Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zamknij drzwi

Spero

Spero

Ludzie się zmieniają. Tak po prostu.
Czas ich zabija. Zmianie kawałki, przestawia fragmenty, odwraca wszystko do góry nogami. Zdarzenia kształtują ich osobowość. Wystarczy, byśmy na chwilę ich opuścili, a gdy wrócimy - nic już nie będzie takie samo. Nigdy nie jest. Nie może być.
Czas jest bezwzględny. Nie zna słowa "litość", nie rozumie "proszę", nie wzrusza go "błagam". Czas to świat, którego nie interesują nasze problemy, który nie drży razem z nami. Nasze zgarbione ramiona przytłoczone problemami go nie interesują.
Nie interesują też tych, którzy tak naprawdę nie są w naszym życiu.
Ludzie nie potrafią wracać.
Gdy razem odejdą, zabierają ze sobą zaufanie, miłość i wiarę. Zabijają nadzieję i ufność. I nigdy nie wracają, nie tak naprawdę. Burzą uczucia, który nie da sie odbudować. Strach staje się zamiennikiem na wszystkie uczucia, odpowiednikiem każdego słowa, najlepszym wytłumaczenia. Po powrocie każde "kocham cię" brzmi "nie chcę cię, ale boję się być sam". Nie da sie zaufać jeszcze raz, tak naprawdę, bez przerażenia przed ponownym odejściem, bez odliczenia dni przed końcem.
Ludzie to my.

Jego gitara, stojąca w rogu, tuż obok fotela, pokryła się juz grubą warstwą kurzu.
Jej książka wciąż leżała otwarta na stole, a obok niej stał kubek z zimną herbatą, która niegdyś pachniała wanilią.
Tylko ich nie było.
Były tylko trzaśnięcia drzwiami, kłótnie i łzy. Były wzajemne pretensje, krzyk i ból. Były słowa, które padły bez ostrzeżenia.
A potem był czas, który wszystko zmienił.
Ten pokój, niczym ciche sanktuarium ich pogrzebanej miłości, zamknęła na klucz, zostawiając rzeczy dokładnie w tym miejscu, w jakim były, gdy usłyszała jego ostatnie "suka".
A potem on już nie wrócił.
Z nim odeszła muzyka, pasja i czas. Dni zlewały się w noce, a cisza zdawała się emanować mnogością dźwięków.
Później sobie o niej przypomniał. Niespodziewanie, bez ostrzeżenia. Zapukał do drzwi, prosząc ją, by go przyjęła. Więc mu otworzyła, powoli wpuszczając go do środka. Oboje zapomnieli jednak, że gdy ostatnio wychodził, uszkodził zamek... Przez niedomknięte drzwi do ich świata po tygodniach wdarł sie strach.
I znów leciały łzy, mocząc jasnozieloną poduszkę. Znów pojawiły się wzajemne pretensje, a resztki odbudowanego zaufania, runęły.
Znów wyszedł i trzasną drzwiami, sprawiając, że odpadła klamka. Nie miał już jak wrócić.
A ona... Zwinięta w kłębek, na środku zimnej podłogi, trzymając się resztek wspomnień po nim, wegetowała tygodniami. Potem ktoś podszedł, z daleka szturchnął ją patykiem, któremu nie ufała. Nie chciała wstawać, nie chciała znów się bać. Zdążyła ogrzać już podłogę ciepłem swojego ciała, przyzwyczaić się do jej kształtu, nie budzić się w nocy.
Tylko ten ktoś z tym kijem... On nie chciał odejść. Bez pytania złapał ją któregoś dnia za ramiona, podniósł i zaprowadził do "jej sanktuarium" i kazał patrzeć. Wziął do ręki jego gitarę i grał, tylko dla niej. Sama nie wiedziała, kiedy zrobiła pierwszy krok, siadając koło niego i biorąc niedokończoną książkę do ręki.
Herbata zamiast wanilią, pachniała porzeczką.
Tylko ten zamek... Był jedyny w swoim rodzaju, pozornie naprawiony, jednak wciąż nieszczelnie domykając drzwi do zaufania... Oby strach nigdy się o tym nie dowiedział.

15 733 wyświetlenia
178 tekstów
20 obserwujących
  • natlen

    14 May 2012, 13:58

    Czasy się zmieniaja tak jak i ludzie.......

  • Sheldonia

    13 May 2012, 14:27

    Rewelacja. I jak boli... Pięknie to napisałaś, naprawdę pięknie.