Menu
Gildia Pióra na Patronite

Ławka

Anabella

Na bezchmurnym niebie majestatycznie królowało słońce. Starało się ogrzać swoimi promieniami każdy zakątek ziemi. Najwięcej problemu zawsze przysparzały mu parki i lasy. Tam promienie napotykały opór ze strony igliwia, liści i gałęzi. Czasami z pomocą przychodził lekki wietrzyk, który uwielbiał ścigać się sam ze sobą pomiędzy drzewami. Rozchylał ciasno zbite krzewy, odchylał liście. Przypominało to zabawę w berka, kiedy z jednej strony powstawała wolna przestrzeń i uradowane słońce posyłało tam promienie, wtedy w innym miejscu listowie zbijało się szczelnie osłaniając ziemię. Do pewnego czasu te igraszki bawiły młodego Heliosa lecz jak na młodzieńca przystało, szybko ulegał zniecierpliwieniu. Widząc, że nie uda mu się wygrać z lasem, chował swoje urażone oblicze za chmurą.

Park przy ulicy Słowiczej również uwielbiał takie przekomarzania ze słońcem. Drzewa prześcigiwały się w rozpościeraniu swoich gałęzi. Dumnie prezentowały korony niczym pawie pokazujące barwne ogony w okresie godowym. Każdy liść był starannie rozłożony, każda igiełka na swoim miejscu.
Tej wiosny wszystkie barwy były bardziej intensywne niż dotychczas. Park przy Słowiczej przyciągał ludzi w wyjątkowy sposób. Zieleń koiła zmysły zmęczone gonitwą dnia codziennego tych, którzy tam przebywali. Otulała swoimi łapkami podobnie jak żabka gałązkę, na której siedziała polując na muchę. Błękit nieba przypominał lazur wód z dalekich Wysp Kanaryjskich.
Na skalnikach i klombach kwiaty prezentowały przechodniom swoje płatki. Każda roślina pokazywała się z jak najlepszej strony. Narcyzy stały w szeregach na baczność, fiołki starannie dobrały dwubarwne sukienki. Niebieskie szafirki przypominały fantazyjną, kobiecą biżuterię, stokrotki urzekały niewinną bielą. Magnolie na przemian z jaśminem upajały intensywnym zapachem. Forsycja pragnąc przypodobać się słońcu przystroiła się w żółtą kreację z płatków.
Ścieżki były zawsze starannie zamiecione, trawa równo przystrzyżona, liście wygrabione. Zdarzało się niekiedy, że zabłąkał się papierek po cukierku.
O każdej porze roku park ten oczarowywał swoim wyglądem. Wiosną, gdy przyroda budziła się z zimowego snu, miejsce sto stopniowo nabierało barw. Drzewa i krzewy rozprostowywały gałęzie niczym człowiek po przespanej nocy przeciągający się w łóżku.
Kiedy przychodziło lato, przyroda roztaczała przed człowiekiem cały swój urok. Każdy kwiat w pełnej okazałości przyciągał uwagę i zdobił przydzielone mu przez ogrodnika miejsce. Wtedy można by przyrównać park do dziewczyny, która idzie na spotkanie z ukochanym i ubiera się w najlepszy strój jaki posiada.
Jesienią park przypomina paletę malarską, na której artysta mieszał różnorakie barwy. Miejsce to wówczas można było także przyrównać do kobiety ubranej w złoto-brązową suknie balową, która zakłada czerwony szal na ramiona. Szyja zdobi naszyjnik z jarzębiny, a w uszach wiszą kolczyki z muchomorów.
Zima podobna jest do panny młodej, która ubrana jest w wymarzoną białą suknię, okrytą koronkami ze szronu, a w dłoniach trzyma bukiet z płatków śniegu. Stopy ozdobione są pantoflami z lodu.
Park przy Słowiczej przyciągał wielu ludzi. Każdy znajdował tu coś dla siebie. Starsze osoby z chęcią odpoczywały przy fontannie znajdującej się w samym centrum. Po lewej stronie był ogrodzony plac zabaw dla dzieci.
Dzieciaki od rana do wieczora przebywały tam na świeżym powietrzu. Najczęściej grały w piłkę, chowały się w różnych miejscach albo bawiły się w podchody. Do jednej z ulubionych zabaw należało również rysowanie kredą po chodniku. Największym powodzeniem cieszyły się drewniane koniki na sprężynach. Można się było na nich kołysać w przód i w tył. W dalszej części placu stały huśtawki, drewniany domek z wieloma udziwnionymi wejściami, linami, mostami, dwie zjeżdżalnie, ogromna piaskownica, a także karuzela. Mamy mogły spokojnie obserwować swoje pociechy siedząc w pobliżu na ławkach.
Kobiety te różniły się pod wieloma względami. Jedna z nich na wszelkie sposoby próbowała zmusić swoje dzieci do opuszczenia placu zabaw. Kiedy chwyciła jedną dziewczynkę za rękę, chłopiec wyrwawszy się podbiegł do karuzeli. Widać było, że jest bliska płaczu. Nie potrafiła poradzić sobie z własnymi pociechami. Kto wie, może musiała szybko udać się do domu, aby zdążyć na druga zmianę do pracy? A może chciała przygotować obiad dla utrudzonego męża, wracającego niebawem z pracy? Dzieciaki nie potrafiły zrozumieć matki, skutecznie doprowadzając ja do kresu wytrzymałości. Skończyło się na klapsach, płaczu i nerwowej atmosferze.
Na ławce koło drewnianego domku siedziała bardzo elegancka kobieta. Siedziała dość sztywno, wyprostowana jak struna. Strój był dopasowany idealnie, nie było mowy o jakimkolwiek przypadkowym doborze fasonu i koloru. Wszystko zgadzało się z najnowszymi trendami mody. Bacznym wzrokiem obserwowała swojego trzyletniego synka, który z wyjątkową rozwagą wsypywał piasek do wiaderka. Chłopczyk siedział na kocyku aby w żadnym wypadku nie pobrudził swoich eleganckich sztruksowych spodenek i koszulki w krateczkę. Jego matka z pogardą spoglądała na pozostałe maluchy, które tylko biegały z umorusanymi czekoladą buźkami i hałasowały. Było coś smutnego w tym obrazku, gdyż ten grzeczny chłopczyk tak jakby chciał dołączyć do pozostałych maluchów, ale coś (lub ktoś) go hamowało.
Nieopodal siedziała inna kobieta. Była młoda, ubrana w szary dres. Przyszła na plac zabaw ze swoja czteroletnia córeczką. Jej mała pociecha rysowała kwiatki na chodniku. Obok niej leżały dwie lalki przystrojone w różowe suknie balowe. Jej mama przyglądała się ze uwagą, jakiś spokój bił z jej twarzy. Pomimo podkrążonych oczu, które prawdopodobnie były oznaka zmęczenia, oblicze było pogodne, uwieńczone ciepłym uśmiechem. Do tej kobiety po niedługim czasie dołączył jakiś mężczyzna. Z gestów można było wywnioskować, że jest to ktoś bliski, kto wie, być może mąż lub życiowy partner. Podarował jej bukiet róż i usiadłszy obok niej na ławce i objął ją ramieniem. Dziewczynka obserwowała swoją mamę, pomachała parze i dalej tworzyła swoje małe dzieło sztuki. Emanowała od nich radość i swego rodzaju spełnienie. Hipnotyzowali swoja postawą. Ciężko było oderwać od nich wzrok.
Dało się zauważyć, że obserwowała ich również inna młoda dziewczyna. Siedziała w zacienionym miejscu. Była w ciąży. Widać było wyraźnie zarysowany brzuch. Ubrana była dość skromnie, żeby nie powiedzieć ubogo. Buty były mocno sfatygowane, rozciągnięty trykot był poprzecierany w kilu miejscach. Włosy miała lekko przetłuszczone, związane w tak zwanego kucyka. Siedziała skulona, tak jakby chciała stać się niewidoczna albo nie chciała przeszkadzać swoją obecnością i psuć miłej atmosfery panującej na placu. Przyglądając się jej dłużej wydawało się, że lekko kiwa się w przód i w tył. Patrzyła to na dzieci, to na ludzi wokoło. Nikt nie zwracał na nią uwagi.
Codziennie plac zabaw wypełniony był śmiechem dzieci. Jednak nie na tym placu kończył się park.
Było też takie jedno wyjątkowe miejsce. Znajdowało się na uboczu. Wyglądało to trochę tak, jakby nie chciało się narzucić swoją obecnością. Nie chciało psuć wizerunku nienagannie zadbanego parku. Ten zakątek był zacieniony. Chodnik układał się nierówno, niektóre płytki były popękane. Na trawniku zamiast kwiatów rosły chwasty. Pomimo zaniedbanego wyglądu, w tym miejscu było coś magicznego.
Rosły tam dwa dęby. Czas odbił na ich korze swój ślad. Stały jednak niewzruszone mimo wielu burz, wichrów, dreszczów. Dzielnie znosiły upały. Ich gałęzie splatały się ze sobą niczym dłonie spacerującej pary.
Pomiędzy dwoma drzewami stała mała, drewniana Ławka. Nie narzucała się nikomu swoim wyglądem. Wręcz wstydliwie starała się ukryć odpękującą farbę w cieniu dębów, za wysoko rosnącą trawą. Deski, z których była wykonana, spróchniały pod wpływem czasu i warunków atmosferycznych. Bluszcz oplatał nogi i niektóre klapki. Można było odnieść wrażenie, że stara się, aby ta Ławeczka się nie rozpadła.
Ławka miała tu święty spokój. Codziennie wypoczywała w cieniu gałęzi. Gdy padał deszcz dęby starały się jak najdokładniej Ją osłonić. Trawy zarastały ścieżkę, jakby chciały utrudnić do Niej dostęp. Przyroda pragnęła się Nią zaopiekować postępując jednak samolubnie. Nie zdawała sobie sprawy, że Ławka chciała zostać zauważoną.
Kiedy siedemdziesiąt lat wcześniej architekt projektował parkowe aleje, ustawił Ławkę przy fontannie. Jej świeżo pomalowane i polakierowane deski dumnie się prezentowały, zachęcając by na Niej usiąść i odpocząć. Obok Niej stały również inne ławeczki. Ludzie chętnie na Niej przebywali. Uwielbiała przysłuchiwać się rozmowom. Stawała się niejednokrotnie powiernikiem sekretów, świadkiem kłótni bądź romantycznych wyznań. Nie przepadała za dziećmi. Te często po niej skakały, oddzierały farbę, pisały po Niej flamastrami. Najgorzej jednak znosiła przyklejanie gum do żucia.
Marzyła czasami, aby wyrastały na niej kolce, które skutecznie odstraszały rozwrzeszczane bachory, a chowałaby je, kiedy osoby dorosłe siedząc na Niej zechciałby przeprowadzić rozmowę.
Z czasem Ławeczka podupadła. Coraz gorzej wyglądała. Już nie pomagały renowacje. W końcu ktoś wpadł na pomysł, aby postawić w parku ławki w całości wykonane z metalu. Miało to ponoć unowocześnić wygląd tego miejsca.
Pracownicy parku zaczęli powoli wywozić wszystkie drewniane ławki, które uprzednio rozmontowywano, a drewno przeznaczano na opał.
Gdy przyszła kolej na Ławkę, jeden z pracowników zaproponował, żeby przenieść Ja w inny koniec parku. Wspomniał, że rosną tam dwa dęby. Przechodząc z żoną pomiędzy nimi, pomyślał, że dobrze by było, gdyby stała tam ławka, na której można by na chwile usiąść.
Tak też się stało. Ławka została przeniesiona. Grzecznie przywitała się z dębami. One również uradowały się na widok nowego „gościa”. Na początku cieszyła się, że w ogóle tu trafiła. Na samą myśl o tym, co spotkało Jej towarzyszki, aż drzazgi drżały. Miała chwile wytchnienia od dzieciaków, które już Jej nie niszczyły. Wsłuchiwała się w szum liści drzew, ptaki wymyślały dla niej coraz to nowsze pieśni. Często przyfruwały, siadały na Nią. Odwiedzały Ja również wiewiórki. Małe, rude stworzonka lubiły bawić się na Ławce. Czesały swoje puszyste ogonki, zakopywały orzechy przy Jej nogach.
Po pewnym czasie Ławka zaczęła się jednak nudzić. Ludzie o niej zapomnieli. Nikt nie docierał do tego zakątka parku. Ograniczali się do wizyt na placu zabaw i miejsca przy fontannie. Ławka gdyby tylko mogła to by się rozpłakała. Tęskniła za gwarem ludzkich rozmów. Czuła się niepotrzebna. Nikt o Nią nie dbał, nikt Jej nie zauważał. Żaden z pracowników Jej nie odnawiał. Tylko przyroda się Nią opiekowała. Potraktowała Ją już jako swoją własność. Ta część parku zaczynała żyć według swoich zasad. Trochę buntowała się wobec ładu panującego wokół.
Tamtego dnia samotność Ławki miała się zakończyć. Było niezwykle ciepło. Trawa zachwycała wyjątkową zielenią. Dęby były radosne, jak nigdy do tej pory. Ptaki widząc wcześniej, że Ławeczka z każdym dniem jest coraz bardziej smutna, postanowiły Jej codziennie towarzyszyć. Na dziś miały przygotowany wyjątkowo ujmujący repertuar.
Nagle dało się słyszeć kroki. Przyroda wyostrzyła wszystkie swoje zmysły. Drewniane serce Ławki zabiło mocniej. Podszedł do niej młodzieniec. Ubrany był w spodnie na kant, koszulę. W powietrzu, oprócz zapachu kwiatów, dało się wyczuć zapach wody kolońskiej. Usiadł i zaczął nerwowo spoglądać na zegarek. Obok siebie położył białą różę. Ławka odczuwała zdenerwowanie udzielające się od siedzącego na niej młodego mężczyzny. Po chwili znów dało się słyszeć kroki. Obok młodzieńca usiadła się dziewczyna. Miała na sobie granatową sukienkę w białe grochy. Włosy miała zaczesane w kok. Na szyi błyszczał naszyjnik z perełek, na prawej ręce bransoletka, a w uszach kolczyki.
Ławka czekała ze zniecierpliwieniem na rozwój wydarzeń.
Młodzieniec, jakby wyrwany z zamyślenia, poderwał się i podał dziewczynie różę. Ona roześmiała się, a jej policzki się zaróżowiły.
Siedzieli na Ławce cztery godziny. Rozmowom nie było końca. Śmiali się w głos. Co jakiś czas spojrzenia młodych spotykały się, by po chwili gwałtownie zwrócić się w przeciwnym kierunku. Dłonie początkowo oparte na siedzeniu, przysuwały się ku sobie. W końcu i ich wędrówka się zakończyła. Splotły się w uścisku. Dziewczyna po chwili wysunęła swoją dłoń, ale nie przestawała się uśmiechać do młodzieńca. Pożegnali się w serdecznym uścisku.
Ławka jeszcze przez dłuższy czas czuła ciężar obojga ludzi. Był to niezwykle miły ciężar. Bała się, że już nikt więcej nie przyjdzie na Niej usiąść. Chciała, aby tamta chwila się nie kończyła. Ptaki nie przerywały swojego śpiewu. Trawa potargała swoją zielona czuprynkę.
Ku zdziwieniu i radości Ławki para spotykała się przez piec kolejnych dni. Znów mogła przysłuchiwać się rozmowom, upajała się dźwięcznym śmiechem młodych ludzi.
Piątego dnia wydarzyło się coś, co zdumiało Ławkę. Młodzieniec podczas rozmowy zaczął się przysuwać do dziewczyny. W pewnym momencie objął swoimi wargami usta panienki. Ona odwzajemniła, jak później usłyszała Ławka, pocałunek.
Spotkania na Ławce stały się już tradycją. Młodzi praktycznie tylko tam się spotykali. Na jednej z randek chłopak wyciągnął scyzoryk. Zaczął wydrążać na oparciu Ławki serce z inicjałami swoimi i swojej dziewczyny. Ławka znosiła cierpienie z pokorą. Uznała, że to znak i przypieczętowanie związku dwojga ludzi, którzy o Niej pamiętali i tylko oni Ją odwiedzali. Czuła się bardzo ważna. Z dumą później prezentowała owy „tatuaż” zaciekawionym wiewiórkom.
Był też dzień, kiedy dziewczyna przyszła, usiadła na Ławce i zaczęła płakać. Ławka słuchała z uwagą płaczu, jakby chciała pocieszyć młodą kobietę. Dęby skłoniły niżej gałązki, sprawiając wrażenie przyjacielskiego objęcia ramieniem. Chłopak przybiegł po pewnym czasie. Usiadł się na drugim końcu Ławki. Siedzieli w milczeniu. Po chwili para zaczęła się kłócić. Ławka nie rozumiała co się dzieje. Cichutko skrzypiała, chcąc przerwać tą słowną przepychankę. Kiedy ludzie skończyli kłótnię, każde poszło w swoją stronę.
Przez następne dni nikt nie przychodził. Ławka przestraszyła się, że znów zostanie sama. Gdyby tylko potrafiła mówić ludzkim językiem, może udałoby się jej pogodzić młoda parę i wszystko wróciłaby do normy. Oni cieszyliby się sobą, a Ona miałaby nadal dwójkę przyjaciół.
Pogoda jakby również opłakiwała ten czas. Deszcz kropił od rana do wieczora. Ciężkie, ołowiane chmury szczelnie zasłoniły niebo. Słonce schowało swoją smutną twarz. Z każdym dniem i kroplami deszczu odpadały z desek Ławki kawałki farby.
Po tygodniu Ławka straciła już nadzieję, że kiedykolwiek ktoś przyjdzie i dotrzyma Jej towarzystwa. Bardzo zmizerniała.
Wtem usłyszała znajome kroki. Zza dębów wyłoniła się znajoma para. Chłopak czule obejmował dziewczynę. Nie było widać, żeby czuli do siebie jeszcze jakąś urazę. Dziewczyna trzymała w ręku białą różę, którą jak co spotkanie podarowywał jej chłopak. Spoczęli na Ławce. Ta radośnie zaskrzypiała. Chłopak delikatnie pogładził deseczki i powiedział dziewczynie, ze jutro odmaluje tą Ławkę. Zrobił coś jeszcze, czemu Ławka przyglądała się ze zdziwieniem rozrzewnieniem.
Młodzieniec uklęknął przed dziewczyną i wyciągnął z kieszeni marynarki małe pudełeczko. Powiedział jej, że ją kocha i czy ona zechciałaby zostać jego żoną. Na te słowa młoda kobieta się rozpłakała, ale kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Chłopak wyciągnął z pudełeczka złoty pierścionek i wsunął go na palec wybranki. Po czym para mocno się przytuliła i zaczęła się całować.
Ławka wyczuwała, że zdarzyło się cos niezwykłego. Cieszyła się również na samą myśl, że Jej podniszczone deski zostaną pomalowane. Nie mogła się tego doczekać.
Młody mężczyzna zjawił się następnego dnia z puszką farby, pędzlem i papierem ściernym. Z niezwykła precyzją i delikatnością zeskrobał resztki farby i nałożył nową warstwę. Ławka poddawała się zabiegowi z przyjemnością niczym człowiek podczas relaksującego masażu.
Znów rozpoczęły się spotkania w zapomnianym dla innych zakątku parku. Odnowiona Ławka cieszyła się z najdrobniejszych rzeczy. Zapamiętywała każdą rozmowę, każdy dotyk, każdy pocałunek. Nie przeszkadzało Jej, że czasami para robiła sobie kilkudniowe przerwy w odwiedzinach Ławki.
Po roku czasu znów wydarzył się niezwykły dzień i niezwykłe spotkanie z zaprzyjaźnioną parą. Kobieta ubrana była zupełnie inaczej niż dotychczas. Miała długą, białą suknię. Włosy mimo, że upięte jak zwykle w kok, przyozdobione były białym, koronkowym materiałem. W dłoniach trzymała nie jedną, a cały bukiet róż. Mężczyzna miał założony czarny garnitur, białą koszulę. Towarzyszył im jeszcze inny mężczyzna. W ręku trzymał dziwne urządzenie, które wydobywało kliknięcie. Kilkakrotnie siadali i wstawali z Ławki, co Ją niezwykle bawiło. Pomyślała sobie, że to może rodzaj jakiejś nowej zabawy. W końcu kiedyś obserwowała różne harce dzieciaków na placu zabaw i przy fontannie.
Wszystko wróciło do normy. Tylko spotkania stały się rzadsze. Ławka pomyślała, że może dlatego, że Jej przyjaciele dorośli i znudzili się ciągłymi odwiedzinami Jej. Tęskniła, później cieszyła spotkaniem i znów tęskniła. Jedynie dęby stały niewzruszone, dotrzymując Jej cały czas towarzystwa.
Z czasem Ławka zauważyła, że Jej przyjaciółka ma coraz większy brzuch. Czuła jej ciężar, który z czasem się zwiększał. Mężczyzna czule gładził ten brzuch, czasami go całował.
Dziwne są obyczaje ludzi- pomyślała Ławka.
Po upływie niecałego roku do pary dołączyło malutkie dziecko. Kobieta przychodziła wraz z mężczyzną, który pchał wózek. Nie miała już dużego brzucha. Znów prezentowała na swojej szczupłej sylwetce różne sukienki. Siadali na Ławce. Wyciągano wtedy małe, kwilące zawiniątko, w którym znajdowało się dzieciątko i podawano mu butelkę z mlekiem. Później wkładano z powrotem do wózka uciszone maleństwo. Para długo wpatrywała się w dziewczynkę. Rozmawiali między sobą szeptem.
Ławka dziwiła się również temu, ze pomimo Tylku wcześniejszych spotkań, przegadanych godzin, ci ludzie nadal mają o czym ze sobą rozmawiać. Wyczuwała, że są to wyjątkowe chwile, więc i Ona chłonęła wszystko, starając się nie uronić ani sekundy z czasu jaki spędzają wspólnie.
Lata mijały. Dziecko wyrosło na urodziwą, młoda damę. Ławka polubiła ją tak samo, jak jej rodziców. Dęby dawały im upragniony cień podczas upalnych dni, ptaki umilały czas śpiewaniem. Przyroda pogodziła się z tym, że Ławka ma ludzkich przyjaciół, którzy co jakiś czas Ją odnawiali.
I znów powtórzył się dzień, kiedy w białej sukni, lecz tym razem młoda dama, przyszła ze swoim chłopakiem i tym samym mężczyzną ze śmiesznym urządzeniem. Teraz to oni co chwilę wstawali i siadali, a urządzenie pstrykało.
Jednak od tego dnia na Ławkę przychodziła tylko kobieta i mężczyzna. Już nie towarzyszyła im córka. Ławka czuła się, jakby ktoś, do kogo bardzo się przywiązała, oszukał Ją. Bez słowa wyjaśnienia zniknął. Zaczęła znów się bać, że i Jej przyjaciele też Ją opuszczą, znikając nagle i zostawiając Ją samą. Na szczęście przez trzydzieści lat regularnie odbywały się spotkania pod dwoma dębami.
Zarówno kobieta jak i mężczyzna z upływem czasu byli coraz mniejsi, jakby się kurczyli. Zaczęli podpierać się laskami.
Ławka miała również coraz większe szpary między deskami, zaczęła się chybotać. Coraz głośniej trzeszczała, kiedy na Niej siadano i z coraz większym trudem znosiła ciężar starzejących się ciał przyjaciół.
Z czasem tylko mężczyzna zaczął przychodzić o własnych siłach. Pchał przed sobą wózek inwalidzki, na którym siedziała malutka, zgarbiona kobiecina, która w niczym nie przypominała owej młodej dziewczyny, przychodzącej na spotkania z młodzieńcem. Tylko oczy tliły się nadal młodzieńczym zapałem. Twarze obojga były bardzo pomarszczone. Dłonie pokryte były cienką niczym pergamin skórą, która ledwo przykrywała żyły.
Ławka mimo zmęczenia nadal z chęcią i radością przyjmowała w Swoje objęcia przyjaciela. Martwiła się jednak, że spotkania są coraz rzadsze. Przeważnie odbywały się w milczeniu. Staruszkowie trzymali się za ręce. Dziadek ukradkiem ocierał łzy.
Po dwóch miesiącach na Ławkę zaczął przychodzić już tylko staruszek. Ławka znów nie rozumiała, dlaczego kobieta ją opuściła. Znowu bez słowa wyjaśnienia. Nie rozumiała, dlaczego po raz kolejny straciła przyjaciółkę. Szukała winy w sobie. Może nie była już dostatecznie efektowna, by na Niej wypoczywać? Może gdyby stała przy fontannie, to odwiedzałoby ją częściej?
Z dnia na dzień szarzała. Kurczyła się tak samo, jak staruszek, który zaczął sam przychodzić codziennie. O tej samej porze zjawiał się z białą różą, kładł ją na Ławce i ukrywał twarz w pomarszczonych dłoniach. Oprócz szumu dębowych liści słychać było cichutkie łaknie. Ławka wyczuwała, że musiało się wydarzyć coś smutnego. Może kobieta również swojego ukochanego zostawiła bez słowa? Czy postąpiła tak samo, jak z Nią?
Czas upływał. Dzień u dnia odbywały się smutne spotkania dwójki przyjaciół. Jednak mimo ponurego nastroju Ławka nadal cieszyła się, że ktoś o Niej pamięta. Został Jej tylko ten starszy mężczyzna. Czasami mówił sam do siebie, chociaż zdawało się, jakby rozmawiał z kimś siedzącym obok.
Po upływie pół roku nastąpił dzień, kiedy nie przyszedł i staruszek. Ławka zaskrzypiała z przerażenia. Nie… to nie możliwe… to nie może się powtórzyć. Może mężczyzna przyjdzie jutro? Poczekam. On nie mógłby mi tego zrobić. Nie ON. Miała tylko jego.
Niestety następnego dnia również przyjaciel się nie pojawił. Nie przyszedł również w kolejnych dniach.
Co się stało? Przecież tak cierpliwie znosiła w milczeniu płacz mężczyzny. Przez ponad pół wieku była wierną towarzyszką pary. Ona ich nigdy nie zawiodła. Zawsze czekała na nich z utęsknieniem. Dzielnie dźwigała na sobie słodki ciężar kochających się ludzi. I co? Została sama. Mogli już Ją stamtąd zabrać i porąbać na opał. A tak będzie rozpadać się kawałek po kawałku. Zanim całkowicie ulegnie rozkładowi będzie samotnie znosiła upływający czas. Nic nie było w stanie pocieszyć Ławki. Patki starały się jak mogły, ale i one wkrótce odleciały. Tylko dęby trwały wiernie osłaniając Ławkę przed deszczem i nadmiernym słońcem.
Ta wiosna była wyjątkowo piękna. Park eksponował swoje wypielęgnowane ścieżki. Nikt nie zwracał uwagi na zaciemnione miejsce, gdzie rosły dwa potężne dęby, gdzie trawa wysoko porastała przestrzeń pomiędzy nimi.
Nikt nie zauważał Ławki, która skuliła się i wtuliła w miękki bluszcz, całkowicie oplatający jej deski. I tylko od czasu do czasu siadały na niej małe, rude wiewiórki.

1246 wyświetleń
19 tekstów
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!