Końcówka stycznia była bardzo mroźna, ale ten dzień szczególnie. Dawno tak nie wiało. Zimno, stanowczo za zimno. Nie chciałam nigdzie wychodzić, a jednak wyszłam. Przyszłam do Ciebie, chociaż każdy nerw wołał "zawróć!". Czy to z zimna jestem tak zdrętwiała, czy to stres robi swoje? I jak na ironię musieliśmy się umówić akurat na lodowisko...
Czekałeś na mnie z Pawłem i tym drugim, Igorem. Rozmawialiście o mnie, widziałam jak Igor macha głową na mój widok, a przecież się nie znamy. Nie podobało mi się jak na mnie patrzył, gdy podawał mi rękę. Te coś w jego oczach, jakby mnie... rozbierał. I potem, jak coś mówił, pokazywał Ci różne gesty, a to takie niesmaczne... Czy Ty tego nie widzisz? Nie przeszkadza Ci to? No tak, w końcu to Twój kumpel, prawie jak brat. To nie ważne. Chciałeś się spotkać, czekałeś, a kiedy już przyszłam - nie patrzyłeś na mnie. Perfidnie odwracałeś wzrok. Nie, żeby mnie to obchodziło. Kiedy już spojrzałeś, skupiłeś się na makijażu. Do cholery jasnej, przejdźmy do sedna! Ale jak przeszedłeś, to ja jednak już nie chciałam, bo to wcale nie takie łatwe trzymać ciągle głowę w górze i mieć zaciętą minę, i udawać. A tyle czasu już minęło... Nie wiedziałam, co powinnam mówić. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ile rzeczy cisnęło mi się na język. A co, jeśli wszystko, co powiem sprawi Ci przykrość? Ty mi tyle razy ją sprawiłeś... Przepraszasz mnie? Ty mnie przepraszasz! Po raz pierwszy mnie przepraszasz, a nie zrobiłeś tego nawet wtedy... Twoja twarz nie wyraża skruchy, bardziej dezorientację. Odwracam się, a Ty łapiesz mnie za ramię. Powstrzymuję się całą sobą, żeby się na Ciebie nie rzucić, a po raz tysięczny mam ochotę trzymać Cię za szyję i już nie puścić. Zatrzymałam swoje ciało, chociaż myśli bombardowały: "ranisz mnie - to nic, nie obchodzi mnie to! Weź mnie ze sobą, do siebie! Bądź przy mnie!", ale wciąż udawałam obojętną. Zobaczyłam jak zbliża się Dawid i wtedy mogłam zostawić Cię spokojnie, nie musiałeś być sam. A ja odeszłam i już nic nie widziałam. Czułam tylko na policzku zbyt mroźny wiatr.