Menu
Gildia Pióra na Patronite

Sen Kota

Gold Fishy

Gold Fishy

Kot śnił o tym, że Nie Był. O ile można Nie Być, mając tego świadomość. Szybował pod niebem, pomarańczowym od zamkniętego w nim światła. Miał wrażenie, że firmament pęknie zaraz niczym dojrzały owoc, by rozlać wokół atramentową ciemność i rzucić w dół błyszczące pestki gwiazd… w dół. Kot błyskawicznie spojrzał pod swoje metafizyczne łapy i… obudził się.

We śnie Kota nie byłoby może nic dziwnego, gdyby nie to, że nigdy wcześniej nie zdarzało mu się śnić. Sypiał od dziesięciu do dwudziestu trzech godzin na dobę i nigdy nie śnił. Pamiętał, że kiedy był kociakiem, Mama mruczała mu na dobranoc mruczankę o dziewięciu życiach, ale szczerze mówiąc, nie bardzo w to wierzył. Tak samo jak w sny – słyszał kiedyś, że ludzie mówią o czymś takim, ale sam albo drzemał tylko czujnie z jednym na wpół otwartym okiem lub miał wrażenie, że budzi się zaraz po tym, jak zasnął. A jednak sny istniały. Stwierdził, że musi się zastanowić również nad teorią dziewięciu żywotów – trzeba przyznać, że wydawała się kusząca. Jedyne co niepokoiło Kota to to, że choć śniło mu się, że lata, nie zobaczył, jak z góry wygląda Ziemia. Postanowił, że gdy tylko sen się powtórzy, od razu spojrzy w dół. Ale sen nie wracał.
Kot raczej nie wychodził z domu. Nie to, żeby się bał, o nie. Miał już niejednych właścicieli, raz był nawet w schronisku, więc uważał, że trochę zna życie. Od kilku lat mieszkał jednak spokojnie w starym domku i musiał przyznać, że żyło mu się tam jak u Pana Boga za piecem. Do tej pory uważał, że ma wszystko, czego potrzeba mu do szczęścia, ale teraz zmienił zdanie. Siedząc na najwyższej rzeczy jaką znał – na wielkiej drewnianej szafie – Kot zastanawiał się, jak Ziemia wygląda Z GÓRY. Pewnego dnia wpadł na pomysł. Korzystając z tego, że nikt z domowników nie zwracał na niego uwagi, przemknął się schodami na stryszek i wyszedł przez świetlik na dach. Wiatr dmuchnął mu prosto w pyszczek, gdy wychylił się, by zobaczyć, jak teraz wygląda świat. Dom był niski, parterowy, z płaskim dachem i Kota wcale nie zadowoliło to, co zobaczył. Choć tego nie widział, był pewien, że w swoim śnie fruwał znacznie, znacznie wyżej. Wrócił na dół i minął szafę nie zaszczycając jej nawet przelotnym spojrzeniem. Musiał wymyślić jakiś inny sposób, by odnaleźć swój sen.
Kot nie mógł już wytrzymać w domu. Zamknięta przestrzeń zaczęła go drażnić. Wciąż potrafił cieszyć się miękkimi poduszkami z kanapy w salonie, ciepłym mlekiem, kłębkiem błękitnej wełny… ale wspomnienie snu wracało, mącąc jego spokój. Choć nie miał tego w zwyczaju, wyszedł z domu i ruszył przed siebie. Potrzebował długiego, samotnego spaceru. Szedł, wpatrując się zazdrośnie w niebo upstrzone ptasimi skrzydłami. Na płotach siedziały wróble – zmarznięte szare kulki z piór, z wystającymi złośliwymi dzióbkami. Kot miał już plan. Przyczaił się bezszelestnie przy sztachetach, napiął mięśnie, skoczył… i już przyciskał do ziemi wystraszonego ptaszka. Wróbel zamarł, wytrzeszczając na niego oczka, w których odbijał się strach i kocia mordka.
- Powiedz mi, mój drogi, jak wygląda ziemia z góry, kiedy latasz? – spytał Kot słodko. Słyszał wyraźnie, jak wali maleńkie serduszko. Nieco zacisnął pazurki. – Ptaszyno, chyba patrzysz czasem w dół? – odpowiedziała mu drżąca cisza. Kot zamordował wróbla. Oblizując wąsy z ciepłej krwi czekał na oświecenie – może wróbel miał jakieś wspomnienia, które będzie mógł teraz zobaczyć, jak obrazy w tym kolorowym pudełku, które oglądają ludzie? Zniechęcony wrócił do domu.
Przyszło lato i Kot z kąta w kuchni przeniósł się na szeroki okienny parapet. Humor nie dopisywał mu od dawna i nawet promienie słońca, gładzące delikatnie jego puszyste futro, nie pomagały. Przeciągnął się leniwie, zmrużył oczy… i wtedy je zobaczył. Stało tam od tak dawna, w samym kącie ogrodu - wielkie drzewo. Nie rodziło owoców, liści też miało niewiele, ale domownicy chyba je lubili – nigdy go nie wycięli, choć nie przynosiło im żadnych korzyści. Kot po raz pierwszy w życiu przyjrzał mu się uważnie: było piękne, smukłe i wysokie, wysokie… wydawało się, że gałązkami łaskocze obłoki płynące po niebie. To było to. Kot dawno zapomniał już o swojej wyprawie na dach, zapomniał o wróblu, ale nie zapomniał o swoim śnie. Ruszył przez podwórko, rozganiając wystraszone kury.
- Co robisz? Co robisz? – pytały natrętnie.
- Idę wspiąć się na swoje drzewo.
- Nie rób tego! Nigdy nie wspinałeś się tak wysoko! Nikt nie wspinał się tak wysoko! Spadniesz! Spadniesz! – gdakały uparcie kwoki. Kot minął je dumnie i stanął między korzeniami drzewa. Spojrzał w górę i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zaczął wchodzić wyżej i wyżej… miał wrażenie, że trwa to całą wieczność. Bolały go łapki, pazury ledwo czepiały się gładkiej kory drzewa. Ale nie zatrzymał się ani na moment. Kiedy już wszedł na najwyższą gałąź, z której wystarczyło tylko wyciągnąć łapę, by dosięgnąć nieba, spojrzał w dół. Świat był stąd taki piękny! Zobaczył domy, których wcześniej nie widział, łąki, które rozciągały się nieopodal, rzekę, ciemne pasmo lasu na horyzoncie. Kury były malutkie jak myszki, a dom nie większy od fotela, na którym lubił się wylegiwać. To był jego sen.
Kot nie potrafił zejść z drzewa. Siedział tam, dopóki nie przyjechała straż pożarna i mężczyzna w okropnym żółtym kombinezonie nie ściągnął go na dół. Mimo to, Kot nigdy nie był tak szczęśliwy. Wszyscy domownicy uściskali go, a potem przechadzał się po podwórzu, witany zachwyconymi spojrzeniami kur. Nawet pies, zawsze siedzący przy budzie był pod wrażeniem jego odwagi i uporu. Wszyscy uważali Kota za bohatera.
Od tej pory życie wróciło do normy. Kot wspominał czasem tą przygodę i z okna wyglądał dumny na „swoje drzewo”. Historię tą poznały jego dzieci, wnuki i prawnuki. Kot wciąż miał wprawdzie piękne, giętkie ciało, ale czuł coraz mocniej na karku ciężar mijających lat. Uważał, że jego życie jest jak piękna historia, której brakuje już tylko końcowej kropki. I czekał na tę kropkę cierpliwie i bez lęku. Pewnego dnia, wyglądając przez okno, przypomniał sobie, dlaczego właściwie wszedł na drzewo. Zamknął oczy i niemal poczuł znów to cudowne uczucie Nie Bycia.
Tej nocy, gdy wszyscy już spali, Kot spojrzał czule na ludzi, z którymi mieszkał od tak dawna, na swoją kocią rodzinę, nawet na wielką drewnianą szafę i wyszedł z domu. Tym razem podróż na czubek drzewa wydawała mu się jeszcze dłuższa. Kiedy siedział na najwyższej gałęzi, był już mocno zasapany. Uniósł oczy i zobaczył jak z atramentowo-czarnego nieba spadają w dół błyszczące pestki gwiazd. Uśmiechnął się i skoczył prosto w objęcia swojego snu.

11 867 wyświetleń
100 tekstów
13 obserwujących
  • motylek96

    4 August 2010, 22:24

    Ta ucieczka kota w sen przypomniała mi o mojej ukochanej książce "w krainie kota",choć jest o zupełnie innym śnie niż w twoim opowiadaniu.
    Zabieram:)))

  • Oleczkaaa

    22 March 2010, 13:54

    Bardzo mi się podoba, tekst jest interesujący, a najbardziej moją uwagę przykuł tytuł (uwielbiam koty). Dałabym plusa gdybym mogła.

    Pozdrawiam :)