Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zabójca (część I)

grzechr

Mike nerwowo obejrzał się przez lewe ramię, lecz nikogo nie zauważył. Niebieskooki mężczyzna z ciemnymi włosami powoli odwrócił się do poprzedniej pozycji. Sięgnął prawą ręką do włącznika radia. Głośność radia przeskoczyła z siódemki na ósemkę - tylko odrobinę, bo nie chciał, żeby złapali go z zaskoczenia. Nie teraz, nie tuż przed samym końcem...

Spojrzał za przednią szybę auta. Za oknem zaczął lekko prószyć śnieg. Listopadowa pogoda bardzo mu się podobała. Gdy budził się rano, było jeszcze ciemno, a zmierzch przychodził coraz wcześniej. Lubił noc. Uwielbiał ten klimat: na ulicach ciemno, mimo włączonych latarni, pojawiająca się rano (a także często nocą) mgła, miasto wyglądające na wymarłe, gdy wszyscy ludzie chowają się przed wrogim mrokiem. Tak, bardzo lubił ten czas.
Dzisiejszej nocy jednak nie tylko pogoda i widoki wpływały na jego emocje. Ważniejsze było to, co dopiero miał zrobić. Przecież nie zamordował nikogo już od pół roku... Prawie zapomniał, jakie to uczucie. Lecz w chwili, w której zasiadł za kółkiem swojego samochodu, wszystko zaczęło mu się błyskawicznie przypominać.
Ostatni był ten włóczęga spod mostu. Mike był pewien, że nikt go nie znajdzie, a już tym bardziej nikt nie będzie w stanie znaleźć jakichkolwiek śladów, które mogłyby skierować policję na jego trop. Tymczasem okazało się, że był w olbrzymim błędzie. Już następnego dnia po morderstwie usłyszał w radiu informacje o odnalezieniu zwłok mężczyzny. Trafił na nie jakiś wędkarz lubiący łowić w okolicach krzaków, w których Mika ukrył ofiarę. Znał ten teren jak własną kieszeń i od razu, gdy tylko się pojawił, zauważył, że coś jest nie tak. Poszedł w zarośla i dokonał makabrycznego odkrycia. Natychmiast zgłosił je na policję. Funkcjonariusze, którzy pojawili się na miejscu, stwierdzili, że zbrodni bezsprzecznie dokonał ten sam człowiek, który zamordował tego roku już cztery inne osoby. Policjanci mówili także, że zabójca zostawił wyraźne ślady i że są już na jego tropie. Podobno był też świadek, rzekomo widzący wracającego znad rzeki człowieka, mniej więcej o pierwszej w nocy.
Podobno.
Mike był prawie pewien, że policja blefuje i chce tylko zmusić zbrodniarza do popełnienia błędu i wyjścia z ukrycia. Jednak w swoim czterdziestoletnim życiu mężczyzna, który miał na sumieniu siedem osób (i psa, nie zapominajmy o psie!) stwierdził, że lepiej na jakiś czas zniknąć z radarów policji...
Przyszedł czerwiec, lipiec, sierpień... Gdy i we wrześniu morderca nie zaatakował, po mieście zaczęła krążyć plotka, jakoby policjanci mieli schwytać zabójcę. Komendant główny szybko zdementował te doniesienia, po chwili dodał jednak, że jego zdaniem morderca uciekł z miasta w obawie przed schwytaniem, bądź też, o ironio, sam zginął w jakimś wypadku.
Sprawa zabójcy ucichła i w październiku nikt już o nim nie wspominał. Właśnie wtedy Mike postanowił o sobie przypomnieć.

1142 wyświetlenia
12 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!