Menu
Gildia Pióra na Patronite

Legenda o...

Lalanel

Lalanel

Mówi się, że w każdej legendzie kryje się ziarnko prawdy.
Każda historia kiedyś się wydarzyła.
Każda kiedyś się wydarzy.
W każdej możemy odnaleźć siebie.

Istnieją legendy, które mimo że włożone między baśnie, wcale nimi nie są. Są legendy, które opowiadają prawdziwe losy ziemi, ich bohaterowie to nie papierowe marionetki, ale żywe istoty. Legendy, które są zapisem kronikalnym wydarzeń minionych, jednak z biegiem czasu zaczęły zmieniać się na potrzeby ludzi, dokładano aspekty dydaktyczne, wycofywano wszystko co mogło w jakiś sposób zaburzyć ich światopogląd, aż w końcu zmieniały się nie do poznania.
Historia, którą pragnę ci opowiedzieć, wydarzyła się na tyle dawno, by zostać zepchnięta w fantazmatyczny świat baśni. Prawdopodobnie na przestrzeni wieków obrosła w legendę, nabrała uniwersalnego wymiaru – tak niestety dzieje się z każdym traumatycznym wydarzeniem dotykającym ludzkość. Chciałbym żebyś wysłuchała mojej wersji. Nie wiem szczerze mówiąc, w jakim stopniu jest prawdziwa.
Tak ją zapamiętałem.
Odnosi się ona do ciężkich czasów dla ludzi. Do wygnania z raju.

Powiadają, że anioły nie mają wolnej woli. Że są bezmyślnymi sługami Pana. Jednak był czas, kiedy miały one możliwość decydowania o własnym losie.
Było to jeszcze przed Potopem, zanim wszystko zaczęło się na dobre psuć. Bóg zesłał synów nieba na ziemię by ci czuwali nad ludźmi, opiekowali się nimi, wspierali oraz dodawali otuchy w chwilach tej wielkiej próby. Prawda była taka, że Bóg kochał swoje dzieci i jak przystało na kochającego ojca chciał po prostu nauczyć ich Być. Wygnanie z Edenu było tylko pretekstem – jak nie owoc, to gałązka jemioły. Coś musiało się wydarzyć. Rzucił ludzi na głęboką wodę, ale dał im łodzie i wiosła, by mogli popłynąć w stronę utraconego Raju – w Jego stronę.
Anioły miały być cichymi pomocnikami, będącymi zawsze w odpowiedniej chwili tak, gdzie najbardziej ich potrzebowano. Taki stan rzeczy pewnie trwałby po dziś dzień, gdyby nie Cień Pana. Niektórzy powiadają, że to On jest sprawcą wszelkiego zła na świecie, ale to nie prawda.
Prawdą jest to, że cień jest następstwem istnienia światła. Zło jest tylko wynikiem istnienia dobra. Rozumiesz? Chodź, narysuję ci.

W tajemnicy powiem ci, że absolutne zło ani dobro nie istnieje, nawet On, albo jego Cień oscylują gdzieś pomiędzy tymi znakami.
No dobrze, wróćmy do naszej historii.
Antykreator patrząc na swojego brata – pełnego dumy i zadowolenia – podważył wierność i oddanie aniołów. Nie posiadają wolnej woli, więc nic im nie pozostaje innego jak służyć i chwalić Twój majestat. Powiedział z przekonaniem cień. Gdyby było inaczej, odwrócili by się od Ciebie, Dobrze o tym wiesz, bracie – dlatego ich nią nie obdarowałeś. Stwórca wszechrzeczy potraktował to jako osobistą obelgę oraz wyzwanie, które koniecznie musiał podjąć. Tak właśnie anioły otrzymały wolną wolę.

— Ale to chyba nie koniec?

Nie to dopiero początek. Kiedy dostajesz coś czego bardzo pragnąłeś całą wieczność, tracisz rozum. Wariujesz. Niestety właśnie to się stało się z aniołami, zawsze zadawali sobie pytanie, dlaczego człowiek może sam o sobie decydować, a oni są skazani na wieczne wypełnianie Jego woli. Antykreator doskonale to wiedział, dostrzegał ziarenko niezadowolenia które kryło się gdzieś w głębi każdego z świetlistych. Skrzydlate dzieci zakochali się w ziemskich niewiastach, związali z nimi i spłodzili dzieci.

— Skoro je kochali, to przecież nic złego. Zawsze mówiłeś, że miłość wszystko tłumaczy. O ile jest szczera, czysta i prawdziwa.

Nie wiem, czy Bóg rozważał to w takim kontekście. Był wściekły, bo Cień miał rację. Widzisz, z związków aniołów i ludzi narodziły się niezwykle istoty. I uwierz mi, to wcale nie były olbrzymy pełne dzikiej złości pożerające i niszczące wszystko co spotkają na swojej drodze. Nefilim – tak nazwano hybrydy – z wyglądu przypominały ludzi. Nie posiadły skrzydeł, ani anielskiej aury, ale były na swój sposób wyjątkowe. Mimo swojej cielesnej słabości zawsze były gotowe pomagać wszystkim, którzy tego potrzebowali, a ludzie często z tego korzystali. Sądzę, że było to ich przekleństwem.

— Dlaczego?

Każdy Nefil potrzebował akceptacji. Czuł się inny, więc robił wszystko, by mimo tego zostać zaakceptowanym. Chcesz wiedzieć jak się to skończyło?

— Co? Ach, tak zamyśliłam się. Chcę. Oczywiście, że chcę.

Bóg zesłał na ziemię Potop. Przez ponad miesiąc deszcz padał dzień w dzień. Miarowo, niezmiennie. Było mokro i ponuro, niektórzy zapomnieli jak wygląda słońce i stracili nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze je zobaczą. W ustach dało się wyczuć wilgotny smak ziemi, powietrze pachniało błotem i mokrą trawą. Wszystko było rozmyte, straciło swoją formę, przybrało kształt kropli wody.
Woda zniszczyła wszystko. Pola, lasy, domy. Po 40 dniach nie było nic. Z potopu ocalała garstka ludzi – garstkta szczęśliwców, która nie straciła nadziei do ostatniej chwili. Trzymali się razem. Była wśród nich pewna brzemienna kobieta...

— Brzemienna? A ojciec? Tylko, proszę nie mów mi nic o niepokalanym poczęciu, przyjściu zbawiciela, ani o niczym podobnym.

Nic z tych rzeczy – mylisz historie. Ojcem był Nelchael, jednak on i jemu podobni na czas potopu uciekli w czeluści piekielne burząc za sobą każdą bramę łączącą się z ziemią. Opowieść o ‘upadku’ właśnie tutaj się kończy, ale nie bez powodu wspomniałem o kobiecie, której udało się przetrwać. Widzisz, ludzie od tej pory nie chcieli mieć nic wspólnego z Skrzydlatymi. Całą winę zrzucili na nich, gdyby wiedzieli, że uratowali ich potomka...
Ale nie wiedzieli.
Lilach urodziła kilka miesięcy później, podczas jednej z deszczowych nocy. W tym czasie padało bardzo intensywnie przez kilka dni. Lilach obawiała się, że to przez jej dziecko. Że przez jej małą córeczkę na ziemię znowu zostanie zesłana powódź. Zanim deszcz przestał padać, kobieta umarła zostawiając dziecko pod opieką swojej matki - Rachel. Dziewczynka otrzymała imię Rut by nigdy nie była sama.
Dorastała wśród ludzi, będąc jednym z nich, gdzieś na uboczu, zawsze z tyłu zawsze z boku. Tylko raz na jakiś czas, kiedy ktoś potrzebował pomocy wychylała skromnie głowę przed szereg podnosząc rękę na ochotnika.
Rut nigdy nie zapytała się o ojca, ani o matkę. Gdyby się nad tym zastanowić, nigdy o nic nie pytała. Starała się nie stwarzać problemów.
Pewnego dnia można było pomyśleć, że się zmieniła. Otworzyła na świat i ludzi. Wielu się na to nabrało. Zielony śmiech rozbrzmiewający z jej ust był wystarczającym powodem, żeby wierzyć.

— Potrzebuje ciebie, bądź ze mną. Twój śmiech jest dla mnie niezbędny by żyć. – To były słowa które Rut chciała koniecznie usłyszeć i które w końcu usłyszała. Prawdopodobnie była szczęśliwa. Gdzieś tam w środku wiedziała, że to rozwiązanie tymczasowe, że człowiek z reguły szybko nudzi się drugim, że niedługo usłyszy „Jesteś mi zbędna” ale na tą chwile była zadowolona z zaistniałej sytuacji. Była z kimś, dla kogo była ważna, była blisko innej osoby. Co więcej mogło się liczyć?

Rut uwielbiała straszne historie. W każdą pełnię siadała przy ognisku w oczekiwaniu na straszną przygodę. Najbardziej podobały jej się te o złych duchach, które później prześladowały ją w snach, ganiając po całej krainie lęków.

To był stary, powykrzywiany czasem las.
W jego centrum stała mała biała chatka,
do której nie prowadziła żadna ścieżka.
Szła między konarami, bosymi stopami
stąpając delikatnie po mokrej i zimnej ściółce.
Ściany wnętrza były białe, korytarz był biały
i ciągną się w nieskończoność. Na białej
przestrzeni zaczęły wyrastać czerwone maki.
Było ich pełno. Powoli porywały każda wolna
przestrzeń, wypełniały i przytłaczały swoim
lepkim zapachem, który otaczał dziewczynkę
z każdej strony, przygniatał ją, dusił. Uciekała.
— Niech ją w końcu dogoni — mówiłam do
siebie oglądając ten szaleńczy pościg. Chciałam
poczuć jak to jest, kiedy ucieczka się kończy.
Niestety, zawsze budziłam się zanim pościg
miał okazję się skończyć.
Ucieczka – motyw powtarzający się w każdym moim śnie.
Kiedy zostałam opuszczona, przez ludzi którzy mnie
potrzebowali ciągle śniło mi się, że przede mną uciekają.
Biegną gdzieś, gdzie nie będę ich widzieć.

Nigdy nie spotkałam nikogo kto ode mnie uciekł.

— Mówiłeś o mnie prawda? Cały czas?

W każdej legendzie kryje się ziarnko prawdy.
Każda historia kiedyś się wydarzyła.
Każda kiedyś się wydarzy.
W każdej możesz odnaleźć siebie.

121 wyświetleń
4 teksty
0 obserwujących
  • Albert Jarus

    5 June 2012, 20:37

    Przepiękne, szczególnie że uwielbiam takie historię. Pogratulować, nic więcej.