Menu
Gildia Pióra na Patronite

Morski płomień

Casia

Casia

Kryształowe krople, niczym diamenty utkane w kurtuazyjny płaszcz, unosiły się delikatnie, niesione każdym, choćby najlichszym powiewem wiatru. Falowały, współgrając z podmuchami, tworząc wspaniałe zestawienie. I choć zdawały się pryskać chłodem oraz oziębiały wszystko wokół, wewnątrz ich tliły się płomyki światła; zimnego, lecz posiadającego ogromną moc. Lena wynurzyła swą głowę spod tafli wody, mącąc ją nieznacznie; wiatr i tak nadawał jej oryginalny kształt. Jej ciało wystawało jedynie do piersi, nie mogła ukazać go więcej. Co byłoby gdyby ktoś ją teraz zobaczył? Oczywiście wiedziała, że w środku nocy, przy pełni księżyca żaden śmiertelnik nie powinien zapuszczać się w zbłąkane i zapomniane przez świat gąszcze, ale ostrożności nigdy za wiele. Płynęła powoli, ostrożnie i równomiernie w stronę klifu wyłaniającego się z wody. Wokół niego rosły stare, zniszczone drzewa, wyglądające, jakby ktoś próbował je zmazać z tych szarych stronnic życia. Wiatr zaczynał wiać coraz mocniej, swoimi podmuchami wypraszając nieproszonych gości. Lena zagryzła tylko dolną wargę i płynęła dalej przed siebie. Pomimo paraliżującego strachu, wiedziała, że to jedyna słuszna decyzja. W końcu dopłynęła do dwóch jaskiń łączących się ze sobą tak, iż z daleka wydawały się być jednym, ogromnym klifem. Ludzie i tak nie mogli go zobaczyć, ponieważ większość czasu spędzali po drugiej stronie plaży. Skały były gdzieniegdzie upstrzone mchem, glonami i innymi zielonymi żyjątkami. Aż dziwne, że tutaj przebywały. Lena nigdy nie chciałaby tu mieszkać; ściany wydawały się łypać na nią groźnie, rzucając mroczne cienie. Konary drzew były tak załamane od wiatru, iż zanurzały się po części w wodzie, plącząc w dzikim tańcu z gałęziami. Ozdobione pionierskimi roślinami nie wyglądały najmilej. Dziewczyna po raz ostatni rozejrzała się wokoło, aby sprawdzić, czy nikt jej nie śledzi i wpłynęła pomiędzy skały, zanurzając się we wszechogarniającą ciemność.
Kap, kap, kap. I znów kap. Shelby zerknęła na swój ogon. Niegdyś mienił się on we wszystkich barwach turkusu, natomiast teraz wydawał się być brązowoszary, bezbarwny, brudny. Czy to światło płatało takie niemiłe figle, czy po prostu syreni ogon po trzymaniu jej właścicielki w niewoli sam zdawał się blaknąć? Dziewczyna rozejrzała się wokół, choć nie miało to większego sensu. Jedynym źródłem światła docierającym do tego miejsca był magiczny, bordowy ognik, unoszący się gdzieś w jamie jaskini. Uczucie, które ostatnio przepełniało serce Shelby było gorącą, wrzącą nienawiścią do Zamraya oraz tęsknotą za wolnością i siostrą. Zaś jedyny dźwięk, jaki można było tu usłyszeć, to jej zmęczony oddech i kapanie wody z sufitu. Spadające krople wody mąciły taflę wody i ciszę. Kap, kap. To cholerne kapanie.
Lena płynęła bez końca. A przynajmniej tak jej się wydawało. Jakby ta ciemna jaskinia miała się nigdy nie skończyć. Kiedy już zaczynała wątpić w to, że może znaleźć tu siostrę, ujrzała przed sobą migoczące światełko . Jej serce momentalnie przyspieszyło bieg, sama zaczęła żwawiej płynąć. I wtedy to ujrzała. Wielka, wykonana z żelaza klatka umieszczona w wodzie, tak, aby Shelby mogła pobierać tlen i aby nie zabrakło wody dla jej ogona. Wzrok sióstr złączył się, obie otworzyły szeroko oczy i szybko podpłynęły do siebie, starając się niezdarnie objąć przez kraty. Obie czuły tak wielką ulgę, radość, smutek i złość, że nie potrafiły nic powiedzieć. Lena szybko wyjęła magiczny miecz, wykonany z brylantów oraz kilku magicznych składników i przecięła nim z całej siły kraty. Te zaś rozpłynęły się niczym masło, co pozwoliło siostrom wpaść sobie w objęcia. Obie zaczęły szeptać gorączkowo, ściskać się, nie mogąc uwierzyć, że po tym tygodniu rozłąki znów są razem. Po chwili złapały się za dłonie, wiedząc jedno - muszą pozbyć się Zamraya. Zamray był syrenem, lecz nie miał w sobie serca owej istoty. Przepełniała go ludzka pazerność, chciwość i nienawiść. Chciał złapać wszystkie syreny i wydrzeć z nich ich niewinne serca, sądząc, iż dzięki temu sam stanie się nieskalany i uda mu się pojąć Wielką Moc. Nim dziewczęta zdążyły cokolwiek zaplanować, woda zaczęła wrzeć. Pod nimi rozbłysło zielonobrunatne światło, po czym, jakby z wielkiej otchłani wyłonił się nieziemsko przystojny syren. Miał on grantowy ogon, przypominający burzowe niebo. Choć Lena uwielbiała burze, pomyślała w tej chwili, że ten kolor niesłusznie został przyznany Zamrayowi. Mężczyzna spojrzał na nie z nieskrywaną wyższością i zaśmiał się dziko, co przypominało rechot żaby. Lena złapała mocniej siostrę, czując strach, iż nie uda im się go pokonać. Jednak Shelby przepełniała w tej chwili przeogromna złość. Uspokoiła siostrę skinięciem głowy i uściśnięciem dłoni, po czym wyjęła swój nóż, celując nim w syrena.
- To koniec, Zamray. - wysyczała, wpatrując się w niego wściekle. Lena zawsze podziwiała ją za to. Wiele oddałaby za takie spojrzenie. - Nie uda Ci się już nikogo skrzywdzić. Zginiesz. -Wypowiedziała to tak miękko i lekko, jak gdyby wspominała o składnikach ciasta. Ale wszyscy dobrze wiedzieli, że jest śmiertelnie poważna. Syren zmierzył ją buchającym nienawiścią wzrokiem i rzucił się na nią prędko, nim zdążyła zareagować. Złapał jej nadgarstki i obnażył kły. Syreny, gdy przechodziły na ciemną stronę mocy, dostawały kłów. Lena wzdrygnęła się, widząc, jak Zamray zbliża swoje paskudne zębiska do serca Shelby, aby wyżreć jej zawartość. Lena zareagowała natychmiastowo.
- Hej, Zam! - krzyknęła i wbiła sobie ostrze noża przy sercu. Rozlała się bladofioletowa krew, na co syren momentalnie zastygł w bezruchu. Zapanowała wszechogarniająca cisza. Mężczyzna wpatrywał się w Lenę z pożądaniem; syrenia krew powodowała w nim dziki zachwyt. I choć nie trwało to długo, wystarczyło, aby Shelby wbiła swój nóż w jego serce. Ten tylko otworzył szeroko oczy, jakby zdziwiony, że ktoś mógł zrobić mu krzywdę. Następnie zaczął szarpać się na wszystkie strony. Jego ogon zaczął płonąć niebieskim ogniem, spalił się, następnie pochłaniając mężczyznę. Światło rozbłysło po raz ostatni, po czym zapanowała ciemność. Lena osłupiała starała się wydobyć wzrokiem siostrę, lecz nic nie widziała. Poczuła jednak po chwili jej dłoń i cichy szept, zaniepokojony. Uścisnęła jej rękę i ruszyła za nią, aby jak najszybciej wydostać się z jaskini.
Gdy wypłynęły z tej okropnej jamy, obie nie były pewne, czy to koniec. Wokół panował mrok i ciemność, lecz gdy były razem, czuły się o wiele, wiele lepiej. Przytuliły się mocno, patrząc na siebie. „Tęskniłam” - przekazała telepatycznie Shelby do Leny, która od razu powiedziała jej to samo. Nigdy tak bardzo za kimś nie tęskniła i o nikogo się tak nie martwiła. Złapały się za dłonie i z delikatnymi uśmiechami zanurzyły w wodzie, pozostawiając po sobie jedynie zmąconą taflę wody.

1132 wyświetlenia
14 tekstów
3 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!