Lekko znudzony i przygaszony sierpniowymi upałami Bóg siedział na osikowym pniaku i spoglądał na swój nowy aparat fotograficzny, który leżał na stole.
Letnie popołudnie wypełniał spokój. Okno było otwarte, gdzieś w oddali ryczała krowa, na ścianie wisiał kalendarz na rok 2019 z zaznaczoną datą 6 sierpnia. Zegar wskazywał godzinę 15:14. Zaciągnął się Bóg dymem z papierosa, wziął aparat do ręki, obrócił nim kilka razy i rozejrzał się po pokoju. Wstał z pnia, podszedł do swojego wielkiego terrarium i pstryknął zdjęcie. Aparat miał duży wyświetlacz, większy niż to możliwe i widać było jeszcze dalej niż sięga prawda. Przyjrzał się Bóg zdjęciu. W rogu wylegiwał się wąż. Dalej były łąki, lasy, miasta, wioski. Widział jakiegoś kota, który ziewa w Chinach, widział dziewczynkę z zapałkami gdzieś przy trasie do Krakowa i jakąś wędlinę leżącą na plaży. Znalazł też siebie robiącego to zdjęcie. Wszędzie było dużo ludzi i zwierząt. Jedni się śmiali, inni płakali, ktoś kopał psa, ktoś inny zdawał egzamin. Widział Bóg chłopca, który wchodzi na jezdnię w Piotrkowie. Za 3 sekundy zginie pod kołami ciężarówki. Przyjrzał się też pewnej księgowej w biurze w Lublinie. Robiła jakieś obliczenia. Właśnie w tej chwili źle podzieliła się w niej pierwsza komórka i za rok umrze na raka. Zamyślił się Bóg, a kiedy się ocknął, poczuł że zrobiło się chłodniej. Zajrzał do terrarium ale węża już tam nie było. Ludzie też byli zupełnie inni bo minęły wieki.