Menu
Gildia Pióra na Patronite

Boże Narodzenie

fyrfle

fyrfle

Kiedy pojedli i wypili popołudniową kawę, to byli pełni werwy i chętni do działania, a więc zbierało im się zdecydowanie na wyjście na spacer po zaśnieżonej wsi. A pojedli ryb z Wigilii, którą pierwszy raz spędzili jedynie we dwoje. Nie było więc potrzeby gotowania świątecznego obiadu i goście, którzy już wypełnili dom zajadali się łososiem w dwóch formach, dorszem, pstrągami, nototeniami i śledziami przygotowanymi tradycyjnie bardzo, czyli w oleju, occie i sosie czosnkowym.

Zaproponowali, żeby młodzi odpoczęli, a oni ubiorą Stasia i wezmą go, aby poznał szczęście zabawy jakim jest jazda na sankach. Tak też się stało. Początkowo osiemnastomiesięczny młodzieniec wyrażał wątpliwości, gdy usadzali go na deskach i opierali o oparcie, ale szybko niechęć ustąpiła zaciekawieniu, kiedy płozy zaczęły się toczyć po mokrym śniegu.

Całemu zdarzeniu przyglądały się koty - Adaś, który siedział na półce utworzonej z gałęzi hortensji pnącej, które na wysokości dwóch i pół metra odginały się do dołu i kierowały pnącza w kierunku południowym. Zaś kilkadziesiąt centymetrów nad Adasiem siedziała Cirilla na parapecie kuchennego okna i też z zaciekawieniem przyglądała się temu co działo się na ziemi. Obydwa koty zdecydowały się zeskoczyć na dół i podążać za sankami, a tymczasem w ogrodzie sąsiada kocur Barbor gonił z całych sił Von Blaskovitza, a więc kota jednego ze sąsiadów przy końcu ulicy, który postanowił przejść się po rewirze i przy okazji psotnie oznaczyć nie swoje terytoria, ale dzisiaj został mocno skarcony i musiał uciekać co sił bez jakiegokolwiek opamiętania, narażając siebie i Barbora na tragiczny koniec pod kołami przypadkowo przejeżdżającego samochodu.

Zaczęli ciągnąć sanki w stronę Białego Potoku i Staś zaczął się szczęśliwie uśmiechać i jednocześnie mówić do idących za sankami kotów. Podobała mu się cała sytuacja w której się znalazł, a więc środek transportu był fajny i ciekawie się nim poruszało, cieszyły go koty wędrujące w ślad za nim oraz że dziadkowie śmieją się do niego i namawiają do dobrej wesołej zabawy. Że pokazują mu kury i psy, które głośno szczekają zza płotów i machają bujnymi ogonami. Wreszcie doszli do łąki ciągnącej się dalej do Białego Potoku i zamieniającej się wiosną w kolorową dolinę porośniętą mniszkami, jaskrami, miętą, pokrzywami i innymi kolorowo kwitnącymi ziołami, ale teraz była tylko zieleń i szarość wyschłych traw, i jeszcze wiał intensywny wiatr za zabudowaniami, że dziadkowie szybko podjęli decyzję o powrocie między domy i stodoły. a Staś był już mocno rozweselony spacerem i głośno już się śmiał i z radości wymachiwał opatulonymi w kombinezon i rękawiczki rękami.

Potem szli w dół na wschód placu, mijając świerki pełne świecących się lampek, ogrody z podświetlanymi bałwanami i Mikołajami oraz zrobione z ledowych diod sanie mikołaja zaprzęgnięte w migające renifery z kształtnymi rogami. Spotkali też Szarotkę, a więc mamę Cirilli i Adasia, która przeczekiwała dzień nudząc się między asfaltem, a łąką. Łąką, która falowała ugłaskanymi wiatrem wyschniętymi trawami, pod którymi setki korytarzy mają i żyją sobie w najlepsze dziesiątki, a może nawet setki myszy.Łąka nie koszona od lat, a więc struktura tych wewnętrznych mysich korytarzy musi być bajkowym wręcz labiryntem i byłaby to kopalnia mięsa dla kotów wiejskich, gdyby nie to, że są one dokarmiane przez gaździny na wszelkie sposoby, co czyni je spasionymi i totalnie leniwymi.

Pod jednym z oświetlonych ledami świerków leżał majestatyczny bernardyn Sir Lancelot, a na jego futrze ambiwalentnie wpatrywała się w babcie, dziadka i Stasia Ginewra, czyli kotka sąsiadów o umaszczeniu szarym w bure, prawie czarne pręgi. Ta koegzystencja budziła zdziwienie, zwłaszcza dziadka, który ironizował, że jest to zaburzenie boskiego porządku świata Bożego, której dalszymi wydziwaczeniami są przypadki aberracji w ludzkim świecie, a więc, że sypia mężczyzna z mężczyzną, kobieta gzi kobietę, a bywa, że w kobiecie dusza chłopa siedzi i potem dziwią się sąsiedzi, że mieszkała z nimi Maria, a po pierwszym roku studiów w Krakowie powrócił im już Marian i dawaj podchody czynić do ich córek i wtedy bywają te przypadki, kiedy głowa rodziny musi sięgnąć po Kałasznikowa na strychu i strzela kiedy Maria Marian urządza grilla w ogrodzie, nie bacząc, że za usiłowanie zabójstwa prokurator wykrzyczy mu 25 lat, ale na szczęście normalny sędzia da tylko siedem. A dziadkowi na myśl i taka dygresja wspomnieniowa przyszła, że coś podobnego, a może bardziej przeczącego codziennemu światu widział u świętej pamięci jego siostry, której imię Królowa,kiedy z nim mieszkała na Szklarce i tam nie raz ze szwagrem Georgiosem przyglądali się jak z jednej miski jedzą: kot, pies, kaczka, kogut, świnka morska i królik.

Na skrzyżowaniu skręcili w lewo i skierowali się potoku Wieśnik, który płynął wzdłuż całej wsi przez kilka kilometrów,czyniąc esy i floresy wymagające stałych prac zabezpieczających, aby brzegi wraz domami mieszkańców nie spłynęły jego nurtem do Soły. Tutaj spotkali Pimpka. Pimpek to legenda całego placu. Spokojnie jakby pogodzoną ironią leży na środku ulicy, bądź przemierza ciasne uliczki sam czy ze swoim panem. Zna tutaj każdy kąt, każdego kota, każdego człowieka - każdą jego troskę, wszystkie jego grzechy i świństewka, pragnienia i życiowe niespełnienia. Dziadkowie żartują, że byłby najlepszym radnym z ich placu.

Pokazali Stasiowi wezbrany i rwący nurt Wieśnika, i kapliczkę mu pokazali i opowiedzieli, że jeszcze tamtą zimą stały tutaj piękne modrzewie od których nadano nazwę ulicy, ale ludzie wycięli je, bo mogli, bo pewien minister wydał polecenie zagłady drzew na prywatnych terenach. Pokazali, ze kiedyś tutaj był plac zabaw, ale zardzewiał i nie ma we wsi gospodarzy, którzy chcieliby przywrócić niegdysiejszą komunistyczną świetność ulicy i całej wsi, bo widzisz - mówili dziadkowie do Stasia - przed wojną była tutaj tętniąca życiem miejscowość wypoczynkowa.

Doszli do centralnej ulicy, która ciągnie się przez całą wieś ze wschodu na zachód i obok, której fiksując płynie sobie Wieśnik. Ulica kończy się gdzieś tam przy zboczu jednej z gór Beskidu Śląskiego. Mijali domy, przedszkole i przy nim sklep, a przed ciągiem handlowym zakręcili z powrotem w lewo i ponownie przecięli Wieśnik, kierując się kolejny raz do Białego. Przy końcu ulicy zobaczyli wyraźnie góry z pasmem Rysianki i te na zachodzie, wśród których są te łąki zwane Halą Radziechowską. Teraz zaczął dziadek szybko ciągnąć sanki ze Stasiem - to w jedną, to w drugą stronę, co sprawiło chłopcu wręcz euforyczną radość i i śmiał się radośnie i głośno, a dziadek biegał i biegał, i nie rezygnował, jakby w niego niebieskie moce wstąpiły. Babcia telefonem filmowała ich radosne harce i popołudnie naprawdę było dla całej trójki radosnym świętowaniem tych najwspanialszych i cudownych rodzinnych świąt. Tak, było magicznie i niesamowicie pięknie.

Przyszli z powrotem pod dom, gdzie z okna machali do nich rodzice Stasia i wujostwo i Stasiu stał się jeszcze szczęśliwszym i bardziej uśmiechniętym, ale szybko stracił zainteresowanie nimi dla kotów, które ponownie powychodziły spod pnącej hortensji i z dziury w składowanym drewnie pod balkonem. Babcia pokazała Stasiowi jak robić śnieżki i że można nimi rzucać w koty, czego one bardzo nie lubią i chowają się pod drzewa i krzewy oraz szukają schronienia w składowanym drewnie opałowym. Ale zaraz wychodził chcąc powrócić do zabawy. Staś szybko pojął reguły zabawy i lepił śnieżki z którymi ganiał koty, a gdy te mu uciekały, to rzucał je w dziadka i śmiał się jeszcze głośniej niż dotychczas.

A potem nastąpiła wielka kumulacja i wielka niespodzianka, bo do Stasia z dziury w drewnie wyszło najmłodsze dziecię Szarotki z letniego miotu, a więc jasno szary i o białej sierści Lajlo. Przyglądał się ciekawie i niepewnie całej radosnej zabawie ludzi starszego rodzeństwa, ale w sumie niepewność w nim jeszcze zwyciężyła i czmychnął z powrotem pomiędzy drewno, w głąb składowiska, gdzie pewnie czuł się niezagrożony w swoim niezależnym kocim losie. Stasiu więc nie zdążył podejść do niego i poczęstować go solidną porcją mokrego śniegu.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 7 January 2019, 15:45

    Dzięki i wzajemnie. :)

  • fyrfle

    7 January 2019, 11:17

    Ano naprawdę piękne są. A teraz trzeba mi do powiatu :) Pięknego popołudnia i tygodnia oraz całego wesołego karnawału :)

  • 6 January 2019, 14:26

    Bo góry piękne są.
    Pozdrawiam. :))

  • 31 December 2018, 12:44

    Zazdroszczę aWam śniegu, sanny, kochanych zwierząt domowych, kotków i kotów, piesków i psów , żałuję tych zaginionych i niechcący usmierconych przez nieuważnych kierowców, podziwiam i czasem zazdroszczę Wam sielsko - angielskiego życia w zaciszu Hali Radziechowskiej i przy delikatnym szumie Białego Potoku.