Menu
Gildia Pióra na Patronite

PAŹDZIERNIKOWY OGRÓD

fyrfle

fyrfle

Między świtem, a wschodem słońca wyszedłem dzisiaj do ogrodu nacieszyć się przyrodą, naturą, czyli tym co my chrześcijanie nazywamy Twórczością Opatrzności. Zwrócił moją uwagę przede wszystkim księżyc w pełni będący jeszcze bardzo wysoko zawieszony w swojej podróży ze wschodu waszego kraju do jego krańców zachodnich. A tam na wschodzie nad szczytami Beskidu Żywieckiego rozszalały się wszelkokolorowymi tęczami zorze świtu. Rozgrzewało je czerwonościami i bordowościami podnoszące się z polskich nizin i jezior słońce. To wyglądało tak jak czasem wygląda życie człowiecze. Jeszcze jesteśmy w wędrówce zwanej starą miłością, ale ona już przygasa i nie jest tak jak w przysłowiu, bo ona przecież rdzewieje. A na horyzoncie pojawiają się już przecudne refleksy tej nowej, która się wydarzy w pełni już za kilka tygodni, kila miesięcy i sprawi, że tamta odejdzie, będzie tylko kłopotem dla pamięci, zakłóceniem snów i bagażem doświadczeń, czasem wieloma laty złudzeń, mirażem z mitów religijnych i faktów bolesnych, niczym pustynna burza z wielką ilością piasku w oczy, który będzie ranił do końca dni.

Potem poszedłem na taras z którego miałem znakomity podgląd na południową część naszego ogrodu i w pełni widziałem rozwijający się wschód słońca. Dostałem od poniedziałku przewspaniałe widowisko. Ptaki lecące na tle pulsujących zórz są czymś po czym czuję się naprawdę wybrańcem losu. Podkładem muzycznym wtedy były dźwięki dochodzące z drogi ekspresowej i z linii kolejowej Żywiec - Zwardoń. Jeszcze samolot wystrzelił się ze swoją smugą w wędrujące po niboskłonie kolorowe obłoki i wbijał się w nie jak strzały starego poczciwego Erosa, zapłdadniając pięćdziesięciolatków w wulkany rozkoszy, rozsadzając srebrne jubileusze, a zastępując je euforią namiętności, nowej miłości, która tworzy rozkosz wieczorów i nocy i radość świtów i wschodów słońca, czyli noce i dnie w normalności, zamiast dni, nocy i lat o trwaniu i głodzie bliskości, usychaniu w pragnieniu ciągu dalszego, tego co kiedyś bylo miodowym miesiącem i nie przeszło naturalnie w stare dobre małżeństwo.

Tydzień w naszym ogrodzie był bardzo ciepły. Strząsnąłem śliwki węgierki z drzewa i zdrową ich część przeznaczyliśmy na dżem. Część z tej zerowej części przeznaczyliśmy na ciasto drożdżowe z kruszonką, a częścią zajadaliśmy się wraz z dziećmi i wnukami, którzy odwiedzili nas w czasie, jak mawiał Marek Grechuta popiątku. Wyrażenie to zaproponował zamiast kompletnie pomylonego w Polsce przez Polaków weekendu. Niestety bardzo wielka ilość śliwek była chora lub zawierała w sobie robaki. Tą część cierpliwie również wyzbierałem i wiaderkiem powynosiłem w miejsce przeznaczone przez w ogrodzie do palenia na nim ogniska. Tydzień śliwki na nim schły, a w sobotę przyszedł czas rodzinnego palenia ogniska. Ogród wypełnił się dymem jakim jeszcze nigdy nie wypełnił się. Dym pachniał słodyczą węgierek. Potem w węgierkowym popiole zagrzebaliśmy ziemniaki, aby w tym żarze upiekły się, które to proste danie jest sercem naszej rodzinnej wspólnoty. Po godzinie rozgarnęliśmy popiół i oczom naszym ukazały się okrągłe "węgle " upieczonych w węgierkowym popiele ziemniaków. Były tego wieczoru niesamowitym przeżyciem kulinarnym. Skórka pachniała węgierkami, a wnętrze było wtjątkowo niesamowitego delikatnego smaku.

Czymś wielkim i w wielkość mądrości i dobra budującym jest rodzinne ognisko w przydomowym ogrodzie. Ten moment, gdy jeden z wnuków, ten trzyletni , puszcza w powietrze bańki mydlane, a drugi, ten niespełna osimnastomiesięczny goni za nimi po ogrodzie chcąc je złapać i zatrzymać przez sekundę na swojej dłoni i biegnąc wpada w rabatę kolorowych jesiennych kwiatów, w której potyka się o prawie metrowej wysokości kwiat rudbekii i wywracając się upada twarzą w ogromny cyyrynowy pompon kwiatu georginii.
Ileż radości dla naszych dusz jest w tych zabawach. Ile to powoduje radosnego śmiechu. Ile komentarzy ludzi przeżywających szczęście i euforię, ktorej imię rodzina. Blogość systemu, który w naszym genialnym wykonywaniu absolutnie nie jest błędem, ale urzeczywistnieniem melodii boskiego wiatru, której nauczyliśmy się i jesteśmy jego niebiańskimi wykonawcami. Czuliśmy się boskim chórem. Wiedzieliśmy, że nie wydamy ni jednej fałszywej nuty.

A między wnuków zabawami, a smakowaniem świętej komunii pieczonych ziemniaków były zorze zachodu słońca. Przeanielskie kolory chmur i w naprawdę niebiańskich kształtach, zapowiadających niesamowitą jeszcze bardziej noc. Obrazy Boskiego Artysty, które w naszej kotlinie widzimy w pewnym momencie zmierzchu są pochodną zachodu słońca, które już jakiś czas temu schowało się za Beskidem Śląskim, jak my to żartobliwie mówimy, już zjeżdża sobie w Wiśle po rozbiegu skoczni im. Adama Małysza. My widzimy, to co z nieboskłonem dzieje się kilkanaście minut po fakcie zajścia słońca za beskidzkie szczyty. W każdym razie spektakl jest cudowny i jest to nasz pokarm codzienny , obowiązkowa strawa duchowa, której pozwalamy się prowadzić nas bez reszty jako zapowiedź barw wieczności, jako przypowieść o przyszłych kolorach i ambicjach Edenu.

A potem była noc. Noc pod gwiazdami, między którymi brylował księżyc w pełni. Siedzieliśmy zjednoczeni dookoła ciepła ogniska, jak beskidnicy w euforii udanego skoku i zdobyciu wielkiego łupu, kiedy rozbili i splądrowali którąś z karawan weneckich kupców przemierzających szlak do Krakowa przyszłym cesarskim szlakiem. Herbaty, wino, rozmowy i nawet nie zauważyliśmy pierwszego błysku w mozaice liści orzecha włoskiego. Dopiero nagły głośny niespodziewany grzmot uświadomił nam prawdę strofy Adama Mickiewicza, że będziesz miała miłość jak jesienna burza. Rzeczywiście nastąpiła gwałtowna październikowa burza z piorunami i rzęsistą ulewą, a potem nad ranem, o piątej rozpoczęła się kolejna, jeszcze gwałtowniejsza, jeszcze bardziej bogata efektowniejsza w światło, jego kolory i tym bardziej w kształty. Muzyka tej burzy była mocna głośna, ale przemawiająca jak wersy pięciolinii Black Sabath, Deep Purple czy Aerosmith.

297 734 wyświetlenia
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!