Menu
Gildia Pióra na Patronite

SIERPNIOWY OGRÓD CZ. 2

fyrfle

fyrfle

Lubię obchodzić nasz ogród i sprawdzać stan jego piękna. Wyszukuje wtedy w mim ciekawostki, nowe zakwitnięcia, świadczące o tym, że jest ten nie inny czas danej pory roku. Przyglądam się dokładnie, aby dojrzeć niebezpieczeństwa czyhające na rośliny i zwierzęta. Oceniam co trzeba w danym momencie zrobić w ogrodzie. Jakie prace podjąć, aby piękno było bezpieczne i mogło cieszyć nas do późnej jesieni, gdzie trzeba natychmiast reagować i na przykład zdecydowanie wytępić szkodniki i choroby. Sprawdzam codziennie stan dojrzałości kwiatów i zbieram nasiona pod zasiewy w przyszłym roku. Cóż nasiona kupowane, z renomowanych często szkółek, tutaj się kompletnie niech sprawdzają. Po prostu marnym są materiałem siewnym. Zatem zbieram torebki naścienne nemezji, goździków dwuletnich, goździków kamiennych, nasturcji, czosnków czy lwich paszczy. Goździki kamienne wysiewany już teraz, jak i jeszcze malwy czy szpinak albo cebulę siedmiolatkę.

Czasem spacerując i doglądając ogrodu, trafi się coś bardzo szczególnego, coś bardzo ciekawego i wspaniałego w swoim pięknie i swoistości, jak to nasiono nasturcji, które spadało gdzieś z wysokiego tarasu po lianach, kwiatach i liściach chmielu, aby ostatecznie wypaść do pajęczyny i w niej poczekać na mnie wraz płatkiem pelargonii, kroplami kurzu, rosy i szczątkami wszelkich latających stworzeń, które stały się pokarmem zmyślnego artysty tkacza i jednocześnie celebranta bezwzględnej nieusłyszanej śmierci, w zaułku między murem domu, a donicą z przecudnymi pelargoniami.

Doczekaliśmy się innych pnączy oprócz chmielu.W tym roku postawiliśmy na dynie ozdobne, które podjęły rękawicę i mocno rozeszły się po przednim ogrodzeniu oraz po gałęziach świerka srebrnego. Zaowocowały najprzeróżniejszymi najbardziej fikuśnymi kształtami dyni i wieloma kolorami. Cieszącym są widokiem dla mieszkańców ulicy coraz przede wszystkim bardzo radują nasz zmysł wzroku. Miło jest nam patrzeć jak każdego poranka zastajemy ich więcej i w kolejnych kształtach i kolorach. No i jeszcze ich zielone pnącza rozprzestrzeniają się wciąż dalej i wciąż wyżej. Na nich wyrastają kolejne pączki kwietne i w kolejnych godzinach przeistaczają się w wielkie złote kielichy kwiatów, w których wnętrzach szczególne upodobanie mają pszczoły i trzmiele, a zaraz potem my, którzy z uwielbieniem przyglądamy się rozwojowi kwiatów i potem życiu dziejącemu się w ich zachwycającym wnętrzu

Lubię usiąść w zachodniej części ogrodu, kiedy Ty Kochana jesteś w pracy i wtopić wzrok w rabatę na której teraz zaczynają seryjnie rozkwitać mieczyki. Patrzę na nie i trwam w niemym zachwycie, ofiarując ich piękno i swoje nimi niewypowiedziane zauroczenie Stwórcy jako modlitwę dziękczynną i błagalną o dalsze tak szczęśliwe życie, w takim pięknie i w takim szczęściu. Patrzę, z czasem do doskonałości obrazu dokomponują się dźwięki, wszak Pan dał mam i słuch. Uszami duszy słyszę szepty kwiatów, melodie serc ptaków, szum soków przepływających we wnętrzach dojrzewających węgierek i ich serdeczne zaproszenia nas na ucztę z ich soczystego miąższu we wrześniu. Fizycznymi uszami słyszę nastroje wiatru, ostrzeżenia i przeprosiny zbliżającej się burzy i ludzkie rozmowy o codzienności, którą pragną przekształcić w tydzień inności, choćby tylko tydzień gdzieś nad jeziorem na Mazurach. Trudno jest się zebrać i zorganizować, gdy rodzina czteroosobowa, a ojciec sam pracuje. Z drugiej strony jest zasiłek socjalny na dzieci, co na dwoje daje niebagatelną kwotę 12 tysięcy PLN rocznie. Trwa rodzinna burza mózgów. Dziadek jak to dziadek, mówi, że czterdzieści lat przepracował i nie był na wczasach. Najbardziej naciska wnuczka. Trochę ją rozumiem. Co powie koleżankom i kolegom gdy wróci do szkoły. Z drugiej strony szesnastoletnia dziewoja, to powinna sobie na wczasy w pierwszej części wakacji zarobić sama. Babcia przebąkuje zresztą, że do roboty się nie garnie ino relaksy w głowie. Ojciec kombinuje.Gdzieś słyszał o noclegach za 30-35 złotych. Mój Boże! To są jeszcze takie niechciwe ludzie? Co im się taka cena opłaca? Takie ceny, to na początku Millenium pamiętam i jeszcze łazienka na korytarzu.

W trakcie obchodu spotykam pod milinem,zresztą też już bajecznie kwitnącym, martwego kosa. Leży na brzuchu, wyskubany z piór górny tułów, poza tym nie ruszony. Sytuacja się powtarza następnego ranka. Drugi martwy ptak leży tak samo z wyskubaną z piór górną częścią tułowia pod tawułą van Houta Gold Fountaine. Dziwne zjawisko? Co za zwierzę morduje i porzuca ofiarę?

Wczoraj posypałem okolicę kompostu granulkami niebieskimi, a kompost granulkami zielonymi na ślimaki. Dzisiaj stwierdziłem, że wszystkie granulki są wyjedzone i faktycznie jest tak jak głoszą instrukcję środków. Po zielonych granulkach nie został ślad.Ślimak zeszły do ziemi i tam zamrą. A te, które zjadły niebieskie granulki leżą setkami dookoła kompostu i powoli wysychają. Oczywiście zastanawiam się, czy granulki nie są zagrożeniem dla ptaków i jeży, ale w ogrodzie nie ma sentymentów. Liczą się warzywa, kwiaty, owoce krzewów i drzew, stąd nawet jeśli padną ptaki i jeże to trudno. Następne pokolenia powoli się nauczą, że tego się nie je.

Późno w tym roku, ale przy dzisiejszym obchodzie rannym zauważyłem pierwsze kwiaty na hibiscusie. Są piękne i bardzo zatrzymujące. No i wielkie. Sprawiają, że południowa część ogrodu jest cudna, bo jeszcze kwitnie tam milin, fasole i zwisają cudne grona winorośli, która agresywnie wędruje na kolejne balkony kolejnych pięter domu, ale to jej nie wystarcza, więc rozpycha się w milinie i wdrapuje się po gałęziach świerka srebrnego, a dalej po ścianie domu wędruje na północ i przecięła wiciokrzew i zameldowała się pod zadaszeniem zachodniego wyjścia z domu do ogrodu. Pewnie przy sprzyjających okolicznościach pogodowych, to w przyszłym roku dotrze do końca ściany domu i trzeba będzie ją umiejętnie przekierować do ogrodu.

Ogród jest fascynujący i szczęściotwórczy. Przez Covid zrezygnowaliśmy z jakichkolwiek wyjazdów, czy to w Polskę czy to za granicę. Ale kompletnie nie odczuwamy żadnej tęsknoty za innym jakimś miejscem. Dobrze nam tutaj. W niedzielę idziemy sobie na Matyskę - górę 609 metrów wysokości, z której widzimy niesamowite panoramy Beskidów i Kotliny Żywieckiej wraz z Jeziorem Żywieckim. Wystarczy nam to. Dopiero co przez prawie dwa tygodnie ogród i dom wypęłniały swoim totalnym radosnym rozgardiaszem wnuki i ich rodzice. Pewnie w tym tygodniu powrócą znowu i w przyszłym znowu pojawi się kolejna rodzina. Mieszkamy w Beskidach. Jesteśmy możliwością dla nich superastego i taniego wypoczynku w najcudowniejszym miejscu na świecie. Cieszę się, że chcą i umieją z tego daru skorzystać.

Mirosław

297 746 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!