Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rodzina

Venice

Venice

Kolejne lato dobiegło końca. Spokojna ulica Chicago powoli pogrążała się w mroku. W domu Emily właśnie zapaliły się światła. Dziewczyna siedziała wygodnie przed komputerem czytając plotki o gwiazdach.

Weszła na czat. Kilku znajomych przysłało jej życzenia z okazji 15 urodzin. Uśmiechnęła się delikatnie ciesząc się, że o niej nie zapomnieli. Zrezygnowała z organizowania przyjęcia urodzinowego, bo myślała, że ten dzień będzie świętować z całą rodziną.Mama, tata, mały Simon, Josh i Susan . Taka była obietnica.
Tata Emily od ponad roku przebywał w Iraku. Nie był na jej ostatnich urodzinach. Obiecał, że zrobi wszystko, by pojawić się na następnych, ale niestety nie przyjechał. Emily wiedziała, że to przecież nie jego wina, że pragnąłby świętować ten dzień ze swoją kochaną córką... Jednak tak bardzo tęskniła...
Ojciec wyjechał tydzień przed narodzinami małego Simona. Nawet nie zobaczył swojego synka. Malec miał już ponad roczek, kilka ząbków i był cudownym dzieckiem. Emily ze smutkiem patrzyła na swojego braciszka, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że gdzieś tam jest jego tata, który bardzo pragnie go wreszcie poznać.

-Emi, kolacja!- usłyszała wołanie starszej siostry- Susan.

-Już idę.- krzyknęła i przygnębiona poszła do jadalni.

Przy stole byli już wszyscy. Prawie wszyscy. Mama trzymała na kolanach małego Simona i karmiła go jakąś brązową papką. Bliźnięta Josh i Susan- tak podobni, że gdy Josh założył blond perukę można go było niemal pomylić z własną siostrą- szeptali coś między sobą.
Emily była nieco rozczarowana. Spodziewała się zobaczyć tort albo przynajmniej usłyszeć jakieś życzenia urodzinowe, a tymczasem wszyscy zachowywali się jakby to był zupełnie normalny dzień. Tylko mały braciszek wydawał się trochę bardziej rozbawiony niż zwykle i wciąż się śmiał.

-Emi, podaj mi sól.- powiedział Josh z ustami pełnymi jedzenia.

-Josh, nie mówi się z pełną buzią. -skarciła go mama- Ej, Suzi co z tą twoją pracą na uczelnię. Skończyłaś już?

-No.. prawie. Muszę jeszcze nanieść kilka poprawek.- odpowiedziała.

-To dobrze. Ej, wiecie, ze Simon powiedział dziś nowe słowo?- mama spojrzała na wiercącego się na jej kolanach bobasa.- Czekajcie... to było jakoś tak...hmm... lodźyna.

-Simon- Josh spojrzał mu w oczka- Powiedz rodzina. Spróbuj.No dalej ro-dzi-na.

Malec patrzył na niego z zainteresowaniem.

-Nie zmuszaj go.- powiedziała mama.- Jak będzie chciał to sam powie. Prawda skarbie?

-Ga!- zawołał mały.

-To chyba oznaczało "tak".- stwierdziła Susan.- Ej Emi, coś taka nadąsana?

-Nic, po prostu boli mnie głowa.- skłamała. Było jej po prostu przykro. Nigdy jeszcze nie zdążyło się, by zapomnieli o jej urodzinach. Nie chciała prezentów, wystarczyłoby zwyczajne:
"Wszystkiego Najlepszego".
"Tata by nie zapomniał"- pomyślała i wstała od stołu.

-Już zjadłaś?- spytała mama.

-Ee tak. Idę się położyć.- odpowiedziała i ruszyła w kierunku swojego pokoju.

-Emily, poczekaj!- mama spojrzała na nią zatroskana.- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

-Dzięki.- odpowiedziała cicho.

-Myślałaś, że zapomnieliśmy, co?

Wszyscy, nawet mały Simon, uważnie się jej przyglądali.

-No tak.- odrzekła.

-Widzisz...- mama miała wyjątkowo smutny głos.- Wiedzieliśmy, że bardzo pragnęłaś spędzić ten dzień z tatą i nie chcieliśmy byś czuła się jeszcze gorzej.

Emily poczuła, że w gardle ma wielką gulę. "Nie chcieli bym poczuła się gorzej, więc postanowili udawać, że nie pamiętają o moich urodzinach"- myślała.

-Spoko.- bąknęła i zamiast do pokoju, poszła w stronę łazienki z zamiarem wzięcia długiej, gorącej kąpieli.

Wtedy usłyszała dzwonek. Otworzyła i zobaczyła wysokiego, szczupłego mężczyznę z jakimś pakunkiem w rękach.

-Eee... czego pan chce?- powiedziała ostro. Nie miała ochoty na rozmowę z akwizytorem. W ogóle nie miała ochoty z nikim gadać.

-No nie wiem.- odparł mężczyzna wyłaniając się z półmroku.- Tak sobie pomyślałem, że chciałbym złożyć życzenia mojej córce.

Emily spojrzała na niego zdezorientowana i dopiero wtedy w świetle lampy zobaczyła kto przed nią stoi.

-Tata!- krzyknęła i niewiele myśląc rzuciła mu się na szyję.

-CO?! Co takiego?- usłyszała głosy reszty rodziny dobiegające z jadalni.- Tata wrócił?!

Emily nawet nie zdawała sobie sprawy, że płacze. Nie obchodziło ją, że o mało nie zgniotła tortu, który ojciec dla niej przywiózł. Nie myślała o radosnych okrzykach reszty rodziny, która wybiegła z jadalni. Nie zamierzała puścić ojca, za którym tak bardzo tęskniła. Czuła, że nigdy nie była tak szczęśliwa jak w tej chwili.
Dopiero po minucie zdołała oderwać się na moment od ojca i spojrzeć mu w twarz. Zupełnie się nie zmienił. Te same duże, brązowe oczy; ten sam prosty, szeroki nos, który z resztą po nim odziedziczyła; te same czarne, krótko obcięte włosy; to samo pogodne spojrzenie. Tata. Tata jest w domu.

-100 lat, skarbie.- powiedział i podał jej pudełeczko ze ślicznym. lukrowanym tortem.

Nie była w stanie nic odpowiedzieć. Pozwoliła, by ojciec przywitał się najpierw z trzęsącą się z emocji Susan, potem z rozradowanym Joshem, a na końcu z mamą, która ściskając mocno małego Simona zdołała drżącym głosem powiedzieć:

-To twój tatuś, kochanie.

Ojciec przytulił ich mocno do siebie. Malec od razu zarzucił mu na szyję swoje maleńkie rączki, jakby wiedział, że to jego tata.

Emily wciąż stała z tym tortem obserwując to wszystko bez słowa. Sama nie zauważyła kiedy znalazła się znowu w jadalni i siedziała przy stole tuż obok taty ubranego w swój strój żołnierski, ściskającego na kolanach małego Simona.

-Lodźyna!- krzyknął malec i wtulił się w ramiona ojca.

2229 wyświetleń
25 tekstów
10 obserwujących
  • obito

    14 November 2010, 13:13

    Świetne zakończenie - Happy End można powiedzieć :)

  • pierdzielsie

    19 August 2010, 15:54

    bardzo ładne :)
    i ostatnie zdanie fajnie kończy całość :)