoić narastające pragnienie. W ustach pojawiła się bardzo delikatna choć wyrafinowana słodycz, gaz, ale zdecydowanie nie czułem tak umiłowanej goryczki, a więc serca każdego szanującego się piwa. Kolor mnie jedynie cieszył taki lekko bursztynowy, iskrzył wewnątrz gwiazdami, wywołanymi intensywnym dzisiaj słońcem , które wreszcie zapanowało po trzech dniach szarzyzny i opadów śniegu, które sprawiły, że strach było samochodem jechać gdziekolwiek, w obawie, aby nie kusić niepotrzebnie losu. Kolejne trzy głębokie hausty pięknego płynu o korzeniach wielkopolskich i rozczarowanie pogłębiało się, bo do braku goryczki i choćby jednak odpowiedniej proporcji naturalnego gazu dołączyła nachalna kwasota cieczy. Usiadłem mimo wszystko i chciałem się poddać rozmyślaniom, zadumie i modlitwie do Ducha Świętego - prosić o dalsze pomysły na radosne i aktywne życie.

Usiadł na krześle i wpatrywał się w szklaną ścianę południową swojego domu, za którą na paletach leżały wiązki iglastego drewna, które tam schły , aby być szybką i skuteczną rozpałką pieca węglowego dopiero trzeciej generacji. Pod paletami i złożonym na nich drzewem, a przy szklanej ścianie spał sobie w najlepsze jeż Barnaba. Drzewo od deszczu i zawiei chronił balkon - szeroki i głęboko wdzierający się w przestrzeń ogrodu, w którym od południa dominowały wszelkiego rodzaju krzewy jak hibiscusy, tawuły czy drzewa magnolii. Pomiędzy drzewem opałowym, a pierwszymi krzewami była kilkumetrowa przestrzeń, którą porastał nawet dzisiaj zielony trawnik, choć przecież jest mroźny dzień lutego. Nie długo cieszył się ciszą i spokojem miejsca, bo w przestrzeni szklanej, gdzie nie było złożonego drewna przydreptały trzy irlandzkie owce z pomarańczowo-zielono-czerwonym "jamnikiem", z którego głośna muzyka dochodziła do piwnicy. Owce jak zwykle stanęły na tylnych racicach i zaczęły tańczyć "Oczy Zielone" Zenka Martyniuka . One zgrabnie przebierając nóżkami, robiły jednocześnie młynki i wycieraczki przednimi raciczkami, co było bardzo komiczne. W ogóle sytuacja była niespecjalnie normalna, bo ekolodzy już zaczęli ich się czepiać o kolory brykających w ogrodzie owiec i twierdzili, że robili im krzywdę malując je na czerwono pomarańczowo i zielono, a tymczasem to naturalny kolor ich wełny.

Owce są kolejną odsłoną maślanego kryzysu w Polsce, bo kiedy w wyniku wysokich cen zaczęli kupować masło fińskie, duńskie i irlandzkie, to wraz z kostkami masła zaczęły się pojawiać najprzeróżniejsze postaci w ich dotychczas spokojnym uporządkowanym życiu. Owce oczywiście zaczęły wyskakiwać z kolejnych kostek Kery Gold i rubasznie tańczyły na stole przy śniadaniu, po czym zeskakiwały po krzesłach na podłogę i żądały wypuszczenia ich w przestrzeń ogrodu, gdzie spokojnie sobie przezimują i wiosną pójdą w góry wraz z redykiem z Przybędzy. Tymczasem żyły sobie spokojnie w ogrodzie przeważnie tańcząc do muzyki disco polo. Czemu nie irlandzki folk? Owce twierdziły, że disco polo to pełen luz i radość z beztroskiego życia, a w irlandzkiej muzyce ludowej, mimo skocznych rytmów są też nuty i słowa autentycznego cierpienia, a one chcą być luzem i dawać luz oraz nadać przy okazji powera buncowi o oscypkowi w marszu po podniebienia ludzkości. Ciekawi byli co z tego wyniknie, z tej inwazji baśniowych stworzeń na Żywiecczyznę i jaką oni jeszcze rolę do odegrania będą mieli w tym nowym rozdaniu Bożego planu dla Polski. w każdym bądź razie dziewczynka z zapałkami nie została z nimi ani minuty, powiedziała, że idzie rozpalać w Polakach pracowitość, umiłowanie uczciwości, solidarności społecznej, rodzinności i myślenia kategoriami całego narodu i państwa, a nie poświęcaniu życia celom i bogaceniu się.

Zrobił kolejne łyki i powoli pragnienie zostało zaspokojone,a w pomieszczeniu zaczęło się robić naturalnie ciepło za sprawą silnie świecącego i grzejącego słońca, które w lutym jest już dość wysoko i w południe przy bezchmurnym niebie jest po prostu fantastycznym kaloryferem. Wstał na chwilę i poszedł na balkony na wyższe kondygnacje domu, aby przyjrzeć się górom - jak prezentują się w słońcu, ale były mocno przymglone i widoki nie były jakoś specjalnie porywające, że postanowił nie iść jednak na polowanie z aparatem fotograficznym.

Wrócił do piwnicy i siadł z powrotem na miękkim gąbczastym krześle z siedziskiem obciągniętym przyjemnym misiem. Na sąsiednim krześle poruszyła się kotka CIri, przeciągnęła się i zeskoczyła na podłogę.
- Mirek wypuść mnie na pole - powiedziała przeciągle ziewając i naciągając mięśnie przednich nóg.
- Co Cię tam ciągnie takiego? Przecież jest z minus dziesięć stopni?
- Zawsze jednak tam coś się dzieje, można pochodzić swoimi ścieżkami, ale można komuś celowo nacisnąć na odcisk, a wtedy dzieje się i widzisz nas jak ganiamy się dookoła domu. Życie bez psikusów i dróg pod prąd oraz świadomego prowokowania losu jest jak kwaśnica bez wieprzowiny albo gorzej bez kiszonej kapusty. Kto jak kto, ale ty wiesz przecież o tym najlepiej. Idę więc poprowokować Barbora czy Szarocie zagrać na nosie he he he.
- Czyli własnej matce idziesz dokuczyć ?
- No pewno, niech coś ma z życia, a nie tylko polowania i polowania, a miedzy nimi kocięta i kocięta.
- No, a powiedz mi co się z nimi dzieje?
- Cóż, Adaś jak widzisz przeżył i ma się dobrze, a reszta moich dziesiątek braci i sióstr, to tak jak w piosence Grabarza- "o czym szumią wierzby, lepiej jest nie wiedzieć". Ale choć idziemy. Szkoda dnia.

Podniósł się i poszedł do drzwi , po czym Ciri wybiegła na zachodni ogród pełen skrzącego się w słońcu śniegu. Wrócił i ponownie usiadł na krześle. Chwycił uchwyt i podniósł kufel do ust, a w tym samym momencie usłyszał głośne kocie wrzaski. Zamknął oczy, pod powiekami ukazała mu się seledynowo -złota tarcza, jakby cyferblat zegara, ale nie było wskazówek, jednak o z tego zaczęły się wyłaniać relaksacyjne obrazy , jasność których była tłem i źródłem skupienia, zaczął modlić się:
- Ojcze nasz...

297 734 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!