Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zaćmienie serca - cz.XIII

loveforever

Mój oddech stawał się coraz szybszy, a rozum kazał mi zawracać, nie chciałam jednak. Wiedziałam, że jestem już bliżej… czegoś. Po chwili zauważyłam jakąś postać. Okej, więc to człowiek. Nie ma się czego bać – pomyślałam. Postanowiłam odezwać się pierwsza, jednak stojąc w wyraźniej odległości. Pierwej uważniej przyjrzałam się postaci. Ujrzałam mężczyznę. Wydawał się czymś zmęczony, albo… sama nie wiem.

- Przepraszam… coś się panu stało? – zapytałam.
- Ależ nie – odpowiedział mi osobnik. – Wiesz może kim jestem? Lub raczej może czym jestem? – słysząc to, przestraszyłam się. Odruchowo odwróciłam głowę w kierunku, z którego przyszłam. Jednak postanowiłam się skupić i wrócić do rozmowy z nieznajomym.
- Nie, nie bardzo – oznajmiłam mężczyźnie.
- Tak więc ja może się przedstawię… - na te słowa przybliżyłam się o paręnaście kroków. Zbliżając się, widziałam wyraźniej jego sylwetkę. Wyglądał się jakiś taki… dziki, jak gdyby był po polowaniu lub czymś takim.
- Tak?
- Jestem… nazywam się Wilson.
- Kto taki? – zapytałam kolejny raz, nie kojarząc osobnika.
- Wilson, mam na imię Wilson – powtarzał uparcie, jak gdyby lada chwila miało mi się coś przypomnieć.
- A tak, chyba jednak kojarzę – powiedziałam. – Jest pan tatą Oskara, prawda?
- Zgadza się – mówiąc to, przybliżał się do mnie powoli, pokazując w geście co ma na myśli. Prawdopodobnie chciał się przywitać. Odruchowo również ruszyłam w stronę ojca mojego chłopaka. Kiedy podeszłam na tyle blisko, aby móc zobaczyć go w całej okazałości, zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam. Wyglądał zupełnie tak, jakby ktoś go napadł. Twarz miał jakąś taką napuchniętą. Jednak nie to mnie przeraziło. Popatrzałam najpierw w jego oczy, były dzikie. To spojrzenie mogłoby zabijać, gdyby tak się dało. Nie tylko oczy mnie przestraszyły. Po chwili popatrzałam mu w centrum twarzy, okazało się, że jest zakrwawiona. Zaczęłam krzyczeć, bo nie wpadłam na nic lepszego. Jakoś nie potrafiłam zdusić w sobie przerażenia w pierwszej chwili. No, ale przecież nic się nie dzieje, widzisz tylko krew na twarzy mężczyzny, którego nie znasz – starałam uspokoić jakoś samą siebie.
- Co się panu stało? – byłam przestraszona i ciekawa jednocześnie.
- Otóż właśnie to chciałbym Ci wytłumaczyć – rzekł prawie natychmiast.
- No to słucham – mówiłam już spokojniej.
- Chciałbym najpierw zapytać Cię, czy wiesz w co się pakujesz, zadając się z moim synem.
- A w co takiego się pakuję?
- Nie mogę Ci powiedzieć, ale mogę Ci pokazać – zaciekawił mnie tym. Czułam, że podniósł mi się poziom adrenaliny.
- Nie jestem pewien czy aby powinienem.
- Jeżeli to jest ważne, powinien pan.
- Dobrze już, dobrze – powiedział mężczyzna.
Po chwili oddalił się kawałek i zaczął po prostu biec. Po prostu? Nie, tego nie mogę tak nazwać. Bieg niby jak każdy tyle, że biegł co najmniej kilka razy szybciej od człowieka. Od normalnego człowieka. Biegł szybciej, niż ktokolwiek, niż najlepiej wyszkolony sportowiec. Ba, biegł takim tempem, że ledwo go widziałam. O, matko! – krzyknęłam na cały głos.
- O co chodzi w tym wszystkim?!
- Nie zrozumiałaś? – pytał, niedowierzając.
- Ależ owszem, zrozumiałam. Aczkolwiek chciałabym wiedzieć dlaczego? I czy… czy Oskar? Czy on też… jest… taki?
- Nie, tylko ja – mówił, tym razem powoli, podkreślając każde z wymawianych słów.
- To i tak za dużo, ale rozumiem. Uf… - dodałam.
- Co jednak nie zmienia faktu, że przebywanie w towarzystwie mojego syna jest dla Ciebie niebezpieczeństwem. Szczególnie w pobliżu mnie.
- A czy… czy jest wielu takich jak pan? – postanowiłam zadać to pytanie. Sama nie wiedziałam z jakiego powodu. To nie był strach.
- Wydaje mi się, że nie powinienem mówić Ci tych rzeczy – mówił, odchodząc od pytania. – Pewnie Cię przestraszyłem? – kontynuował.
- Na początku tak, ale potem… niespecjalnie.
- Czyżbyś miała już styk z, że tak to lekko nazwę dziwnymi zjawiskami nadprzyrodzonymi?
- Nie, ale… nie wiem, może coś jest ze mną nie tak, ale nie boję się. Hm… chociaż może to nie przez wzgląd na pana się „nie boję”…
- Rozumiem. Chciałem tylko abyś zdawała sobie sprawę. Chciałbym pokazać Ci coś jeszcze – powiedział, poczym z pozycji siedzącej, wstał błyskawicznym tempem, uniósł jakiś konar i cisną nim z całej siły – przynajmniej wydawało mi się, że z całej siły… - cisnął nim w jakieś inne drzewo. Aż zadudniło.
- Tego też się nie boisz? – spytał.
- Tym razem boję się – wyznałam szczerze. – Jednak nadal to mnie nie odrzuca. Nie zrezygnuję. Jestem uparta.
- Rozumiem – odpowiedział mi.

9857 wyświetleń
121 tekstów
2 obserwujących
  • 12 October 2011, 21:25

    Zależy jak dla kogo. ;)

  • Albert Jarus

    12 October 2011, 13:14

    Hmy. Dopiero zacząłem czytać. Może być ciekawe :)