Menu
Gildia Pióra na Patronite

Najlepsza przyjaciółka.

Pinky

Pinky

Mówiłeś, że zawsze będziemy razem.
Dlaczego więc stało się inaczej?
To nie twoja wina. Nie chciałeś mnie okłamać. Byłeś przecież moim najlepszym przyjacielem. Jedynym przyjacielem. Wierzyłam w twoje obietnice. Ufałam ci. Od chwili, gdy pierwszy raz zobaczyliśmy się w sklepie, byłam pewna, że jesteś osobą godną zaufania. Byłeś wtedy taki mały, uroczy - pewnie obraziłbyś się za to określenie. Ale nie mogłam nazywać cię inaczej. Miałeś śmiesznie zadarty nosek i zadziwiająco dojrzałe spojrzenie jak na swój wiek. Stalowoszare tęczówki. Od razu wiedziałam, że chcę się z tobą przyjaźnić. Chciałam, żebyś dzielił się ze mną sekretami, oglądał wschody i zachody słońca, biegał po lesie i skakał w deszczu. Pragnęłam stać się dla ciebie kimś ważnym. Kimś, do kogo zwróciłbyś się po radę, komu pokazałbyś tą swoją stronę, której nikt nie widział. Na pewno ją miałeś, odbijała się w twoich oczach. Nie wierzyłam jednak, że mógłbyś chociażby na mnie zerknąć. Takie szczęście nie jest przypisane komuś mojego pokroju.
Jednak wybrałeś mnie. Mnie. Nigdy nie zdołam ubrać w słowa tego, co czułam, gdy to właśnie ja zostałam twoją powierniczką. Kompanką. Pozwoliłeś mi przebywać ze sobą, opowiadałeś o swoich przygodach. Łapczywie zgarniałam wszystkie słowa dla siebie, chłonęłam je jak gąbka. Czułam się przy tobie taka szczęśliwa, beztroska, wolna od wszelakich ograniczeń! Uwielbiałam odwzajemniać twój uśmiech. Mógłbyś wkraść się w łaski każdej osoby, tylko się do niej uśmiechając. Przyciągałeś wzrok nawet jako dziecko. I zawsze miałeś ostatnie słowo, nikt nie śmiał się tobie postawić, bojąc się twojego gniewu. Twoja złość różniła się od tej, którą prezentowały inne dzieci. One krzyczały, wymachiwały rękoma i szlochały głośno, starając się zwrócić na siebie uwagę. Ty preferowałeś cichą wściekłość. Zaciskałeś szczękę, aż słychać było zgrzytanie zębów. Zapewne wystaszyłabym się tego zgrzytu, gdyby nie fakt, że nigdy nie złościłeś się na mnie. Nigdy.
Miałeś w sobie coś takiego...taki swoisty magnetyzm, który nie pozwalał ludziom przechodzić obok siebie obojętnie. Każdy chciał, byś na niego zwrócił spojrzenie swych szarych oczu. Byś porozmawiał, uśmiechnął się wesoło, sprawiajac, że ciepło rozlałoby się po ciele. Byłeś dobrym chłopcem. Uczciwym i lojalnym, nie skorym do kłótni, chyba, że chodziło o obronę twoich wartości. Rozpierała mnie duma, że byłam twoją przyjaciółką. Rówieśnicy chcieli, żebyś miał o nich dobre zdanie. Dlatego żaden nie ośmielał się powiedzieć o mnie czegoś złego, mieli świadomość, że nie wybaczyłbyś im obrażania najbliższych ci osób. Byłam przy tobie bezpieczna. Nie pozwoliłbyś mnie skrzywdzić, prawda?
Nie zapomnę jak zabrałeś mnie na polankę. Było mokro, więc pozwoliłeś mi usiąść na swojej bluzie, żebym nie zmoczyła sukienki. Oglądaliśmy ptaki i inne leśne zwierzęta. Ptaków było jednak najwięcej, więc skupiałeś się na wyszukiwaniu ich wśród gałęzi. Lubiłeś to robić, miałeś lornetkę i notatnik, w którym starałeś się narysować każdego, którego zauważyłeś. Tylko po to, żeby w domu sprawdzić w encyklopedii jaki to był gatunek. Podziwiałam cię za tą wytrwałość i siedziałam cicho, tak jak mi kazałeś. Czasami szeptałeś do mnie, wskazujac na drzewa, po których skakały wiewiórki. To był pierwszy raz gdy je widziałam, wiesz? Na zawsze zapamiętam z jak wielką gracją biegały po gałęziach, jak znikały wśród liści i znów się pokazywały. Bawiły się z nami, figlarnie wystawiały swoje rude kitki, byśmy je odszukali. Jestem pewna, że robiły to celowo! Kiedy któraś z nich schodziła na dół i przebiegała przez polankę, zastygaliśmy w bezruchu, by jej nie spłoszyć. Starałeś się, choć z natury byłeś wiercipiętą. Nie potrafiłeś usiedzieć w jednym miejscu, musiałeś mieć czymś zajęte ręce i umysł. To dlatego szkicowałeś, w ten sposób skupiałeś swoje myśli na jednym zadaniu. Twoje początkowe rysunki były okropne! Mówię to jako przyjaciółka, nie obrażaj się. Wyglądały jak karykatury, w niczym nie przypominały zwierząt czy roślin. Ale ćwiczyłeś. Twoja upartość mnie zadziwiała, ale miałeś to po swoim ojcu. Przynajmniej twoja mama tak mówiła, śmiejąc się, kiedy nie chciałeś nawet ruszyć swojej porcji warzyw. Byłeś dla niej wielkim oparciem. Jedynym mężczyzną w domu, jak zwykła mawiać. To dlatego mimo dziecięcego wyglądu, drzemała w tobie dusza osoby dojrzałej. Musiałeś szybko dorosnąć, by pomóc swojej mamie. Nie miałeś taty. Starała się go zastąpić najlepiej jak mogła. Była łagodna, ale nieustępliwa. Zawsze przekonywała cię do sprzątniecią pokoju, czy wyniesienia śmieci. Nawet te warzywa w końcu jadłeś! "Dla świętego spokoju!", tak mi mówiłeś, kiedy się z ciebie śmiałam.
Pamiętasz naszą skrzynię skarbów? Tą pełną muszelek, pocztówek i zdjęć, powycinanych z gazet? Chowaliśmy tam wszystko, co uważaliśmy za wartościowe. W moim przypadku były to nawet kamyczki, które znajdowałam w parku. Ach, uwielbiałam być piratką! Ty, jako kapitan, wymachiwałeś patykiem i pokazywałeś mi miejsca, w których mielibyśmy zakopać swój, pełen drogocennych rzeczy, karton po butach. Kiedy znaleźliśmy jaskinię, obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że miała idealne położenie. Ukryta w zaroślach, obrośnięta mchem i zasłonięta gęstymi krzakami. Straszyłeś mnie, że mieszka tam groźny niedzwiedź, ale była pusta. Później bawiliśmy się tam w inne zabawy. Była naszą tajną kryjówką, bazą. Tylko dla nas, nikt inny nie miał o niej pojęcia. Takie tajemnice umacniały naszą przyjaźń, nieprawdaż?
Tylko ty zacząłeś się zmieniać. W pewnej chwili nie miałeś już ochoty na wygłupianie się ze mną. Wolałeś wyjść z kolegami pograć w piłkę. Albo pojeździć na rowerze, rolkach, hulajnodze. Lepiej pograć w piłkarzyki w salonie gier, niż siedzieć ze mną w domu. Nie miałam nic przeciwko, bo wracałeś do mnie każdego wieczora i opowiadałeś. Kochałam twoje opowieści. Zawsze snułeś je na wpół rozmarzonym, na wpół rozentuzjazmowanym tonem, barwnie nakreślając każdy szczegół. Cieszyłam się, bo więź między nami wciąż była silna. Choć zaczynała się powoli kruszyć, pękać, jakby upływ czasu działał na nią destrukcyjnie. Jak gdyby coś próbowało przeciąć tą nić, łączącą nasze serca.
W końcu przecięło.
Chciałam zapomnieć o tym wieczorze, kiedy nie odezwałeś się do mnie nawet słowem. Byłam zbyt zdumiona, żeby wydać z siebie choćby dźwięk. Ale po chwili zebrałam się w sobie i zaczęłam mówić. Wołać. Krzyczeć. Prosić. Nie usłyszałeś? Może nie chciałeś słyszeć?
Od tamtej pory nie traktowałeś mnie już tak samo. Obserwowałam z rosnącym niepokojem twoje coraz częstsze wyjścia. Nie zabierałeś mnie ze sobą, więc mogłam się tylko domyślać gdzie bywasz, co robisz. Już nie rozmawialiśmy. Powoli zapominałeś o mojej obecności. A przecież byłam. Czekałam. Trwałam, oczekując, aż wrócisz. Nie traciłam nadziei, że znowu pójdziemy na polanę. Poobserwujemy ptaki i wiewiórki. Wyjmiesz swój notatnik i będziesz rysował. Szkicował.
Robiłeś to coraz lepiej, z ukrycia podziwiałam twoje nowe prace i napawałam się widokiem niemal żywych stworzeń, spoglądających na mnie z kartki. Byłam dumna z tego, że widziałam twoje początki. Twoi koledzy również chwalili cię za talent, co nie? Nie widzieli jak zaczynałeś, nigdy nie pokazałeś im tych wszystkich karykatur. Wstydziłeś się ich. Ja je widziałam. Miałam możliwość śledzenia twojego rozwoju. Ze mną jednak nie rozmawiałeś, z nimi tak. Z każdym wymieniałeś chociaż zdanie. Witałeś się z sąsiadką, dziękowałeś kurierowi w drzwiach. Tylko do mnie nie chciałeś się odezwać.
Byłam taka zazdrosna. Krzywiłam się i grymasiłam za każdym razem, gdy odwiedzali cię znajomi. Mało kto zwracał na mnie uwagę, byliście zajęci komputerem, grami na konsolach i czasopismami. Rozmawialiście o motorach, samochodach, filmach. Ze mną nie mógłbyś o tym dyskutować? Wiem, że mam zbyt małą wiedzę na ich temat, ale...mógłbyś mi o nich opowiadać. Słuchałabym, spijała każde słowo z twoich ust. Byłam najlepszą słuchaczką na Ziemi! Najlepszą, słyszysz?!
Co z tego, skoro mogłeś znaleźć sobie inną? Nie sposób stwierdzić jakie emocje mną targały, gdy pierwszy raz zobaczyłam twoją dziewczynę. Z parapetu, upchnięta za kwiatami, obserwowałam jak wieszała ci się na szyję, na ulicy, przy tych wszystkich ludziach. Jak ciągnęła cię za ramię i całowała w policzek. Obracała się, stawała na palcach, śmiała i groziła ci palcem. Nie miała wstydu, uroku osobistego, ani żadnej innej pozytywnej cechy. Gardziłam nią całą swoją postacią. Co było w niej takiego, że zastąpiłeś nią mnie? Potrafiła się bawić w piratów? Wiedziała gdzie jest nasza skrzynia skarbów? Byłam pewna, że nie. Z zazdrości jednak nie mogłam myśleć rozsądnie, więc zakładam, że myliłam się co do niej.
Nie, na pewno się myliłam. Źle ją oceniałam, bo zdrowy rozsądek nie chciał dopuścić do siebie pewnego faktu.
Sprawiała, że byłeś szczęśliwy. Uśmiechałeś się przy niej w taki sam sposób jak kiedyś przy mnie. Twoja radość była niemal namacalna, roztaczałeś ją wokół siebie i zarażałeś nawet obcych ludzi. Śmiałeś się szczerze, prosto z serca i dzięki temu zrozumiałam, jak strasznie głupia byłam. Bo tu nie było ważne to, że spędzaliśmy coraz mniej czasu razem. To musiało nadejść. Dorastałeś, więc stawałam się zbędna. Niepotrzebna. Najistotniejsze powinno być dla mnie to, że miałeś wokół siebie ludzi, którzy wywoływali na twojej twarzy uśmiech. Którzy wysłuchiwali cię i chwalili za twój wysiłek, również ten wkładany w rysowanie. Oni spełniali wszystkie warunki. Zastąpili mnie, bo byli dobrymi ludźmi. Cieszyłam się, widzac cię radosnego, bez względu na to, kto tą radość wywołał.
Wycofałam się. Pozwoliłam sobie odejść, choć łzy napływały mi do oczu na myśl, że nawet nie mogę się pożegnać. Tak właśnie miało być. Zrozumienie tego zdjęło mi ciężar z piersi i pozwoliło zniknąć. Zostawiałam cię w dobrych rękach. Odchodziłam z nadzieję, że będą o ciebie dbać i że zmuszą cię czasem do zjedzenia warzyw.
Ale gdybyś...gdybyś kiedyś, kiedykolwiek, potrzebował swojej zmyślonej przyjaciółki, to zawołaj mnie, dobrze? Ja zawsze przyjdę. Zawsze!

Tak dawno nie był w swoim rodzinnym domu. Drzwi otworzyła mu mama, a jego dzieciaki natychmiast wpadły jej w ramiona, przekrzykując się wesoło. Ucałował ją w policzek, wnosząc bagaże na korytarz i rozglądając się bacznie dookoła. Z ulgą zaobserwował, że mieszkanie dalej było w dobrym stanie, tak, jak zostawił je przed wieloma laty. Nie zniósłby myśli, że najukochańsza kobieta w jego życiu mieszkała w ruinie. Dlatego regularnie sprawdzał stan mieszkania. Robił to też z czystego sentymentu. Wychował się tutaj, spędził najpiękniejsze lata młodości i nie wyobrażał sobie, co by było gdyby to domostwo stało puste. Niczym opuszczona rezydencja. Sama myśl napawała go zgrozą. Dlatego dbał, by usterki natychmiast były naprawiane, ściany odmalowywane, a trawnik skoszony. Dalej lubił pomagać mamie.
Pierwszym co zrobił, prócz zdjęcia butów, było odwiedzenie starego pokoju. Towarzyszył mu najstarszy, z całej trójki dzieci, syn, tak bardzo przypominający mu jego samego z czasów dzieciństwa. Gdy tylko weszli do pomieszczenia, chłopiec natychmiast dopadł do kufra, otwierając je i grzebiąc w starych rzeczach.
- Tato, a co to?
To zadziwiające, że wciąż tu była. W dodatku wciąż w jednym kawałku, choć wydawała się już zakurzona i stara - zupełnie jak on. Lalka. Wypchana pluszem zabawka o czarnych włosach i niebieskich kołach w miejsach oczu. Ubrana w wypłowiałą już, niebieską sukienkę, którą uszyła jego mama. Pamiętał ją. Jakże mógłby zapomnieć o tej pacynce? Przeżyła z nim tak wiele przygód gdy był mały! Wolał ją od innych maskotek, choć na ogół nie spotykało się chłopców, bawiących lalką. Dlatego gdy był już nastolatkiem, wstydził się jej. Żałował, że w ogóle dostał taki prezent i starał się wyprzeć z pamięci istnienie czarnowłosej laleczki. Nie chciał, by śmiali się z niego koledzy, ale wciąż nie potrafił jej po prostu wyrzucić, więc umieścił ją gdzieś na parapecie, za kwiatami, by nikt nie zwracał na nią uwagi. A gdy już ktoś ją dojrzał, zawsze tłumaczył, że to zabawka zostawiona przez kuzynkę.
Niewybaczalne zachowanie względem kogoś tak ważnego. Niewątpliwie, choć nie była żadną żywą osobą, wiele dla niego znaczyła. Była jego najwierniejszą powierniczką, kompanką, słuchaczką. Piratką, żoną, agentką.
- To Maria. Kiedy byłem mały, zawsze ją ze sobą nosiłem. Była taką...zmyśloną przyjaciółką. Kochałem ją - oznajmił, śmiejąc się cicho, a malec przyjrzał się ciekawie zabawce i pogłaskał ją po czarnych włosach.
- Ona też musiała cię kochać! - wyrzucił z siebie pewnym głosem, a po chwili, nie czekając na odpowiedź mężczyzny, dodał: - Mogę ją zatrzymać?
- Jasne. Jest twoja. Tylko dbaj o nią. Zasłużyła sobie na to.

750 wyświetleń
20 tekstów
4 obserwujących
  • Pinky

    21 August 2012, 21:45

    Dziękuję wam obu, cieszę się, że wam się podoba : )

  • CzerwonaJakKrew

    21 August 2012, 21:08

    Świetnie…. A przede wszystkim pomysł… Bardzo mi się podobało…

    Pozdrawiam i gratuluję,
    Laura

  • Sheldonia

    21 August 2012, 14:18

    Rewelacyjne opowiadanko:) Wciągnęła mnie ta historia. Bardzo ładnie napisane, a i długość dość imponująca, nie stoisz w miejscu:) Pozdrawiam.