Menu
Gildia Pióra na Patronite

Biały bez

marll

marll

Lipiec 1944 rok
Lato, a jednak każdy następny dzień jest coraz ciemniejszy. Niebo zamiast jasnego, niebieskiego koloru pokrywa pył, który wznosi się z każdą nową eksplodującą bombą lub miną. Trwająca od pięciu lat wojna, pochłonęła już tysiące ludzi i pochłonie jeszcze więcej, jednak Polacy wierzą, że niedługo skończy się ich piekło. Wierzą w siłę swojej ojczyzny.
Niemieccy żołnierze nie ominęli żadnej miejscowości nawet niewielkiej wsi o nazwie Puznów. Nie mieszkało tu tak dużo ludzi jak przed wojną. Uciekali stąd z nadzieją, że gdzie indziej będzie bezpiecznie. Nie mieli racji. W czasach takich jak te nigdzie nie było bezpiecznie.
Pewnego dnia wieczorem, gdy słońce zakryte szarym pyłem chyliło się ku zachodowi, trzech chłopców uciekało przed niemieckimi żołnierzami. Byli odrobinę od nich szybsi, jednak wiedzieli, że nie zdołają uciec. Dobiegli do rozstaju dwóch dróg. Po między nimi rósł piękny, wysoki, biały bez. Jedyna piękna rzecz, która pozostała w tym zniszczonym kraju. Dwóch z chłopców nie zwróciło na to uwagi i pobiegli drogą, która wiodła do lasu. Chłopiec o imieniu Krzyś skręcił i schował się pomiędzy gałęziami bzu. Był niższy od pozostałej dwójki przyjaciół. Miał duże brązowe oczy, w których widać było cierpienie i strach. Jego krótko obcięte włosy były brązowego koloru.
Na niektórych białych płatkach bzu widniały czerwone plamy. Nawet kwiaty były zbrukane krwią. Chłopak skulił się jak najbardziej mógł. Czekał. Tylko tyle mu pozostało. Już nic nie mógł zrobić. Usłyszał kroki biegnących żołnierzy. Bał się. Bał się tego, co może się za chwilę zdarzyć. Może to już koniec? Może umrze i znów zobaczy swoich rodziców. Tak bardzo za nimi tęsknił.
Odetchnął z ulga, kiedy przebiegli nie zatrzymując się. Jednak wiedział, że jego przyjaciele nie mają szansy uciec. Nagle strzał. Stłumiony, gdzieś z oddali. I jeszcze jeden. Poczuł słone krople na policzkach. Stracił prawie wszystko, pozostała mu jedynie nadzieja. Jednak ona również z każdym dniem gasła. Ogarnęła go senność. Nie bał się zasnąć wiedział, że piękne gałązki bzu osłonią go przed niebezpieczeństwem.
8 maja 1945 rok
Można by powiedzieć, że jest to dzień taki, jak co dzień. Jednak nikt nie ośmieliłby się tak pomyśleć. Ludzi obudziły promienie, wiosennego słońca. Pył, który krył niebo przez tyle lat powoli opadał. Na ustach każdego polaka gościły dwa słowa:

,,NIEMCY SKAPITULOWALI’’

W parze z tymi słowami szły łzy. Łzy pełne szczęścia. Z każdym następnym dniem kraj powoli odbudowywał się. Chłopiec, który schował się w bzie trafił do domu dziecka, gdyż jego rodzice polegli w czasie wojny.
Gdy osiągnął odpowiedni wiek zaczął pracować, z czego odkładał część pieniędzy.
Po zebraniu odpowiedniej kwoty wrócił do miejsca, w którym był tak bliski śmierci. Tyle się tam zmieniło przez te pięćdziesiąt parę lat. Po między polną a asfaltową drogą nie było już białego bzu. Była tam zwykła trawa. Nie. Dla niego nie była zwykła. Przecież to na niej skulił się unikając śmierci.
Krzysztof wrócił tu, aby postawić kapliczkę, która mogłaby mu przypominać ten dzień. Jeden z najszczęśliwszych podczas wojny. Budował ją zupełnie sam. Gdy podchodzili do niego mieszkańcy wsi spytać czy mogą pomóc, odpowiadał, że chce to zrobić sam.
Praca nad kapliczką zajęła mu około miesiąca. Na koniec kupił figurę Matki Bożej, którą postawił na wzniesieniu po środku. Z boku na jednej ze ścianek przyczepił kamienną tablicę, na której napisał:

Pamięci
Oddziału dywersyjnego
Armii Krajowej,,Wilczki’’
I wszystkich walczących
O niepodległość ojczyzny
1939 – 1945
Walczyli Cierpieli Umierali
Za wolność aby była prawem

Dnia 3 maja 1998 roku we wsi o nazwie Stary Puznów mężczyzna, który jako dziecko przeżył wojnę, postawił kapliczkę na cześć zamordowanych żołnierzy i milionom niewinnych ludzi,
a także w podzięce Bogu za dar życia w wolnym kraju.

2397 wyświetleń
40 tekstów
3 obserwujących
  • oliann

    12 April 2010, 19:37

    podoba mi się.
    naprawdę mi się podoba.

    :) pozdrawiam.