Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jegomość

Anikowa

Anikowa

Kiedy zasnęłam przez chwilę przede mną roztaczała się czarna nicość, która po chwili zamieniła się w ciemny korytarz...Było tam słychać jakieś przerażające jęki. Na jego końcu widać było światło. Zaczęłam podążać ku niemu mijając po drodze głośniejsze i cichsze odgłosy rodem z horrorów. Przez jakiś czas niezdarnie potykałam się o coś...Nawet nie chcę wiedzieć, o co. Raz po raz odwracałam się za siebie, bo wydawało mi się, że ktoś za mną podąża. Przez chwilę nawet poczułam na karku czyjś oddech, co przyprawiło mnie o palpitacje serca.

Doszedłszy do źródła światła okazało się, że jest ono niestety zbyt słabe by odnaleźć się w małym pomieszczeniu...Co chwila uderzałam nogą albo w stół, albo w krzesło, albo całym swoim ciałem natrafiałam na zimną, brudną ścianę. Jednak zdarzył się sukces...Odnalazłam latarkę. Poczułam ulgę. Włączywszy ją zaczęłam oświetlać sobie drogę. Wszędzie walał się gruz, połamane krzesła, butelki po piwie i winie, opakowania po tabletkach, papierosach, strzykawki, podarte ubrania, buty, prześcieradła...Gdzie nie gdzie leżeli też ludzie, którzy spali...Dosyć to dziwne, ale wolałam nie myśleć o tym, co robili zanim znaleźli się na tym korytarzu. Zresztą...Nie ważne...
Nagle przede mną pojawiły się jakby znikąd drzwi...Drewniane, poobdzierane i lekko spróchniałe... Liczyłam, że prowadzą do wyjścia...Byłam jednak w błędzie...Wylądowałam w jakimś pokoju. Jako jedyny był czysty i zadbany. Dywan był tam miękki w kolorze wiśni, na nim leżało kilka książek, na które tylko przelotnie spojrzałam...Potem mój wzrok skupił się na pomieszczeniu. Stało tam dwuosobowe łoże królewskie z ciężkim, krwisto czerwonym baldachimem, który idealnie pasował do prześcieradła o tym samym kolorze ze złotymi, kwiatowymi wzorami. Rama łóżka była wykonana z mahoniowego drewna...Tak samo jak piękny stolik nocny z rzeźbionymi nogami. Na nim stała piękna lampka nocna, której abażur zrobiony został z czarnego jedwabiu. Zasłony były wykonane z tego samego materiału, co abażur, co nadawało niezwykłej lekkości do łamiącego się od bogactwa zdobień pokoju. Podniosłam z podłogi pierwszą z brzegu książkę...Nie pamiętam jej tytułu...Wiem, że była oprawiona w bordową okładkę.
Kiedy oglądałam książkę przez chwile wydawało mi się, że drzwi od pokoju, w którym się znajdowałam zaskrzypiały. Jednak nie podniosłam głowy aby zobaczyć kto wszedł do środka. Wtem poczułam jak czyjaś dłoń sunie po mojej ręce; wzięła książkę z niej i rzuciła ją gdzieś w kąt. Potem „ktoś” objąwszy mnie w pasie zaczął powoli zdejmować...Najpierw bluzkę...Przy czym złożył mi pocałunek na szyi...Potem spodnie...Po czym położywszy mnie na łóżku ukazał się nade mną... Człowiek, którego postury nie sposób było określić ze względu na fakt, iż miał na sobie pelerynę zza której nie było widać też jego twarzy. Zdjąwszy delikatnie i powoli resztę mojej garderoby klęknął przede mną...Po czym zaczął mnie całować...Po karku, szyi, ramionach, brzuchu i udach...Następnie przyciągnął mnie do siebie...Poczułam jego umięśnione ramiona i tors...Nagle poczułam ból...Zanim zorientowałam się, dlaczego...Ustąpiły, a na jego miejsce inne uczucie... Że wchodził we mnie coraz głębiej...Prócz jego szeptu słyszałam w tle ciche granie starego gramofonu, który usiłował wydobyć z siebie znaną mi skądś melodie...Nie mam pojęcia skąd. Nagle jego oddech zaczął przyspieszać...Coraz bardziej i bardziej...Jego dłonie wędrowały po całym moim ciele...Chciałam w pewnym momencie to wszystko przerwać, ale nie mogłam nawet się ruszyć...Czułam, że nie mam panowania nad tym wszystkim...Zaczęłam zastanawiać się nad tym, że jeżeli ja nie mam panowania nad snem...To kto tak naprawdę tym wszystkim steruje?...
Co najgorsze nie mogłam się poruszyć, co mnie zaczęło przerażać. Jednak on nie zwrócił na to nawet uwagi. Nagle z mojego gardła wydostał się cichy jęk, którego nie chciałam. Potem stawał się on coraz głośniejszy i głośniejszy. Co sprawiało radość nieznajomemu... A ja... Wstydziłam się tego i błagałam w sercu aby to się skończyło. Zamknęłam oczy... Zaczęły płynąć z nich łzy, które spadały na poduszkę.
Nagle, kiedy otwarłam oczy byłam w swoim pokoju. Obudziłam się. Zapaliłam pośpiesznie lampkę nocną i rozejrzałam się po pokoju. Pusto. Ulga. Płacz. Potem spojrzałam na pościel. Była na niej krew. Wystraszyłam się, ale stłumiłam to w sobie myśleniem. Stwierdziłam, że raczej to nie może być miesiączka...Miałam ją zaledwie kilka dni temu. Potem przyszła myśl...Tak głupia i niedorzeczna, ale najbardziej prawdopodobna. Ten sen był też częścią rzeczywistości, a ja nigdy tego nie robiłam, a zatem... Odebrał mi to, co chroniłam jak własne życie.
Pobiegłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Po czym stanęłam na chwilę w kabinie jak wryta. I znów zawładnął mną wstyd. Jak mogłam!! Uderzenie ręką o kafelki. Krzyk. Płacz. Kiedy się uspokoiłam poszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki wino, nalałam je do kieliszka i wypiłam duszkiem. Przez chwilę gapiąc się na puste naczynie... Poczułam znów czyjąś obecność. Wstałam z miejsca, wzięłam z szuflady nóż i wymachiwałam nim w powietrzu jak obłąkana. Nagle w mojej głowie rozległ się szept... Usłyszawszy go zaczęłam obracać się wokół własnej osi aby upewnić się, że nikogo za mną nie ma. „ Nie bój się” Ta... jasne...Łatwo mu było to mówić... On przynajmniej nie obudził się ze świadomością snu na jawie. Krzyknęłam: „Kim jesteś?” Śmiech jego odbił się o ściany kuchni...Po czym rzekł: „Jestem Jegomościem”. Zdziwiłam się...Nigdy nie słyszałam aby kogoś nazwano w taki sposób...Myślałam, że sobie ze mnie kpi...Nie miałam racji. Jak się z późniejszych wydarzeń dowiedziałam. Gdyby można było człowiekowi wymazać pamięć... Pierwsza bym się zgłosiła.
A wszystko to skończyło się kiedy na zegarach pojawiła się godzina szósta. Byłam zmęczona, ale za wszelką cenę starałam się nie zasnąć. Wykonałam codzienne czynności, które zwykle się robi przed wyjściem z domu do pracy. Będąc w niej na chwile zapomniałam o nocy...Czemu na chwilę? Przyszły do mnie kwiaty...Bardzo ładne, czerwone róże. Niestety były od rzeczonego Jegomościa. W bileciku dziękował za wspaniałą noc. Wyrzuciłam je. Koleżanki zaczęły wypytywać mnie: „Co się stało?”, „od kogo były te róże?, „czemu je wyrzuciłaś?” Tylko jedna osoba zauważyła, że coś jest nie tak...Był to mój bliski przyjaciel. Znałam go od dzieciństwa. Opowiedziawszy mu zdarzenie z nocy bardzo się zdziwił, ale mi wierzył. Zaproponował mi nocowanie u niego. Na czas aż Jegomość się odczepi. Zgodziłam się zostać u niego na dwa dni. Ale i tak obawiałam się, że i tam mnie będzie nękać, a co najgorsze...No bo jeśli te sny wpływają na jawę...To kto wie, czy Jegomość nie będzie chciał...Zabić mojego przyjaciela. Ale wolałam odpukać w niemalowane.
Zajęłam się własnymi sprawami. Czekały na mnie tony papieru. Wypełnianie ich pochłaniało moje myśli, ale cząstka mnie wciąż z przerażeniem uświadamiała sobie, co może się zdarzyć...I do czego jest zdolny ten człowiek. O ile można go tak nazwać. Bałam się, że moi bliscy ucierpią na tym najbardziej. Co w moim przypadku nie było dopuszczalne. Po prostu...nie i koniec!
Próbowałam coraz bardziej skupiać się na tym, co robiłam. Ale zawsze ta jedna część mnie wciąż wspominała tamtą noc bojąc się, że kolejny sen może zakończyć się tragicznie dla jednej osoby.... I to tej najbliższej. A zbliżająca się ciemność za oknami nie dawała mi powodu do radości. Przez chwilę jednak łudziłam się, że w ogóle nic mi się nie przyśni... Po prostu popadłam w jakąś paranoję i tyle.
Wziąwszy najpotrzebniejsze rzeczy z domu pojechałam do mojego przyjaciela, gdzie oglądaliśmy filmy z kawałkiem pizzy w jednej ręce i szklanką coli w drugiej, śmiejąc się przy tym... Ach...Te komedie. Bardzo rozluźniły nas i sprawiły, że zapomniałam. Jakie to miłe uczucie kompletnie wyłączyć myślenie o przykrych wydarzeniach, siedzieć z przyjacielem i śmiać się do bólu brzucha. Prócz oglądania komedii graliśmy na konsoli i rozmawialiśmy o mało ważnych sprawach.
Nie wiedziałam kiedy zasnęłam...W sumie dobrze, że przebrałam się wcześniej w piżamę...Wiem tylko, że Przemek okrył mnie kołdrą i podłożył poduszkę pod głowę. Był taki miły, no i ładny... Wysoki brunet o głębokich, błękitnych oczach, zazwyczaj ubierał kraciastą koszulę i przetarte dżinsy. Ech... Wspaniały przyjaciel.
Tamtejszej nocy oczekiwałam na najgorsze ze strachem, który paraliżował mnie na każdym kroku... Jednak nic się takowego nie wydarzyło... Przede mną zamiast koszmarnej scenerii i samego Jegomościa roztaczała się tylko łąka, która była moją samotnią. Wyglądała na nietkniętą...Chodząc po trawie nie wyczuwałam nikogo obcego, a to ona zawsze informowała mnie o intruzach we śnie...Aby się upewnić weszłam na drzewo, z którego wszystko było dobrze widać...Ani żywej duszy...Prócz mnie, ptaków, lisów, saren, dzików i innych zwierząt. Odetchnęłam z ulgą. Tak oto noc minęła mi całkiem spokojnie bez nieproszonych, sennych gości. Ku mojemu zdziwieniu i radości. Korzystając z okazji chodziłam po mojej samotni, tworzyłam nowe tereny i cieszyłam się ich widokiem.
Rankiem obudził mnie zapach kawy i uśmiech Przemka, który nakrywał do stołu. Po zjedzeniu śniadania wsiedliśmy do samochodu, którym pojechaliśmy do pracy. Czekało tam na nas sporo pracy, ale w przerwie obiadowej przy naszej ulubionej potrawie pozwoliliśmy sobie na rozmowy o wszystkim. Spytał mnie o to, czy Jegomość pojawił się w moim śnie. Powiedziałam mu prawdę...Oboje stwierdziliśmy, że albo to było jednorazowe, albo On zawsze będzie atakował mnie tylko w moim własnym mieszkaniu. Dla pewności miałam zostać jeszcze dwa dni i niego.
Po pracy poszliśmy do kina na film, który nas zainteresował. I się nie zawiedliśmy. Nawet nas zaskoczył bardzo pozytywnie. Potem poszliśmy do knajpy. Późno wróciliśmy do domu. Gdzieś...Około północy, ale nie jestem do końca pewna, bo byłam lekko wstawiona. Na całe szczęście nazajutrz nie musieliśmy iść do pracy, ponieważ był weekend.
Tamtej nocy śniła mi się tylko moja samotnia, w której był mój przyjaciel i moja koleżanka ze studiów. Przy okazji przypomniałam sobie, że dawno nie rozmawiałam z nią, więc zadzwoniłam do niej po południu z pytaniem, czy wyskoczyłaby gdzieś ze mną i z Przemkiem. Zgodziła się.
Wieczorem pojechałam z przyjacielem do restauracji, w której miała czekać na nas Patrycja. Nie widziałam się z nią...Hm...Miesiąc, albo dwa. Strasznie się ucieszyłam kiedy ją zobaczyłam. Od razu zaczęły się dyskusje o pracy, o wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w ciągu miesiąca. Stwierdziłam, że muszę spytać ją o to, co myślała o tym...O koszmarze, który miał wpływ na wydarzenia po przebudzeniu się. Zdziwiła się, co nie było niczym zaskakującym. . Przez chwilę o tym rozmawialiśmy, ale postanowiłam skończyć tą rozmowę, bo...Po prostu przypominanie sobie na nowo tego wydarzenia nie było przyjemnym doświadczeniem. Popiliśmy, poszliśmy potańczyć i gdzieś około...Hm...Nie pamiętam...Nie...Przypomnę sobie. W każdym bądź razie ja i Przemek wróciliśmy do niego, rozeszliśmy się do pokoi i poszliśmy spać. Patrycja mówiła coś, że mieszka niedaleko. I poszła.
Kiedy zasnęłam wokół mnie panowała ciemność...Pusta i zimna. Absolutnie nic się nie działo. Czasem...Miałam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Ale nikogo nie było... Gdyby nawet ktoś znajdowałby się w ciemnościach to musiał zachowywać się bardzo cicho, bo nic nie było słychać. Oparłam się o zimną ścianę i próbowałam dostrzec w tej otchłani choćby odrobinę światła. Na próżno. Nie mogłam nawet określić jak duże jest to pomieszczenie, a nie chciałam ruszać się z miejsca, w którym byłam. Nagle powietrze przed moją twarzą zadrżało delikatnie. Przestraszyłam się, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Czyjeś kroki echem toczyły się po pomieszczeniu. W głowie miałam jedną myśl: " Nie wracaj tu". Kroki umilkły. Spanikowałam i zaczęłam uciekać. Kilkakrotnie natrafiałam na ślepą uliczkę lub zamknięte drzwi. Myślałam, że się nie wydostanę, ale nagle podświadomie udało mi się stworzyć, nie wiem jakim cudem, drzwi. W prawdzie nie doskonałe, ale zawsze coś. Przez nie trafiłam na ciemną, leśną polanę, którą zza koron drzew lekko oświetlał księżyc. Rosa na roślinach delikatnie błyszczała niczym łzy, których jeszcze ziemia nie zdążyła wchłonąć, a gałęzie drzew wyglądały niczym ręce chcące schwytać mnie w swe szpony. Chwile rozejrzałam się po tej dziwnej, aczkolwiek pięknej okolicy, po czym biegłam dalej. Tym razem starałam się nie zatrzymywać, bo słyszałam wyraźnie szelest trawy, z której na wszystkie strony rozbryzgiwały się krople rosy i trzask łamiących się jak kości na pół gałęzi. Biegłam i nawet się nie odwracałam w tamtym kierunku, wolałam nie wiedzieć kto mnie goni. Nagle zaczęło robić się stromo, słyszałam szum rozbijających się fal o ścianę skalną i gdybym w porę nie zobaczyła, że droga się kończy dwudziesto metrowym klifem, z którego spaść można było do wzburzonego morza... To zapewne nie zdążyłabym nawet zorientować się, że spadam, bo wylądowałabym na płytkich wodach, które by mnie szybko, aczkolwiek boleśnie zabiły. Stojąc nad urwiskiem zaczęłam zastanawiać się, czy dać się złapać tej osobie, czy umknąć jej skacząc z niego. Zbliżał się, miałam mało czasu. Rozłożyłam szeroko ramiona, wzięłam głęboki wdech i...Skoczyłam. Wiatr szumiał mi w uszach, serce zaczęło bić jak szalone...Nie ma ratunku...Spojrzałam na księżyc, który jak ja chciał utonąć w przejrzyście wściekłej toni, po czym zamknęłam oczy. Moje palce pierwsze dotknęły wody, a po chwili całą sobą pogrążyłam się w otchłani. Delikatnie się wynurzyłam, aby złapać oddech, po czym jedna z fal postanowiła wepchnąć mnie z powrotem do morskiego wnętrza. Powoli zaczęłam opadać na dno i tracić przytomność z niedotlenienia mózgu. Chciałam się wynurzyć, ale na to nie miałam już sił. Moje powieki zamykały się, a dłonie i nogi zawisły w bezruchu. To koniec. Ale nagle czyjeś dłonie oplotły mnie w talii. Jest nadzieja...Kiedy ocknęłam się leżałam na piasku obok rozpalonego ogniska. Rozejrzałam się z wolna, ale nikogo nie dostrzegłam. Wstając z ziemi spojrzałam w stronę morza, po czym spojrzałam w drugą stronę, gdzie znajdował się las. Zza koron drzew wstawało leniwie słońce, które swoimi ciepłymi promieniami suszyło trawę z rosy. Usiadłam przy palącym się jeszcze ognisku, ponieważ choć słońce wstało to i tak było zimno. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Ze strachu cała naprężyłam się jak kot. Odwróciłam się, a za mną stał w całej swojej okazałości Jegomość. Jego blada, koścista dłoń odsunęła się od mojego ramienia. Pozbierał z ziemi chrust, który z delikatnym łoskotem trafił do płonącego ogniska, po czym usiadł naprzeciw mnie. Chciałam uciec, ale z drugiej strony...Uratował mi życie...Chyba...Nie ważne. Milczeliśmy, ale to nie istotne, bo przyroda za nas mówiła. Zapragnęłam właśnie w tym milczeniu usłyszeć choć jedną jego myśl pod postacią szumu liści, czy też świergotu ptaków. Ale niestety na ten sen nie miałam aż takiego wpływu. Odważyłam się jednak spytać: "Dlaczego?" wyciągając dłonie do ognia aby je ogrzać. Znów zapadła cisza przerywana szumem fal, trawy poruszanej wiatrem, świergotem ptaków. Nagle wstał, okrążył parę razy ognisko, po czym nie oczekiwanie usiadł obok mnie. Przez chwilę zauważyłam jak spod kaptura zabłysły przelotnie jego oczy. " Jeszcze mnie pytasz, dlaczego?" Powiedział szorstkim tonem, który mnie zmroził. "Nie pytaj mnie o takie rzeczy" rzekł tak poważnym tonem, iż postanowiłam zamilknąć. Jednak moja ciekawość nie gasła i za wszelką cenę próbowałam przeniknąć do jego umysłu, ale to było bez sensu, skoro i tak nie panowałam nad snem. Wstałam i poszłam na brzeg morza, które powoli zaczęło uspokajać się, a nad łagodniejącymi falami przelatywały mewy nurkując dziobami aby złowić dla siebie pożywne ryby. W tamtym momencie wydawało mi się, iż cały ten krajobraz lepiej wyglądał nocą, kiedy spadając księżyc próbował naśladować mnie. Stojąc tak i podziwiając widoki nagle poczułam jak oplatają mnie ramiona Jegomościa. Ze strachu cała zesztywniałam, bo myślałam, że zaraz mnie skrzywdzi, a on tylko szepnął: "Tylko ja ciebie mogę krzywdzić". W jednej chwili wszystko zniknęło. Oszołomiona obudziłam się nie wiedząc, co myśleć spojrzałam na zegarek. Dziewiąta trzydzieści... W pokoju prócz mnie nikogo nie było, ale wciąż przelotnie czułam jego obecność. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni, gdzie Przemek robił kawę i śniadanie. Spytał jak mi się spało...Nie chciałam go niepokoić faktem, że ponownie zaczął mi się śnić Jegomość więc powiedziałam, że dobrze. Usiadłam naprzeciw niego i patrzyłam jak nalewa kawy. Przez chwilę milczeliśmy. Przemek podał śniadanie i zaczęliśmy jeść. Później poszłam się umyć, uczesać i ubrać. Postanowiłam tamtego dnia nie wychodzić nigdzie na miasto, bo chciałam odpocząć. Dlatego wyszłam do ogrodu, położyłam się na hamaku i zaczęłam czytać książkę, a Przemek rozłożył się na leżaku i czytał dzisiejszą gazetę.
Zaczęłam czytać. Kiedy doszłam do dziewiątego rozdziału, zaiste interesującego, na tyle, że aż usnęłam. Co najciekawsze mój sen odzwierciedlał rzeczywistość. Byłam w ogrodzie, gdzie mój przyjaciel kończył powoli czytać gazetę, a ja spałam. W duchu zaśmiałam się " I co ciekawa lektura?", a potem podeszłam do Przemka. Nie czuł on jednak, że położyłam mu ręce na ramiona, tylko siedział i patrzył gdzieś w dal. Nagle tuż obok mnie wyrósł znikąd Jegomość. Na początku tylko stał i przyglądał się mojemu przyjacielowi. Potem jego kaptur zwrócił się w moją stronę. Przyciągnął mnie bliżej siebie, chyba był świadom, iż Przemek mnie nie obroni, jego usta musnęły moją szyję, a ręce Jegomościa zaplotły się na moich biodrach w mocnym uścisku. Oparł mnie o drzewo, do którego była przywiązana jedna z linek od hamaka, złożył długi pocałunek na mych ustach, po czym zaczął powoli próbować zdejmować moje ubranie...Lecz nagle i całkowicie nie spodziewanie tuż za nim pojawił się Przemek. Nie tylko mnie to zdziwiło, że mój przyjaciel dostał się do mojego snu...Sam Jegomość nie mógł w to uwierzyć. Postanowił go jednak zignorować i wrócić do tego, co zaczął. Nie przewidział jednak, iż stanie w mojej obronie. Pociągnął go za kaptur i spojrzał na niego złowieszczo. Z początku wyglądało na to, że Jegomość się przestraszył, ale to było złudzenie, bo zaczął się śmiać i powiedział: "Ty przeciw mnie? Chyba nie wiesz, co robisz". Złapał go bardzo szybko za rękę, która trzymała wciąż kaptur, po czym przerzucił go sobie nad głową. Wylądował twarzą w trawie, co ucieszyło Jegomościa. Przemek podniósł się z ziemi na tyle wściekły, że ruszył na niego i walnął mu z prawego sierpowego w miejsce, w którym powinien znajdować się policzek. Przez chwilę Jegomość chwiał się i wypluwał krew, a potem znikąd w jego dłoni pojawił się nóż, którym wymachiwał jak szaleniec, próbując choć odrobinę zranić nim mojego przyjaciela. Jednak jemu udawało się unikać ostrza, co zaczęło irytować Jegomościa. Postanowił zmienić taktykę. Złapał mnie za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie, objąwszy moje biodro lewą ręką, a prawą dociskał powoli ostrze noża do szyi. Przemek odwróciwszy się w naszą stronę wybałuszył oczy. Było jasne, że nie ma pojęcia, co ma robić. Skąd ten wniosek? Wystarczyło spojrzeć mu w oczy, które rozszerzyły się niesamowicie mocno. Jegomość zagroził mu, że jeśli się do nas zbliży to mnie zabije. Jednak nie zauważył tego, iż z mojej szyi zaczęła płynąć rzeka krwi, bo idiota natrafił nożem na tętnice. Powoli przez znaczny spadek czerwonych krwinek w moim ciele zaczęłam powoli słabnąć, oczy zaszły mi mgłą, zachwiałam się niebezpiecznie przez to niestety nóż wbijał mi się coraz to mocniej. Kiedy Jegomość w końcu zobaczył, co się ze mną dzieje wziął mnie na ręce i gdzieś zaniósł.
Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam białe światło. Próbowałam wstać, ale nagle ręka zakryta białą, gumową rękawiczką nakazała mi leżeć. Na pytanie gdzie jestem czyjś głos rzekł, że znajduję się w szpitalu. Miałam osiem szwów na szyi. Był ze mną spanikowany Przemek, który nie potrafił sobie racjonalnie wytłumaczyć tego, co działo się we śnie. W sumie nie był on sam. Po wyjściu ze szpitala powiedział mi, że nie powiedział prawdy o ranie na szyi i w sumie dobrze, bo uznaliby go za wariata. Jadąc samochodem milczeliśmy. Tylko radio samochodowe zagłuszało napiętą sytuację pomiędzy nami. Zauważyłam, że od czasu do czasu patrzył na bandaż, który sprytnie zakrywał szwy. Zapomniałam powiedzieć, w szpitalu powiedzieli, iż rana nie była zbyt głęboka. Dziwiło mnie to, ponieważ myślałam, że nóż wbił mi się głębiej. Cóż...Najwyraźniej nie miałam racji.

Dzięki za przeczytanie :)

11 475 wyświetleń
183 teksty
3 obserwujących
  • Anikowa

    7 August 2013, 09:20

    Tak wyszedł na światło dzienne, ponieważ nie chciałam tego konta zostawiać martwego, a poza tym chciałam poznać opinię innych ludzi.

  • misiek45

    7 August 2013, 00:22

    Widzę że Jegomośc doczekał się w końcu wyjścia na świat-pozdrawiam serdecznie Aniu :))