Menu
Gildia Pióra na Patronite

Przyjaźń

Spero

Spero

Najdroższa.
Siedziałem samotnie przez wiele godzin, niemo wpatrując się w drzwi od sali operacyjnej. Czasami wstawałem, szedłem wzdłuż korytarza i znów wracałam na swoje zielone, plastikowe krzesełko. Ukrywałem twarz w dłoniach, szarpałem włosy i, pozbawiony głosu, krzyczałem. Twój mąż siedział obok, jakby sparaliżowany, zaciskając kurczowo pięści.
Powtarzałem sobie nieustająco, że niedługo się zobaczymy, że jeszcze kilka minut i znów ujrzę twoją twarz...
Najdroższa, pęka mi serce. Z tak wielu powodów. Z braku czasu, z niemocy, z bezradności. Jednak najmocniej łamie mi je żal za własną odwagą, by napisać ten list o wiele wcześniej.
Było tak wiele chwil, podczas których mogłem się odezwać. Zamiast tego stałem milczący. Oglądałem twoje szczęście, twoje porażki i błędy. Przypatrywałem się, gdy się zakochiwałaś i gdy łamano ci serce. Byłem tam zawsze, tuż koło ciebie, chwytając cię za rękę, gdy traciłaś równowagę, cierpliwy, gdy krzyczałaś.
Uwielbiałaś mówić. Opowiadałaś, rozmawiałaś, wykrzykiwałaś. Nigdy nie milkłaś. Zadałaś tysiące pytań, jednak nigdy nie zadałaś mi tego najważniejszego.
Powiedziałaś mi, gdy tylko się poznaliśmy, że wierzysz w przyjaźń damsko-męską. Nie zapytałaś mnie, czy ja również. Gdy nazwałaś mnie "przyjacielem", założyłaś, że jesteś moją przyjaciółką. Zawsze powtarzałaś, że nie zakochasz się w swoim przyjacielu, lecz mnie nie spytałaś. Powtarzałaś swoje opinie, wierząc, że je podzielam.
Zabrakło mi odwagi, by zaprotestować. Byłem zbyt dumny, by przyznać się sam przed sobą, że mógłbym pokochać rudą, roztrzepaną dziewczynę, która poznałem w piaskownicy... Byłem przecież taki ważny! Popularny w szkole średniej, uwielbiany przez dziewczyny na uczelni, obdarzany uśmiechami koleżanek z pracy... Byłem rozpoznawany, dobrze sytuowany, wygadany i samotny. Czekałaś na mnie po cichu pod drzwiami klasy, w parku na przeciwko uniwersytetu i w kawiarni biurowca. Patrzyłem, jak piękniejesz. Jak twoje rude włosy z krótkich, nastroszonych kosmyków przemieniają sie w gładkie fale. Jak piegi bladną, z wiekiem dodając ci jedynie dziewczęcego uroku. Jedynie twoje oczy - wiecznie uśmiechnięte - pozostały bez zmiany. Były dla mnie niczym przystać w pochmurne dni, przypomniały o domu i chwilach dziecięcej beztroski.
Wierzyłem, że zawsze będziesz obok. Chciałem, żebyś na mnie czekała, po cichu, blisko.
A potem się zakochałaś... Nie zmieniłaś się, wciąż znajdując dla mnie czas i wiernie wysłuchując. To ja się zmieniłem, stając się zazdrosny. Zaczęliśmy kłócić się o wszystko z nim związane - wasze wspólne wakacje, wasz ślub i wspólne mieszkanie, o imię dla waszego pierwszego dziecka... Nie mogłem znieść brzmienia jego imienia, sposobu, w jaki cię obejmował.
Ożeniłem się zaledwie dwa lata po tobie. Myślę, że kochałem swoją żonę w taki sposób, w jaki da się kochać kogoś, kto przywrócił nam radość. Byłem jej wdzięczny. Nigdy nie chciałem jej zawieść ani rozczarować, sprawić bólu. Jednak ona była mądrzejsza. Zostawiłam mnie po trzech latach, na pożegnanie całując delikatnie w policzek. Powiedziała mi wówczas, bym nie rozpaczał, że ona rozumie - nie da się nikogo zmusić do miłości. Ona wiedziała coś, czego sam przez wiele lat nie potrafiłem zrozumieć.
Znów zostałem sam, bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Nie mogłem znieść nawet twojego towarzystwa! Byłem zirytowany, pełen nienawiści do świata i żalu do ludzi.
Wytrwałaś przy mnie. Trzymałaś mnie za rękę, nie pozwalając się rozpaść.
Najdroższa... Chciałbym zamilknąć. Chciałbym nigdy nie zrozumieć i nigdy tego nie dostrzec. Być może wówczas mógłbym nie złamać ci serca i nie zawieść twojej wiary.
Pokochałem cię wbrew sobie i wbrew tobie. Kochałem cię od samego początku, wykrzywiając usta, gdy nazywałaś mnie przyjacielem. Nigdy nie chciałem być twoim przyjacielem. Pokochałem dziewczynę w podartej bluzce i przetartych spodniach. Pokochałem kobietę, która nigdy nie przestała we mnie wierzyć.
Wybacz mi. Wybacz mi, że nie potrafiłem powiedzieć ci tego wcześniej, okłamując cię przez tyle lat. Wybacz, że nie potrafiłem zachować tego dla siebie.
Zostało nam tak mało czasu... Tak niewiele wspólnych chwil. Będę siedział dalej przy twoim łóżku na zielonym, plastikowym krzesełku. Będę obserwował, gdy on całuje twoją twarz i trzyma mocno twoją wątłą dłoń. Tak jak ty przez wiele lat, będę cichym obserwatorem waszej miłości.
Najdroższa... Ukochana. Nigdy nie byłaś moja przyjaciółką. Byłaś moją opoką, ramieniem, miłością i nadzieją, lecz nigdy przyjaciółką. Byłaś dla mnie najważniejsza, chociaż nigdy nie potrafiłem ci tego tak naprawdę okazać.
Proszę, nie mów nikomu o tym liście. Zabierz moją miłość ze sobą. Pozwól, aby moje serce znów się złamało, bym mógł znienawidzić świat i siebie za bezradność.
Ta choroba... Ta choroba, która stała się przyczyną mojej spowiedzi. Która mi cię wydziera, pozbawia czasu i nadziei na inne zakończenie... Nie bój się, ona cię nie zabierze. To nie będzie twoja śmierć. Ty przeżyjesz, bo ludzie których kochamy nie potrafią umierać. Nigdy nie zabłądzisz i się nie pomylisz. Nigdy nie odejdziesz. Będziesz żyła.
Najdroższa.
Wybacz mi tchórzostwo.
Wybacz mi moją niemoc i milczenie.
I jeśli potrafisz... wybacz mi, że cię kocham.

Twój przyjaciel

15 712 wyświetleń
178 tekstów
20 obserwujących
  • Gaia

    16 October 2012, 21:06

    Piękna wzruszająca proza. Słowo, które trafia prosto serce, szarpie gardzioło i pozostawia trwały ślad. Bardzo trwały. Gratuluję :)

  • Sheldonia

    16 October 2012, 13:41

    Uwielbiam...

  • I.Anna

    16 October 2012, 12:53

    to tak bardzo tragiczne i bolesne, głębokie i pouczające
    dziękuję, chociaż nie wiem czy powinnam

  • Albert Jarus

    16 October 2012, 08:43

    To chyba najpiękniejszy list jaki tu czytałem...
    strasznie rozczulający i pełen bólu... Takiego bólu z jakim można żyć, nie gorycz lecz coś na kształt największego piekna...
    ie wiem, słów brakuję. Chylę czoła.
    Godne przeczytania... zachowania...