To już szósty dzień. Znów obudziłem się o 2 nad ranem. Powoli zaczynam przyzwyczajać się, że mój sen nie trwa dłużej niż dwie godziny. Nie próbuję nawet zasypiać ponownie, to chyba niemożliwe. Cel na dzień dzisiejszy? Przetrwać.
Żałuję, że myśli nie przyjmują mojej kapitulacji. Leżąc na łóżku do 6 nad ranem, w ciemnym pokoju, toczę swoją własną III wojnę światową. Czuję się, jak postrzelony żołnierz, leżący gdzieś w okopie, czekając cierpliwie, aż się wykrwawię.
W końcu słyszę głos ojca, który przychodzi budzić mnie do szkoły. Zastanawiam się, po co, skoro od dawna nie śpię? Swoją drogą nadal nie mogę przyzwyczaić się, że nie widzę już swojej mamy, ściągającej mnie z łóżka. Z oporem wstaję i idę pod prysznic. Dawniej zajmował mi on kilkanaście minut, dzisiaj pochłonął ponad godzinę czasu. Nie tak łatwo zmyć z siebie trudy nocnej walki.
Do szkoły też za specjalnie mi się nie spieszy. Jak zwykle spóźniam się na pierwszą lekcję, chociaż sukcesem jest fakt, że w ogóle na nią dotarłem. Żałowałem już po paru minutach. Czekała na mnie wiadomość, od najbardziej fałszywej osoby jaką przyszło mi do tej pory poznać. Jeszcze wczoraj do granic możliwości obrażał dziewczynę, którą kocham, a którą on niegdyś skrzywdził. I co? Rozmawiali ze sobą. Tak, nie widzę w tym sensu. Zwłaszcza, gdy nabija się z jej sposobu wypowiedzi, dziwacznego zachowania, wyglądu, podejścia do sprawy.
Wiedziałem, że spędzę z Nią, jej przyjaciółką i nim popołudnie. Nasza czwórka zadeklarowała się, w ramach wolontariatu, pomóc przy organizacji imprezy świątecznej dla seniorów. Chociaż, on poszedł tam tylko po to, by pośmiać się z Niej. Dobrze, że nie zdaje sobie sprawy, że nadal ją kocham. Przynajmniej nie ucieka do swoich brudnych gierek, polegających na zabawach uczuciami innych. No i oczywiście naginaniu rzeczywistości. Nie mam siły o tym pisać. Jeszcze chwilę wcześniej przeżyłem chwilę grozy, gdy 91-latek spadł ze schodów, a z jego głowy i nosa leciał strumień krwi. Dobrze, że to przeżył.
Jestem już w domu. Czas zjeść jakieś śniadanie. Od rana nic nie jadłem, a na obiad nie mam ochoty. Robię sobie coś na ciepło. Później wskakuję w dres i idę pobiegać po lesie. Nie wrócę, zanim nie przebiegnę 10 km. Wysiłek i świeże, leśne powietrze pozwalają mi chociaż przez chwilę nie myśleć.
Jak wrócę, to zadzwonię jeszcze do psychologa. Zapisałem się, żeby spróbować. Nie wierzę, że mi pomoże, ale zaszkodzić bardziej się nie da. Posiedzę jeszcze chwilę przed kompem, wypiję kilka butelek piwa albo wyciągnę z barku butelkę z winem, włączę sobie dyskografię Dżemu i powrócę na pole bitwy.
W trzecim akapicie chyba brakuje "mnie". W moim przekonaniu psycholog Ci pomoże... A co do picia - mam nadzieję, że nie stanie się to Twoim nałogiem. Powodzenia i pozdrawiam :)
Niby tak proste a jednak magiczne, prawdziwe skrawki jestestwa i codzienności, przemijanie, walka, honor - ucieczka . Choć chwilowe oderwanie się od świata bo przecież on musi istnieć a my musimy pomimo wszystko trwać bo któż lepiej nie uczy władać ostrzem niżeli właśnie te parszywe życie. Ważne by dostając uderzenie, nastawić drugi policzek .